- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Goryl z Wołomina
- Wydawnictwo: Wydawnictwo LTW
- Rok wydania: 2012
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Wiesława Kota
Zabili go i uciekł, a potem ona wróciła ale to nie ona była i nikt jej nie stręczył
Lektura „Goryla z Wołomina” Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego dostarcza czytelnikowi bezcennej wiedzy na temat kuchni literackiej tego giganta powieści milicyjnej. Spiętrzenie fabularnych absurdów przekracza tu wszelkie znane nam wcześniej osiągi, dając Zborowskiego do kwadratu.
Udający bawidamka nicpoń emabluje podfruwajkę, by ją potem wykorzystać w przestępczych celach. Czegóż bowiem nie warto uczynić dla kolacji w Grand Hotelu, czy pieczeni w Europejskim. Z Chicago przybywa tajemniczy Lucjan Halpern, który umieszcza swą pasierbicę w gospodarstwie pod Wołominem. Do jej ochrony wynajmuje tytułowego goryla, rosłego chłopa imieniem Piotr. Nieznany sprawca morduje pasierbicę w sposób utrudniający identyfikacje ciała. W tym samym gospodarstwie mieszkał kiedyś niejaki Kwieciński, który też był w Chicago, a potem zginął w dziwnym wypadku samochodowym. Co więcej pod Serockiem zostaje pchnięty nożem…Harold (nie mylić z Halpernem). Ślady prowadzą spod Wołomina, przez Serock do Otrębusów, Warszawy i Chicago. W tle wielki spadek po bogatej Amerykance i jakieś kompromitujące dokumenty. Przybywa zwrotów akcji, postaci i piętrowych hipotez. A z drugiej strony mamy kameralną podwarszawską atmosferę i niezłą zabawę przy lekturze. Autor nie szczędzi nam bowiem obyczajowych frywolności. Oto charakterystyka Piotrka z tytułu:”- Pije? -Właśnie, że nie. Wcale nie pije. Nie pije i nie pali. – Ugania się za dziewuchami? – Nie za bardzo. Tak od czasu do czasu ma jakąś sympatię, ale to wszystko na krótko. – No to czym on się właściwie zajmuje? Pani Maria wzruszyła ramionami. – A bo ja wiem. Tak się obija.”
Z rozmowy kapitana Kozielskiego z porucznikiem Bielakiem, prowadzącymi śledztwo: „- Fantastyczna cizia. Walutowa. Zdaje się, że ci mocno wpadła w oko. Uważaj. Nie próbuj ją motać. A poza tym nie zapominaj, że nie należy spraw służbowych mieszać z dupą”. W ogóle obaj śledczy to po prawdzie żadnej by nie przepuścili i jedynie służba ich hamuje. Cóż to znaczy etos pracy we właściwym resorcie.
Z kobietami to w ogóle dziwnie jest. Strasznie się napraszają. Ze szczególnym nasileniem u Zeydlera-Zborowskiego: „- Z tego co pan mówi wnioskuję, że pański zięć znalazł sobie w Stanach jakąś sympatię. – A mało to tam takich bogatych kurew, które żadnemu mężczyźnie nie przepuszczą. Tfu…”
Indyferentyzm moralny nie jest oczywiście wyłącznie cechą kobiet. Dotyczy bowiem również Stefana Gołaja, który indagowany na okoliczność tak mówi: „-Czy znacie Izabelę Borecką? – Co mam nie znać. Jasne, że znam. To moja dziewczyna. -Stręczyliście do nierządu? Jaki tam nierząd, panie władzo. Jak chciała sobie perfumy kupować w Pewexie, to się kurwiła za dolary. A mnie co do tego.”
Gdzie tu szukać moralnego ładu, w tym świcie pełnym zbrodni, pokus, chciwości? No chyba tylko pod Wołominem. Nie na darmo pisał Jeremi Przybora „I wziąć do zwiać do Wołomina”.
„Goryl z Wołomina” został wydany na podstawie autorskiego maszynopisu. Widać tu pewną surowość tekstu i jego roboczy charakter. W kilku miejscach można dostrzec luki fabularne, które czytelnik winien sobie sam uzupełnić. Dla mnie to jednak dodatkowy atut lektury. Jako kryminał nie jest to oczywiście dzieło sensowne. Był tego zresztą świadom sam twórca, który autoironicznie zauważał, że coś za dużo tu zbiegów okoliczności. Natomiast uciechę z czytania mamy przednią, a to ogromnie dużo.