- Autor: Sekuła Helena
- Tytuł: Złoty blues
- Wydawnictwo: Wielki Sen
- Seria: Seria z Warszawą (tom 12)
- Rok wydania: 2010
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Klubowa Księgarnia
LINK Recenzja Marzeny Pustułki
LINK Recenzja Adama Sykuły
Jak szybko znika pół litra eksportowej
W willi na Saskiej Kępie działa nielegalna fabryczka produkująca wyroby jubilerskie z dużą domieszką ołowiu, które są następnie rozprowadzane po całej Europie. Oczywiście jako artykuły drogie i pełnowartościowe. Milicja trafia przypadkiem tutaj przypadkiem za sprawą pewnego telefonu. Tak zaczyna się wielka afera obfitująca w kilka trupów, ginie nawet milicjant. Działaniami śledczych dowodzi major Korosz.
Takie są podstawowe elementy „Złotego bluesa” Heleny Sekuły. To prawdopodobnie pierwsza powieść kryminalna tej autorki, będąca wprawką, do późniejszych, bardziej spójnych fabularnie dzieł tej nadchodzącej nowej gwiazdy powieści milicyjnej. Tu trzeba nadmienić, że oficjalnym debiutem Sekuły jest powieść „Tęczowy cocktail” (1962), zaś „Złoty blues” przez dziesiątki lat pozostawał wyłącznie gazetowcem i dopiero staraniem Klubu Mord i wydawnictwa Wielki ukazał się w formie książkowej.
Na milicję dzwoni ktoś wzywający pilnej pomocy i sugerujący zagrożenie życia. Szybko zostaje ustalone, że telefonowano z willi przy ulicy Paryskiej, na Saskiej Kępie. Oficer dyżurny zarządza…blokadę miasta, a na miejsce wysyła ekipę. Na miejscu zostaje znaleziony ciężko ranny mężczyzna, niejaki Paweł Rittner, jubiler. Zostaje odwieziony do szpitala, a na miejscu, po rewizji, milicja ujawnia duże ilości wyrobów jubilerskich, między innymi kolii i bransolet oraz duże zapasy ołowiu. Nietrudno się domyślić, że trwała tu produkcja fałszywych kosztowności, z ujawnionymi próbami francuskimi. A zatem afera ma zasięg międzynarodowy. Nie dochodzi jednak do przesłuchania Pawła Rittnera, gdyż ten ucieka ze szpitala, a następnie zostaje zadźgany podczas bójki w portowej knajpie na Wybrzeżu. Już na tym etapie widzimy zbitkę nieco abstrakcyjnych elementów, jak na typową powieść milicyjną. Bo też Helena Sekuła nie była typową autorką tego gatunku. Pisała z rozmachem i nie bała się rozwiązań, które możemy uznać za mało prawdopodobne. Śledztwem zostają objęte szemrane postacie obcokrajowców, którzy krążą po całej Europie, ale nader często bywają w naszej ojczyźnie – Mr. Jack Cardigan czy dr Farhad Izefah. Milicja domyśla się, że to nielegalni kurierzy jubilerskich wyrobów, ale brak dowodów. Pracownicy służby X, w tym podwładny Korosza, porucznik Cieślik (obaj znają języki obce !!!), penetrują trasy lotnicze i kolejowe. Służby celne wzmagają czujność. Można odnieść wrażenie, że wszystkie siły pomagają w śledztwie. Moc milicji jest wielka, a siły niespożyte. Przestępcy na pewno zostaną schwytani. Nad całością śledztwa czuwa pułkownik Henryk Lis. (to przywidzi nam na myśl triadę bohaterów Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego: Leśniewski-Downar-Olszewski). Taki wniosek wybija się na pierwszy plan. Nic dziwnego, w tym czasie Helena Sekuła pracowała w biurze prasowym Komendy Głównej milicji.
Objęci inwigilacją podejrzani całymi nocami rozbijają się po stołecznych lokalach gastronomicznych. Bywają w „Bristolu”, „Kameralnej”, „Grandzie” oraz, zapewne będącą wytworem fantazji autorki, „Komecie. To tu major Korosz udaje się ze swą ukochaną, Krystyną (co ciekawe postać ta występuje tylko jednej scenie powieści) i Krystyna podsuwa majorowi ważny trop. Zwraca uwagę, że orkiestra, przy wykonywaniu utworu ” St. Louis Blues” fałszuje w jednym miejscu i fałsz ten powtarza się przy kolejnych wykonaniach. To znak dla szajki przestępców, że towar został złożony w skrytce. Tu mamy wyjaśnienie tytułu powieści. Zwróćmy uwagę na pełną symboliki okładkę autorstwa Rafała Bartleta.
W innej sekwencji gastronomicznej – lokal „Kameralna” (słynna za czasów Marka Hłaski patrz: „Piękni dwudziestoletni” i odrodzona nazewniczo kilka lat temu) podejrzany emabluje dwie dzierlatki, z których jedna okazuje się sierżant Ireną, bawiącą tu oczywiście służbowo. I tu dochodzimy do kolejnej immanentnej cechy dzieł Heleny Sekuły. Otóż prezentuje ona galerię silnych, niezależnych i atrakcyjnych kobiet, które chodzą własnymi drogami (patrz „Dziewczyna znikąd, 1964). W „Złotym bluesie” funkcję tę pełni siostra Rittera – Anna. Najpierw jest niewinna, potem nie wiadomo kim jest, następnie zostaje podejrzaną. Oczywiście można uznać, że po prostu autorka nie do końca panowała jeszcze nad warsztatem i stąd pewien chaos w dramaturgii oraz dziwne zwroty w końcowych partiach tekstu – jakby trzeba było w kilku odcinkach zakończyć książkę i dokonać skrótów. To oczywiście częsta wada gazetowców, pisanych z doskoku, nie wolnych od powtórek i nagromadzenia dziwnych wolt, bo w każdym odcinku coś się powinno wydarzyć. To oczywiście materiał na osobny tekst dla jakiegoś badacza – na przykład „Podstawowe różnice w strukturze narracyjnej między kryminałami książkowymi a gazetowymi”.
Najważniejszą jednak cechą wyróżniającą Helenę Sekułę jest język, pełen dezynwoltury, neologizmów i nieoczekiwanych porównań. Bo chyba tylko u tej autorki można spotkać np. określenie „grandessa” czy „babus”, albo takie porównania: „Pije jak sześcioosobowy ford i świeżutki przy tym jak poziomeczka; „Pół litra eksportowej zniknęło w mazurowym tempie”; „-Butelki fruwają jak jamniki – cieszył się do łez rozweselony prezes”. No nikt, poza Heleną Sekułą tak nie pisał.
Jest także u Sekuły wyraźny akcent, a w późniejszych powieściach nawet przechył obyczajowy, z czego autorzy kryminałów milicyjnych zwykle rezygnują, skupiając się wyłącznie na przebiegu śledztwa. Jako kryminał „Złoty blues” ma wiele wad, ale na wielu innych poziomach książka jest bardzo ciekawa i lektura sprawa zaskakująco wszechogarniającą satysfakcję. W każdym razie mnie sprawiła.