Wojt Albert – Pan dyrektor jest zajęty 153/2022

  • Autor: Wojt Albert
  • Tytuł: Pan dyrektor jest zajęty
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 129
  • Rok wydania: 1983
  • Nakład: 150000
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Pogoń za szóstką

Bielany to bardzo wdzięczna dzielnica dla mrożącego krew w żyłach pościgu za tramwajem linii nr „6”. Tak przynajmniej wynika z lektury utworu „Pan dyrektor jest zajęty” Alberta Wojta. Książeczka ukazała się równo 21 lat temu (oczko) w serii „Ewa wzywa 07”. My zaś tropimy wątki bielańskie (Wojt jest zresztą piewcą Bielan i Żoliborza czasu PRL).
Poszarpana intryga zaczyna się od znalezienia ciała jednego z kierowników Zakładów Elektro-technicznych. Miejsce zbrodni jest oryginalne, mianowicie służbowa toaleta. Porucznik Mazurek niczym pies gończy, chwyta każdy dostępny ślad mogący prowadzić do wykrycia sprawcy. Najpierw oficer postanawia odwiedzić niejaką Dolińską, zamieszkałą na Żoliborzu. Pani ta ma powiązania z podejrzanym, Felkiem. Dzielny stróż prawa nie daje się zbyć i postanawia śledzić kobietę.

Tu trafiamy na pasjonujący fragment: „Dziewczyna jedzie „15” na Bielany – poinformował rzeczowo oficera dyżurnego. (…) ani na placu Komuny Paryskiej (obecnie Wilsona – przyp. red.), ani później na Słowackiego (obecnie zdjęto tory na potrzeby budowy metra i nie wiemy czy stan poprzedni zostanie przywrócony – przyp red.) Dolińska nie wysiadła.” Już zanosiło się na to, że przy Marymockiej kobieta zakończy podróż i doprowadzi nas do następnego ogniwa istotnego w śledztwie, kiedy niespodziewanie przesiadła się do „6” jadącej w przeciwnym kierunku. Przeskoczyła przy tym płot oddzielający torowiska. Pomknęła na Pragę Południe i dopiero w lokalu „Pod Jeleniem” gdzieś na zapleczu ul. Grochowskiej udało się Mazurkowi dopaść Dolińską. Fragment powyższy to niemal pean na cześć komunikacji miejskiej.
Tak więc mijamy już bielańskie pejzaże, a i śledztwo toczy się naprzód. Nie wiadomo zresztą, czy wszystko znalazłoby szczęśliwy koniec – tu narrator trzyma nas cały czas w szachu – gdyby nie druga zbrodnia, tym razem w magazynie feralnych Zakładów Elektrotechnicznych. Już mamy prawo obawiać się wprowadzenia wszędobylskiego wątku szpiegowskiego. W końcu byliśmy kiedyś dziesiątą potęgą świata (sic!), to i zapewne w produkcji aparatury nagłaśniającej przodowaliśmy. Wszystko okazuje się jednak bardziej płaskie i sprowadza do prostackich nadużyć finansowych w firmie. Oczywiście tu staje się jasne, że morderca nie może wywodzić się z półświatka. Ten ktoś przecież musiał mieć jakieś pojęcie o księgowości, a ponadto jak się okazuje pali chesterfieldy, a nie zefiry czy popularne, jak większość rodaków żyjących od pierwszego do pierwszego. To musiało być zgubne.
Tak więc można powiedzieć, że bezczelna skłonność do perwersyjnego luksusu okazała się wielkim błędem mordercy.