Kaczmarczyk Jan Andrzej – Koneser 129/2025

  • Autor: Kaczmarczyk Jan Andrzej
  • Tytuł: Koneser
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: Czerwona okładka
  • Rok wydania: 1983
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

We wsi Lipno niedaleko Mysłowic dochodzi do włamania do cerkwi; sprawcy wycinają ze ścian osiem malowideł z XVII wieku, podpalają budynek i zabijają miejscowego milicjanta, kaprala Wolińskiego. Śledztwo przejmuje major Adam Reszko z Komendy Głównej; dowiaduje się on, że doszło już do całej serii włamań do starych kościołów i cerkwi, a skradzione wcześniej ikony z okolic Przemyśla niedawno zostały sprzedane na aukcji w Wiedniu. Major wpada na trop przemytników dzieł sztuki; wkrótce też odkrywa sposób wywozu ikon za granicę.

To jest kolejna książka z cyklu „intrygujący pomysł, kiepskie wykonanie”. Akcja szybko staje się nieznośnie irytująca: włamania do cerkwi w Lipnie i kradzieży ikon o wartości dwóch milionów złotych dokonują jakieś skończone lebiegi, którym brak zimnej krwi, skupiają się na duperelach i zachowują się jak partacze. Przełożony majora Reszki, pułkownik Michalak, wykazuje się dość małą operatywnością, akcję prowadzi głównie zza biurka, często ze swoim podwładnym dyskutuje i raz na jakiś czas uświadamia mu: „Ostatecznie ty prowadzisz śledztwo i ty odpowiadasz za jego wyniki” – i po skończonej akcji, jeśli będzie udana, pan pułkownik pewnie pierwszy wypnie pierś do orderu, a jeśli będzie nieudana, to pierwszy palcem wskaże winnego. Szkoda jeszcze, że nie padło magiczne po dziś dzień zdanie: „Rób tak, żeby było dobrze”… Sam major również chwilami wykazuje się ciekawą błyskotliwością: trzeba „nakłonić członków szajki, aby zrezygnowali z wywozu obrazów za granicę. Jeżeli uda nam się stworzyć pozory, że jesteśmy na ich tropie, być może zdecydują się zawiesić na jakiś czas wszelką działalność, w tym także wysyłkę łupu”. Eureka! Nie trzeba być na tropie przestępcy, wystarczy tylko stworzyć pozory, że się na tym tropie jest! Coś w tej milicyjnej mądrości z pewnością jest – gdy 45 lat temu Paweł Tuchlin, morderca ośmiu kobiet, beztrosko grasował na Pomorzu, milicja osiem lat stwarzała pozory, że jest na jego tropie.

Ale, żeby nie było, że jestem tylko krytyczny – jest tu kilka ciekawych dialogów („– Pan nie mówi prawdy. – Co pan major chce przez to powiedzieć? – Że pan kłamie”), jest też ciekawy finał; nie umniejsza to jednak faktu, że jako całość książka jest bezbarwna, nijaka i szkoda na nią oczu. Ciekawe jednak, co o niej sądzą Czesi – w 1989 roku wydali ją pod tytułem „Znalec” ale czeskich opinii nie znam. A ręka na zdjęciu nie jest moja:-)