- Autor: Wołowski Jacek
- Tytuł: Akcja „Jaśmin”
- Wydawnictwo: Wielki Sen
- Seria: Seria z Warszawą (tom 44)
- Rok wydania: 2013
- Recenzent: Tomasz Lada
LINK Klubowa Księgarnia
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Bezimienny nie był tu pierwszy. Oczywiście nie sądzę, by Wojciech Chmielarz, zerżnął pomysł na jednego ze swoich bohaterów z „Akcji Jaśmin” Jacka Wołowskiego. Ta powieść, nie dość, że starsza od niego o osiemnaście lat, dopiero niedawno doczekała się wydania książkowego. Wcześniej można ją było znaleźć tylko w przepastnych archiwach naszych największych bibliotek, w zakurzonych zszywkach z Życiem Warszawy z 1966 roku. Była tam wtedy drukowana w odcinkach.
Jeżeli już ktoś wykorzystał jednego z bohaterów – w tej historii, podobnie jak w większości prac Wołowskiego, nie ma wyrazistej głównej postaci – „… Jaśminu”, był to Aleksander Minkowski, piszący swoją powieść „Major opóźnia akcję” (1970). Ta pomyślana jako szybki zarobek nowela przedstawiała, wydawało się wówczas, nowatorskie podejście do figury milicjanta. No i była świetnie napisana. Nic dziwnego, że Krzysztof Szmagier zbudował na niej porucznika Borewicza.
No, a ponieważ Minkowski czytał gazety, więc pewnie przez „… Jaśmin” co najmniej przeleciał wzrokiem.
Choć Wołowski tworzył tę historię dla szybkich pieniędzy i raczej nie przykładał do niej aż takiej wagi, jak do rzeczy pisanych z myślą o książce, trudno tu mówić o chałturze. To kolejna, bardzo dynamiczna, konsekwentnie prowadzona i, przede wszystkim, emocjonująca opowieść w jego dorobku. Co ciekawe, a to już świadczy o świetnym warsztacie autora, „… Jaśmin” emocjonuje, choć bardzo szybko poznajemy sprawców. A więc mamy do czynienia z czymś, co jest chyba najtrudniejsze do napisania – pojedynkiem. Pojedynek to tym bardziej emocjonujący, że obydwie strony dalekie są od geniuszu. I gliniarze, i złoczyńcy są tu wyrobnikami w mroku – niedoskonałymi, ale zdeterminowanymi. Oczywiście jest też TEN, wspomniany bohater. Wołowski prowadzi go bardzo inteligentnie, na skraju cienia, tak, że jego rola dopiero powoli wyłania się w pełnej krasie. Ale wartka, emocjonująca akcja i intrygujący, bardzo nowoczesny, zbudowany na najlepszych, anglosaskich wzorcach prozy sensacyjnej bohater to niejedyne zalety tej powieści.
„Akcja Jaśmin” jest kolejnym tekstem Wołowskiego, w którym gra toczy się o narkotyki. Już samo to jest niezwykłe, bo Polska połowy lat sześćdziesiątych kojarzy się raczej z przebojami Czerwonych Gitar czy Skaldów i oceanem wódy. Jednak wcześniej pisarz, na co dzień parający się reporterką, pisał o morfinistach i kokainistach, na których żerują handlarze śmiercią. A wiadomo, nie był to duży odsetek mieszkańców naszej Ojczyzny. Tym razem zajął się czymś, co było w tamtych czasach powszechniejsze – tranzytem dragów przez ten piękny kraj nad Wisłą. Był prekursorem i, na moją wiedzę, jedynym twórcą zajmującym się tą dziedziną przestępczej branży w Polsce. Na dodatek pisał o tym bez żadnej ekscytacji, że och, ach i jakie to straszne. Dla niego był to kolejny przodek na którym fedrowali źli ludzie. Ten chłód w opisywaniu zbrodni czy – szerzej – przestępstw, bardzo nietypowy dla autorek i autorów powieści milicyjnej, jest kolejnym argumentem przemawiającym za tym, żeby po tę powieść sięgnąć.
No i ten finał. Choć „.. Jaśmin”, podobnie jak większość powieści Wołowskiego, to – jak na Polskę lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – powieść akcji, pod koniec jeszcze bardziej przyspiesza. Mamy tu pościg i niebezpiecznie sytuacje na drodze szybkiego ruchu. Może to trochę bawi, ale dopiero po lekturze. W jej czasie wciąga bez reszty.
„Akcja Jaśmin” ukazała się w formie książkowej dzięki entuzjazmowi pasjonatów. Funkcjonuje w obiegu klubowym i, choć nie ma jej w żadnym dużym sklepie, można ją kupić w sieci. Warto się wysilić i jej poszukać. To kawał – no kawałek, bo ma tylko 114 stron – solidnej rozrywki. A przy okazji zobaczyć Polskę sprzed ponad półwiecza oglądaną oczami świadków, a nie tylko wyobrażających ją sobie twórców modnych dziś retrokryminałów.