Zeydler-Zborowski Zygmunt – Kabała 99/2023

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Kabała
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo LTW
  • Seria: Kryminał
  • Rok wydania: 2012
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej

Najpierw kropnąć, a potem zgrandzić

„Kabała” to jedna z ostatnich powieści Zygmunta-Zeydlera Zborowskiego. Prawdopodobnie powstała w końcu lat 80. Publikacja książkowa nastąpiła w roku 2012, staraniem wydawnictwa LTW, na podstawie maszynopisu autorskiego. Niestety nie był datowany.Powieść ta daje znakomity przegląd zarówno dobrych, jaj i złych cech twórczość tego niewątpliwego mistrza powieści milicyjnej.

Najmocniejszym elementem fabuł Zeydlera był dla mnie zawsze humor. Czasem przaśny, często zawadiacki i bezceremonialny. Intrygujące bywały także założenia intrygi i dobitnie skrótowe charakterystyki postaci. No i autor ten nigdy nie był i nie jest dla mnie nudny. Mankamentem natomiast jest duża doza przypadkowości, hipotetyczności i intuicyjności jako cech działania oficerów milicji prowadzących śledztwo. No, ale to cecha immanentna powieści milicyjnej w ogóle.

Podstawowa zasada u Zborowskiego jest następująca: pokazać kilka postaci (protagoniści ich znajomi, krewni, pociotki, podwładni, sąsiedzi) i w tak luźno rozrzuconą siatkę wrzucić morderstwo, a nawet dwa morderstwa. No a potem to już jakoś się akcja potoczy, a na koniec kapitan porucznik czy major objawi nam-czytelnikom sprawcę.Tak właśnie dzieje się w „Kabale”. Poznajemy Ewelinę Kamieniecką, starszą panią zamieszkałą w Podkowie Leśnej. Pani Ewelina ma jakieś dawne szlacheckie koneksje, jest osobą majętną i zajmuje się wróżeniem. Tytuł „Kabała ” zaś nie ma tu odniesienia etymologicznego, tylko raczej frazeologiczne – „wpakować się/kogoś w kabałę”.

Pani Ewelina ma siostrzeńca, Edmunda Gelnerta oraz wychowanicę Lolę. Oboje łakomym okiem spozierają na sejf pani Eweliny, zawierający kosztowności i walutę. Problem w tym, że Edmund po wyjeździe do Francji zajął się: grą w karty, handlem narkotykami i sutenerstwem, a i to nie wszytko. Iście renesansowy rozmach. Tam tez Edmund siedział w pudle, po czym wrócił na ojczyzny łono. Z kolei Lola jest studentką malarstwa. Pewnego dnia ma miejsce włamanie do domu pani Eweliny i gdy ta leży już związana, nagle pojawia się Lola i strzela śmiertelnie do jednego ze sprawców z …pistoletu do wbijania kołków w ścianę. Okazało się jednak, że sprawców było dwóch i ten drugi zdążył zbiec z zawartością sejfu, w kierunku nam nieznanym. Kapitan Konerski i porucznik Gołczak przystępują do zadań, ale idzie im niesporo i dopiero drugi trup pozwala lepiej im się rozeznać w galimatiasie międzyludzkich powiązań. Niezależnie od tego autor wprowadza do akcji kolejne postacie, mające ubarwić sytuację i do reszty omotać czytelnika. Coraz bardziej przekonuję się, że Zygmunt Zeydler-Zborowski uprawiał humorystyczną groteskę pod płaszczykiem powieści milicyjnej.

W „Kabale” jest to tym bardziej widoczne, że zupełnie brak osadzenia fabuły w rzeczywistości. No, ale humor opisów i dialogów wynagradza wszystkie niedostatki. Oto opis gosposi pani Eweliny, niejakiej Walentyny: „Bez pukania weszła tęga przysadzista kobieta. Płaska twarz, wydane kości policzkowe oraz lekko skośne oczy przywodziły na myśl stepy dalekiej Mongolii. Nic dziwnego, że lubiła sobie golnąć kapeńkę w godzinach pracy. Rozmowa dwóch kumpli o zarabianiu na życie: „- Z czego się właściwie utrzymujesz? – Kombinuje się. Ostatnio trochę robiłem w walucie. Czasem trafi się jakieś dobrze płatne mordobicie. – Mordobicie? – No tak. Facet ma do kogoś żal, a nie chce się osobiście fatygować albo nie czuje się na siłach”. O naczyniach do konsumpcji alkoholu: „-Nie dała pani kieliszków do wódki? – Musztardówki nie takie wywrotne, proszę pana”.O wieku zamążpójścia: „Nawet mi się spodobał. A mnie bardzo rzadko kto się podoba. Bardzo jestem grymaśna. Może dlatego do tej pory za mąż nie wyszłam, chociaż już mam 54 lata”. szarej, ale miłej codzienności oficerów milicji: „-wyciągaj ten salceson i ser także. Ja tymczasem włączę czajnik, żeby nie tak na sucho. Mamy tam chyba jeszcze trochę madrasu”. O refleksjach funkcjonariusza po rewizji: „- Mógł był sobie, skurwysyn, chociaż te skarpetki czasem przeprać (ciekawe użycie czasu zaprzeszłego, prawda? – przy. mój) – mruczał zdegustowany sierżant Kaczmarek. – Takiego niechluja, jak żyję, jeszcze nie widziałem. To chlew nie mieszkanie”.

To tylko próbka możliwości autora.Jeżeli chodzi o wątki liryczne, to Klubowiczka Ewa Helleńska (recenzja 22/2013) widzi związki z twórczością Jadwigi Court-Machler, która tworzyła lekkie romanse. Widzimy zatem jak różne skojarzenia może przywodzić Zeydler.Zwróćmy uwagę, że autor nie ucieka także od żartów na własny temat. Otóż jeden z bohaterów „Kabały” chciał czytać jakąś powieść kryminalną (tytułu nie znamy), ale zmęczyły go zawiłości intrygi i odłożył. Natomiast Ewelina Kamieniecka kilka razy odnosi się do „Listów Nikodema” Jana Dobraczyńskiego, jakby to była jej ulubiona lektura. Cóż, czas obszedł się brutalnie z twórczością Dobraczyńskiego. Stwierdzam to jako antykwariusz z wieloletnim stażem. Dobraczyński wyparował z obiegu czytelniczego do cna, a wydał ponad 100 utworów. Natomiast Zygmunt Zeylder-Zborowski cały czas ma się świetnie. Jest wznawiany i czytany. I niech zostanie. Jako bezpretensjonalna rozrywka jest kojący. Howgh.