Kłodzińska Anna – Jedwabny krawat 263/2025

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Jedwabny krawat
  • Wydawnictwo: Czytelnik, Wielki Sen
  • Seria: z Jamnikiem, Seria z Warszawą (tom nr 61)
  • Rok wydania: 1966, 2015
  • Nakład: 30280
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Klubowa Księgarnia
LINK Recenzja Amudeny Rutkowskiej

AC-X w śmiertelnym natarciu albo peppermint dla Barbary

Późne lata 60. to okres w twórczości Anny Kłodzińskiej, w którym odeszła ona od zbrodni ściśle prywatnej,a przeszła powoli do penetracji instytutów naukowych, fabryk i rozmaitych zakładów, gdzie plenią się nadużycia i sprzeniewierzenia. A więc chodzi o coś więcej niż trupa, tylko o dobro narodu, o bezpieczeństwo państwa. Znakomitym przykładem na tym odcinku jest „Jedwabny krawat”.

Oto w instytucie naukowym Farina, którego kadra pracuje nad czymś bardzo ważnym, a do czego środkiem ma być wysoce trująca substancja o nazwie AC-X , ktoś morduje wicedyrektora Mariana Trzaskowskiego, używając do tego noża – finki, wbijając go w serce ofiary i to na terenie zakładu pracy.A trzeba wiedzieć, że wokół roi się od magistrów docentów i doktorów. Podejrzenie zaś pada rzecz jasna ma magistra Marczyka, który marzy o wyższym stanowisku, co mu się oczywiście należy z racji talentu i wykształcenia, ale posadę oczywiście musi otrzymać kto inny. A zatem czyżby po trupach do celu? Nie, to chyba byłoby za proste. Mamy więc drugiego podejrzanego, pracownika jakiejś redakcji, który groszem nie śmierdzi i jest zazdrosny o żonę, wietrząc romans, a wszak czasem trzeba pójść do lokalu z kobietą, a kobieta wymaga żeby na stole pojawił się trunek odpowiedniego formatu: „Właściwie to Barbara zaczęła. Pod koniec kolacji zachciało się jej nagle peppermintu, uparła się. Byłbym jej naturalnie postawił ten peppermint, ale wiedziałem że nie starczy mi forsy. Powiedziałem jej to po cichu, spojrzała na mnie jakoś dziwnie, nic już nie mówiła. Potem patrzę, a kelner stawia przed nią kieliszek i nalewa. Mówię, że nie trzeba, a ten drań odzywa się na cały głos. Już zapłacone, proszę pana.. I pokazuje palcem: Ten pan zapłacił”.

Mamy wreszcie trzecią postać, która może rychło awansować na podejrzanego – magazyniera, który marzy o przejściu do zakładów „R-10” na Żeraniu. Człowiek ów jest pogrążony w długach i nie bardzo wie jak się wyplątać, a pożycza coraz więcej kasy. Trzeba ją oczywiście będzie zwrócić.Ale może lepiej pozbyć się darczyńcy.

Który z nich zatem? To już zadanie dla kapitana Szczęsnego i jego kilkuosobowego zespołu. Natomiast od strony kontrwywiadowczej działa pułkownik Komorowski z Komendy Głównej i jego dwudziestu sześciu ludzi, a zatem od razu widzimy gdzie przyłożono większą wagę.

W mieszkaniu denata zabezpieczono między zdjęcia rozmaitych kobiet, a także zdjęcia pornograficzne, ale nie wiemy czy tychże kobiet, czy jakichś innych. Podobnych niejasności jest w „Jedwabnym krawacie” więcej. Autorka zostawia sporo dziur fabularnych, zapewne by podnieść napięcie i by czytelnik sam się wysilił i sobie pouzupełniał, jak mu się wydaje. Narracja bowiem biegnie pięciotorowo – z pozycji trzech podejrzanych, ich życiorysów, ambicji i monologów wewnętrznych oraz po linii milicji i pionu kontrwywiadu. Jakby tego było mało mamy poboczne nadużycia w lokalnej firmie i odyseję pana redaktora po Pradze Południe, gdzie trafia do grupy miejscowych mętów i ich meliny na zapleczu ulicy Grochowskiej., gdzie zyskuje cenną wiedzę życiową: „- Pytam czy palisz, bo mogę ci przynieść kilka paczek, tylko nie wiem, jakie chcesz. – Ja nie palę. – Nie palisz, nie pijesz, co z ciebie za chłop. A kobiety znasz?”.

Cały czas jednak nie wiemy, czy trucinę z zakładów ukradziono celowo czy przypadkowo. A zatem czy miastu może grozić zagłada.

Mimochodem zaglądamy do kina „Skarpa” (niestety śladu po budynku niema, obecnie jest tu apartamentowiec) i do kilku lokali – „Dwójka”, „Kandelabry”. To wszystko oczywiście echa dawnej Warszawy i pewien sentyment do „Jedwabnego krawata” pozostaje, mimo że powieść ta jest nieco chaotyczna i przeładowana pobocznymi wątkami. Z drugiej strony można uznać ją za pewien eksperyment w dorobku autorki. Dramaturgia jest bowiem tak poprowadzona, że nie od razu orientujemy się kto jest kim i jaką pełni rolę. Mglisty obraz nabiera klarowności wraz z kolejnym rozdziałami. Lektura zatem nieco wymagająca ale warta zachodu. Jest to niewątpliwie Kłodzińska dla zaawansowanych. Nie mam przekonania bym w pełni należał do tej grupy, ale czynię starania.