„Intryga, ex definitione, musi uczynić niezbędną interwencję policji. Opierać się więc musi na czynie występnym. Otóż nie wydaje się, by publiczność chętnie godziła się poświęcać czas i uwagę złodziejom, oszustom czy podpalaczom. Żąda mordercy, winnego, który zabił i ryzykuje karę główną. Jeśli nie ma śmierci człowieka we wstępie i jeżeli kat nie czeka na zbrodniarza w zakończeniu, doskonale przeprowadzony wywód nie zapobiegnie rozczarowaniu najbardziej abstrakcyjnego umysłu. Czytelnik będzie się złościł, że zaprzątano go głupstwami. Potrzeba mu prawdziwego dramatu, bezlitosnego pojedynku między przeciwnikami gotowymi – i zmuszonymi – do użycia ostatecznych środków. Cień śmierci musi padać na chłodne zawiłości logiki”[1].
Tak o intelektualnej grze, jaką jest powieść kryminalna pisał Roger Caillois, podkreślając, że koniecznym elementem, warunkiem jej rozegrania jest śmierć. S. S. van Dine w swoich 20 regułach pisania powieści kryminalnych ujął to wprost: „w powieści detektywistycznej po prostu musi być trup, i to im bardziej martwy, tym lepiej.”[2] Obaj mówią o powieści kryminalnej, niemniej można tę regułę odnieść również do filmów wykorzystujących konwencje tego gatunku – także na obszarze kina polskiego. Same tytuły niektórych polskich kryminałów – Tylko umarły odpowie, Zbrodniarz i panna, Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię, Zapis zbrodni – wskazują wprost lub przynajmniej sugerują, o jakie crimen chodzi. Proponuję zatem przyjrzeć się peerelowskim kryminałom trzech dekad, by na ich przykładzie spróbować opisać zbrodnię po polsku. Punktem wyjścia niech będzie odpowiedź na jedno z pytań – kto? kiedy? gdzie? jak? dlaczego? – przed którymi staje prowadzący śledztwo, pytanie ostatnie, czyli motyw, ponieważ, jak twierdzi Caillois, opowieści kryminalne popularne są wtedy, gdy ceni się ludzkie życie – zobaczmy więc jaka była jego cena, przynajmniej na ekranie.
Czytaj dalej „Katarzyna Wajda – Zbrodnia i kara, zemsta i gra. Śmierć w peerelowskich kryminałach”