- Autor: Maj Sjöwall, Per Wahlöö
- Tytuł: Zabójca policjanta
- Wydawnictwo: Amber
- Seria: Kryminał z klasą
- Rok wydania: 2012
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Anny Lewandowskiej
Martin Beck przybywa do położonego w Skanii sennego miasteczka Anderslöv z którego najwyżej kwadrans jedzie się nad Bałtyk do Smygehuk, najdalej na południe wysuniętego cypla Szwecji. W miasteczku zaginęła Sigbrit Mård, trzydziestoośmioletnia rozwódka – sprawa wydaje się banalna, gdyby nie to, że media, policja i miejscowi mieszkańcy już wydali wyrok: według nich kobietę zabił Folke Bengtsson, który wyszedł na wolność po odsiedzeniu siedmiu i pół roku więzienia za zamordowanie Roseanny McGraw.
Wkrótce do Becka dołącza Lennart Kollberg i wszyscy wspólnie z miejscowym policjantem Herrgottem Nöjdem zaczynają śledztwo mając na karku lokalne media; pod wyraźnym naporem zwierzchnictwa Beck aresztuje Bengtssona, choć nikt nie jest przekonany do jego winy. Tymczasem w innej nadmorskiej miejscowości na południe od Malmö dochodzi do strzelaniny między policją a złodziejami; dwaj policjanci zostają ranni, a jeden ginie ale nie na wskutek odniesionych ran. Ginie też jeden z przestępców, a na drugiego zostaje urządzona obława; media dysponujące fałszywymi danymi z miejsca nazywają uciekiniera zabójcą policjanta. Niespodziewanie okazuje się, że jest jeden drobny element, który łączy obie sprawy.
Mam wrażenie, że szwedzkie małżeństwo chciało właśnie tą książką zakończyć serię o sztokholmskich policjantach – akcja przenosi się na prowincję, tak jakby autorzy chcieli pokazać, że w stolicy „zrobiło się tak okropnie, że nawet przestępcy stamtąd uciekają”. W książce domykają się wątki przewijające się przez całą serię – dowiadujemy się, na przykład, dlaczego Lennart Kollberg, którego „poczucie solidarności z własną grupą zawodową jest bliskie zeru” od ponad dwudziestu lat nie nosi broni i nie dziwimy się, że na ostatnich stronach odchodzi ze służby motywując to tym, że „tak bardzo wstydzi się swojego zawodu, że sumienie nie pozwala mu go dłużej wykonywać”. Pojawia się tu mnóstwo odniesień do wszystkich poprzednich powieści – dla kogoś, kto ich wcześniej nie czytał nie ma to znaczenia ale dla tego, kto to zrobił, jest to dodatkowy smaczek tej książki, takie swoiste zwieńczenie serii. Sama powieść jest ciekawa i intrygująca ale z najlepszymi powieściami małżeństwa nie może się równać – jest to zwykłe czytadło, któremu brakuje świeżości i nowoczesności pierwszych części serii czy choćby przewrotności i dwuznaczności poprzedniej części. Oczywiście sama akcja przeplatana jest gruntowną krytyką socjaldemokratycznego rządu, który, według autorów, nie jest ani socjalistyczny ani demokratyczny; chwilami mam wrażenie, jakby poglądy szwedzkiej pary ocierały się o anarchię. Czasami ta propaganda wydaje mi się niemalże groteskowa: reżimowa władza odpowiada za to, że młodzi ludzie nie mają zajęcia i pogrążają się w narkomanii. Krytyka z tomu na tom staje się coraz ostrzejsza; autorzy piszą na przykład o „szwedzkiej pseudodemokracji, skazanej na rychłe i całkowite bankructwo” czy gospodarczej niespójności państwa pseudosocjalistycznego; społeczeństwo jest czymś „abstrakcyjnym i wrogim, kierowanym przez zbieraninę nadętych zer”, a policja najchętniej wykorzystuje „prawo pałki” do nękania ludzi, gdyż szefostwo jest żądne krwi. Ale, mimo wszystko, są pewne pozytywy: Martin Beck, którego prasa nazywa „szwedzkim Maigretem” na co on się bardzo zżyma, stwierdza po przyjeździe do leniwej i uroczej Skanii, że „Szwecja to zły kraj, ale przynajmniej cholernie piękny” i w efekcie w finale Herrgott Nöjd sugeruje mu, by się tam przeprowadził; w ogóle Beck często tęskni za pozostawioną w Sztokholmie Rheą Nielsen i wydaje się, że właśnie w tym związku odnalazł ukojenie. Ogólnie jest to więc książka dość przyzwoita, ma swój nastrój, leniwe tempo pasujące do scenerii, ciekawą intrygę, barwne postacie i zaskakujące zakończenie – można po nią sięgnąć, choć komunistyczna propaganda może lekko do niej zniechęcić.