Parfiniewicz Jerzy – Śmierć nadjechała fiatem 17/2022

  • Autor: Parfiniewicz Jerzy
  • Tytuł: Śmierć nadjechała fiatem
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1988
  • Nakład: 200000 + 300
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Dać ogłoszenie do „Życia Warszawy” i umrzeć

Inżynier Luciński z biura projektów marzył o kupnie samochodu. W tym celu dał ogłosznie o zakupie bonów, by potem bony zmienić na upragnione auto. Nie zdążył jednak. Potencjalny kontrahent potraktował go grubym prętem. Niebawem sprawa trafiła w ręce kapitana Jerzego Morawskiego.

I bardzo dobrze, bo kapitan Morawski jest bez reszty oddany służbie. Do tego stopnia, że „wolałby już raczej zmienić żonę niz pracę”. Trudno się dziwić, gdy wracajac z pracy do domu słyszy litanię w rodzaju: „trzeba odebrać pranie, przybcić haki w łazience, zanieść radio do naprawy, pójść w kolejke i kupić coś z mięsa”. Każdy mężczyzna mógłby nie wytrzymać.

Tu trzeba nadmienić, że omawiana powieść Jerzego Parfiniewicza ukazała się w roku 1988, a więc przy ostatnich mgnieniach PRLu i to przebija cichaczem w treści (nielegalni plakaciarze po nocy, żulia atakująca milicjantów, uwagi o resortowych sklepach). Była to piąta i ostatnia książka autora. Wszystkie wyszły w MON-owskiewm Labiryncie.

Kapitan Morawski, wspomagany przez podporucznika Jacka Bondaruka i starszą sierżant Krystynę Grzelec, rzuca się w wir śledztwa.

Najpierw zostaje ustalone, że inżynier Luciński na pewno nie przepił bonów, gdyż nie pił, to znaczy pił ale tylko jak była po temu okazja. Pozostaje zatem penetracja środowiska zawodowego i znajomych oraz sprawdzenie wszystkich egzamplarzy samochdów marki Fiat 125p, koloru wiśniowego, z którego właścicielem umówiony był Luciński na dobicie targu. Spotkanie nastąpiło na rogu Kaziemierzowskiej i Racławickiej i tu się ślad urywa.

A dalej już narrator szybkim zwodem przerzuca nas w blady poranek na róg Miłej i Marchlewskiego, gdzie dwóch ludzi kradnie fiata i rusza nim do Karmielickiej, następnie Stawkami do Smoczej, by zaparkować na Niskiej. Naprawdę zatem ukradzkiony wóz został przemieszczony z jednej na drugą stronę Jana Pawła II (wówczas Marchlewskiego). Sprawcy myślą, że to znakomity pomysł.

Przy okazji całej eskapady zostaje potrącony niejaki Gonera, kolega Lucińskiego z pracy. Czyżby te sprawy jakoś się wiązały? Od tego juz tęgie głowy z KGMO.

Przybywa nowych informacji i coraz trudniej podporucznikowi Bondarukowi emablować w godzinach pracy sierżant Grzelec. Udaje im jedynie spotkać w lokalu „Mozaika”(istnieje do dziś, ul. Puławska) i pogawędzic nieco w sali „spowiej błękitną mgiełką dymu papierosowego” (czyż nie brzmi to poetycko?).

Intryga ostatniego dzieła Parfiniewicza jest prosta jak drut, a styl książki przypomina naiwnością powieści dla młodzieży młodszej. Mamy zatem wygodę w lekturze, a jej funkcje perswazyjne zostały ukazane nader jednoznacznie. Niestety zdecydowanie polubiłem kapitana Morawskiego i nic nie mogę na to poradzić.

Mamy też wdzięcznie ukazaną topografię Muranowa. Wiele kluczowych dla dramaturgii wydarzeń rozgrywa się w rejonie mojego dawnego lub obecnego zamieszkania. Pracowałem też dłuższą chwilę w „Życiu Warszawy” (ale nie w dziale ogłoszeń). Może stąd mój sentyment do „Śmierci”. Niestety egzemplarz rozpadł się dokumentnie w trakcie lektury. Cóż, klej z późnego PRL bardzo się rozsycha. Całe szczęście nie byłoby żadnego problemu ze zdobyciem dowolnej liczby egzemplarzy, w dobrym stanie, na rynku wtórnym. Zapewnego dlatego, że utwór ukazał się w niebotycznym (nawet jak na serię Labirynt) nakładzie 200 tys. egzmeplarzy