- Autor: Kłodzińska Anna
- Tytuł: Wrak
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Z jamnikiem
- Rok wydania: 1973
- Nakład: 80000
- Recenzent: Tomasz Lada
LINK Recenzja Pawła Duńskiego
LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Grzegorza Musiałowicza
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
W kategorii: literatura kryminalna/sensacyjna mamy tu do czynienia z absolutnym kuriozum. I to nawet jak na zawsze mocno zaniżane standardy PRL –owskiej powieści milicyjnej. Oto dzielni, wyjątkowo sprawni intelektualnie i technicznie funkcjonariusze rozwiązują zagadkę, do której zabierają się zanim pojawi się jakaś podstawa prawna.
Ot, przyjacielska przysługa i przeczucie. Na dodatek owa zagadka jest mocno wydumana, pomysł fabularny tej pracy już nawet nie szeleści, ale wydaje dźwięk o natężeniu porównywalnym z działaniem silnika odrzutowego, papierem. Aż trudno uwierzyć, że autorka była dziennikarką zajmującą się tematyką kryminalną, a jako pisarka funkcjonowała w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych niczym „Agatha Christie powieści milicyjnej”.
Ale jest w tym „Wraku” Anny Kłodzińskiej coś, co sprawia, że w fandomie powieści milicyjnej cieszy się on kultową sławą, a jego wydania, zwłaszcza pierwsze, osiągają w drugim obiegu relatywnie bardzo wysokie ceny. Tym czymś jest wątek poboczny tej historii – śmiały, wręcz obrazoburczy. Oto bowiem Kłodzińska, jako pierwsza pisarka/pisarz pisze o Warszawie początku lat siedemdziesiątych jako o miejscu, w którym kwitnie handel narkotykami, najczęściej ciężkimi. Oczywiście nie bierze się znikąd. Popyt i konsumpcja niealkoholowych substancji psychoaktywnych są tak wysokie, że stały się temat kawiarnianych rozmów. Na dodatek Kłodzińska nie szczędzi szczegółów – pisze co brano, jak to zdobywano i jak rozprowadzano. I nie są to żadne wybujałe autorskie fantazje. To, o czym pisze działo się naprawdę, można to wyczytać w dokumentach i publicystyce tamtych czasów. Tyle, że my dziś oglądamy jest przez pryzmat „Czterdziestolatka”, „07 zgłoś się”, „Daleko od szosy”, „Podróży za jeden uśmiech” czy „Wakacji z duchami”, gdzie pokazywano wypomadowany obraz tamtych czasów, w którym szczytem perwersji i młodzieńczych ekscesów były „Szaleństwo Majki Skorwon” oraz „Koniec wakacji” ze słynną sceną z gitowcami na wesołym miasteczku.
Oczywiście Kłodzińska nie była amerykańskim naturalistą. Przez jej zdania przebija ciotkowe oburzenie i niesmak tym, co uskutecznia ówczesna młodzież, wszyscy dobrzy bohaterowie ględzą tu wsiowe mądralizmy o niszczeniu sobie organizmów i tym podobnych rzeczach, zaś relacje z miejscówek, gdzie zapodaje się dragi, śmieszą infantylizmem. Podobnie rzecz się ma z opisami stanów „po”. Od razu czyta się, że autorka tylko coś tam o tym słyszała flirtując przy kawie i koniaczku z wąsatymi oficerami MO. Ale i tak należy się jej wielki szacunek: była pierwsza, na pewno na tę skalę, bo „Wrak”, zanim ukazał się w formie książkowej, był drukowany w odcinkach na łamach poczytnego dziennika Sztandar młodych.
Dzięki temu wątkowi narkotykowemu ta żenująca powieść milicyjna staje się jedną z najciekawszych i, chyba najważniejszych, produkcji pop wyprodukowanych w PRL–u. To kawałek rzucający nowe światło na ówczesną polską obyczajowość i zakotwiczany w naszej świadomości przez ostatnich trzydzieści pięć lat, wyidealizowany obraz tamtych czasów.
Jest jeszcze coś, co wyróżnia – korzystnie – tę powieść. Oto bohater pozytywny/ofiara okazuje się postacią ze skazą. To on uruchamia spiralę zła. Niby nieświadomie, ale dzieje się tak, ponieważ – mimo, że jest należącym do partii komunistycznej notablem – stanowi wzorcowy przykład typa z głową głęboko we własnej du… Jak na kryminał z czasów PRL–u to rewolucja. Nawet dziś w polskiej prozie sensacyjno/kryminalnej rzadko pojawiają się tak dwuznaczne postacie.