Wołowski Jacek – Walther 45771 65/2025

  • Autor: Wołowski Jacek
  • Tytuł: Walther 45771
  • Wydawnictwo: MON, CM
  • Seria: Najlepsze kryminały PRL
  • Podseria: Lata 50
  • Rok wydania: 2017
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Tomasz Lada

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego

Kamień węgielny nowoczesnej polskiej literatury sensacyjnej. Zresztą nie tylko. Ta powieść jest także dowodem na, że nawet w mrocznych czasach wczesnego, tuż postalinowskiego, komunizmu, można było uprawiać inteligentne dziennikarstwo. Dziennikarstwo, choć fakty są tu pokryte cienką warstwą fikcji. Ufabularyzowane, jak nazywają takie zabiegi klasycy „polskiej szkoły reportażu”. Tyle, że przy ich podkręcaniach rzeczywistości, udający fikcję „Walther 45777” to szczyty realizmu.

Dlaczego powieść Jacka Wołowskiego jest kamieniem węgielnym polskiej literatury sensacyjnej? To proste. Wyszła jesienią 1956 roku, tuż po przesileniu kończącym polski stalinizm. Była pierwsza – wcześniej za sensację robiły powieści, w których dzielni esbecy/robotnicy tropili i zatrzymywali zachodnich, głównie niemieckich i amerykańskich, szpiegów. Tymczasem Wołowski napisał rzecz o mordercy, może nie spełniającym definicji wielokrotnego mordercy – był pragmatykiem, zabijał dla pieniędzy, a nie z samej chęci zabijania – ale mającym na koncie sporo ofiar. Na dodatek pisarz, na co dzień parający się reporterką, bardzo plastycznie opisał środowisko, w którym jego bohater się obracał – ten cały zoolog pełen typiar i typów parających się wszystkim tym, co było wówczas nielegalne, stałych bywalców drogich krakowskich kawiarni i restauracji oraz pensjonatów w Zakopanem. Na dodatek doskonale pokazał mechanizm, jakim jego bohater kierował się i kreował w owych środowisku.

Ale siła „Walthera 45771” wynika nie tylko z tego, że ukazał się jako pierwszy. Wołowski łamie dwa kolejne schematy, nie tylko zresztą polskiej, prozy sensacyjnej i nie tylko tamtych czasów. Przede wszystkim czyni ze zbrodniarza głównego bohatera swojej historii. Dobra, równorzędnego z tropiącym go milicjantem, ale jednak. Powieść Wołowskiego nie jest historią bohaterskiego pościgu za enigmatycznym złym, ale dreszczowcem psychologicznym, w którym pojedynek z przestępcą toczy się nawet po jego zatrzymaniu. Na dodatek autor łamie schemat genialnego detektywa bezbłędnie dedukującego, kto zabił. Jego gliniarze są omylni, nie do końca pewni swojego toku myślenia i przekonania. No i wreszcie – to kolejna zapowiedź tego, co będzie działo się w literaturze sensacyjnej za kilkadziesiąt lat – muszą zaufać technice. I to ona ostatecznie decyduje o tym, że udowodni się winę sprawcy. Jest więc „Walther…” prequelem słynnych serii „CSI…”. „CSI. Kraków”.

Powieść Wołowskiego jest także pomnikiem solidnego, nowoczesnego dziennikarstwa. To w gruncie rzeczy lekko udramatyzowany reportaż opowiadający o ostatnich miesiącach funkcjonowała słynnego krakowskiego mordercy – Władysława Mazurkiewicza (1911–1957) oraz, prowadzącym do jego zatrzymania, śledztwie. „Piękny Władek” został skuty pod koniec 1955 roku. Jego proces zaczął się 6 maja 1956 roku. W tym czasie Wołowski musiał już opisywać jego historię. Nie był jedyny. Proces relacjonowały naprawdę duże nazwiska, m.in. Marek Hłasko, który napisał o sprawie tekst „Proces przeciwko miastu”. Ale z powieścią wyrobił się tylko Wołowski. Na dodatek ukazała się zaraz po wyroku – Mazurkiewicza skazano na karę śmierci 30 sierpnia 1956 roku. Jest więc „Walther 45771” zapowiedzią szybkiej reporterki, błyskawicznie reagującego dziennikarstwa śledczego; tego, co zawita na nasz rynek wydawniczy dopiero pod koniec XX wieku.

Po latach zapomnienia, blisko 70 lat po powieszeniu, Władysław Mazurkiewicz znów stał się gwiazdą. Cezary Łazarewicz opisał jego historię w znakomitym reportażu „Elegancki morderca” (2015). Dla lata później Krzysztof Lang, w charakterystycznym dla siebie, żenującym stylu, zrealizował o nim film „Ach śpij kochanie”. Mazurkiewicza zagrał Andrzej Chyra, a partnerowali mu min. Karolina Gruszka, Katarzyna Warnke, Bogusław Linda, Arkadiusz Jakubik, Andrzej Grabowski i Tomasz Schuchardt w roli tropiącego mordercę milicjanta. Nawet oni nie dał rady zrobić z tego filmu czegoś zdatnego do oglądania. Zawiódł chyba przede wszystkim ckliwy, przegadany scenariusz Andrzeja Gołdy. Historia w której nie ma tempa i napięcia. Na pewno jest ich mniej niż w książce Wołowskiego.

Jasne, „Walther 45771” też nie jest doskonały. Już choćby archaizmy, zwłaszcza dialogów, oraz przesadna teatralność niektórych scen nie pozwalają, by nazywać go arcydziełem. Jednak nie ustępuje specjalnie pracy Łazarewicza, a nowoczesność niektórych rozwiązań, w zasadzie wyprzedzenie kilku epok sprawiają, że warto go przeczytać. No i to prawdziwe retro, a nie uprawiana dziś namiętnie cepeliada.