- Autor: Wojt Albert
- Tytuł: Pan dyrektor jest zajęty
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 129
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 150000
- Recenzent: Mariusz Młyński

W ubikacji w Zakładach Elektrotechnicznych w Warszawie zostają znalezione zwłoki Stefana Borodzicza, kierownika działu kontroli wewnętrznej firmy; obrażenia wskazują na to, że denat został dwukrotnie uderzony w tył głowy żelazną rurką.
Borodzicz w ciągu kilku lat ujawnił w Zakładach wiele nadużyć; między innymi przyczynił się do tego, że zaopatrzeniowiec na dwa lata trafił do więzienia. Śledztwo prowadzi porucznik Michał Mazurek; jego działania doprowadzają do znalezienia lewej faktury na pięć i pół miliona złotych podpisanej przez odchodzącego lada dzień dyrektora naczelnego. Co jednak ciekawe, przeprowadzona przez Borodzicza kontrola nie wykazała w magazynie żadnych nieprawidłowości i była niemalże formalnością; wkrótce jednak magazynier wiesza się w swoim kantorku.
Albert Wojt dokonał tutaj wielkiej sztuki: wszystkie swoje zgrane sztuczki zmieścił w tej króciutkiej opowiastce, która po dokładnym porównaniu tekstu liczy sobie około 1/3 jego przeciętnej, „labiryntowej” książki. Wszystko mamy więc tradycyjne: korowód postaci, kolędowanie porucznika Mazurka od Annasza do Kajfasza, mielenie przekleństw, prostactwo przesłuchań i klimat żoliborskiego półświatka. Jest też scenka będąca pewnym świadectwem epoki stanu wojennego: milicjant próbujący rozpędzić zbiegowisko na bazarze na wszelki wypadek wyciąga zza pazuchy składaną pałkę. Mam też radę dla magazynierów rozważających udział w jakiejś aferze: nie palcie drogich papierosów – porucznik Mazurek widząc w magazynie niedopałek chesterfielda zastanawia się od kiedy zwykli magazynierzy palą takie papierosy. Ale jedno muszę przyznać: topografia Żoliborza jest dość solidna i rzetelna; inną sprawą jest to, że niektóre elementy tej topografii mogą być dobrym pretekstem do jakichś wspominek – część akcji dzieje się w restauracji „Balaton” w okolicach skrzyżowania ulicy Śmiałej z ulicą Zajączka. Jest też intrygujący pościg czarną wołgą za dziewczyną kluczącą tramwajami – to już mogłaby być atrakcja dla pasjonatów warszawskiej komunikacji miejskiej. Myślę więc, że ta skromna historyjka może mieć jakąś wartość jedynie dla żoliborskich tubylców; cała reszta z czystym sumieniem może ją sobie odpuścić.