- Autor: Kaczmarczyk Jan Andrzej
- Tytuł: Koneser
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: Czerwona okładka
- Rok wydania: 1983
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Wstępna infiltracja w Lipnie
Jakaś bezczelna szajka systematycznie penetruje polskie cerkwie, a potem skradzione ikony wyplywają na aukcjach dziel sztuki w Wiedniu. Właśnie mialo miejsce włamanie do cerkwi w Lipnie. Nie w tym koło Sierpca, ale gdzieś pod Mysłowicami.
Miarka się przebrała i sprawa trafiła w ręce majora Adama Reszki. Pułkownik Michalak daje mu także do pomocy porucznika Żabika, który niedawno wżrenił się w warszwiankę z mieszkanierm. A rodem był z Krakowa.
Misja skomplikowana, gdyż włam do cerkwi w Lipnie związany był z pożarem tejże oraz śmiercią miejscowego posterunkowego, plutonowego Wolińskiego.
Tak oto ambitnie zaczyna się powieść Jana Andrzeja Kaczmarczyka „Koneser”. Autor ten popełnił kilka kryminałów w latach 80. i kto wie., czy nie kontynuowałby twórczości, gdyby nie zmiana ustroju i tym samym upadek podstawowych serii kryminalnych, w tym KAWowskiej Różowej Okładki.
Po wstępnych oględzinach na miejscu zdarzenia, które nie przynoszą rewelacji (bo raczej nie należą do nich odciski opon Polskiego Fiata 125p), zapada decyzja o infiltracji miejscowych. Porucznik Żabik przybywa incognito jako turysta. Zanim jednak na dobre wejdzie w środowisko śledztwo podąża za zapiskami z kapownika plutonowego Wolińskiego.
Przyjrzyjmy się:
Antoni Balicki – 3 lata odsiadki za włam do GS
Antoni Łysiak – półtora roku za kradzież motocykla
Wojciech Czerwiński – niekarany
Stefan Karpiel – niekarany
Czyżby ktoś z nich? Autor nie każde zbyt długo czekać na odpowiedź i sam ją nam sufluje kilka stron dalej, co zdecydowanie obniża emocja przy lekturze. Ale może właśnie to było celem – mianowicie skupienie się na wysiłkach milicji, ukazanie pracy zespołowej organów i skrajnego poświęenia dla dobra sledztwa.
Postacie milicjantów, których jest tu więcej niż wymieniłem, nie posiadają żadnych charakterystycznych cech, są po prostu pionkami na warcabowej planszy.
Pozostają jeszcze drobne warszawskie migawki – tuż po północy pewien mężczyzna wysiada z tramwaju linii 15 (byl to zjazd do zajezdni, co zaznaczono) i udał się na tajne spotkania do Parku Bielańskiego (sic!). Z kolei na ulicy Żelaznej mieści się trefny warsztat samochodowy.
Powieść Kaczmarczyka liczy 156 stron i ta dość szczupła objętość została poszatkowana na 57 (sic!) rozdziałów. Autor może nie operuje telegraficznym stylem, ale daje możliwość podobnego czytelniczego uroku – tempo czytania to jeden rozdział na dwa przystanki tramwajowe – niekoniecznie piętnastką. Jak dla mnie jest linia 13,17, 26 lub 33. Format poręczny, do kieszeni, (choć większy niż późne Labirynty) . No i…egzemplarz nie rozpada się w trakcie lektury
Dla miłośnika kryminałów z PRL „Koneser” pozostaje oczywiście pozycją obowiązkową. Natomiast wszyscy pozostali mogą ją pominąć.