- Autor: Kłodzińska Anna
- Tytuł: Sygnały śmierci
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1988
- Nakład: 120000
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego
Adam Grodzki, emerytowany ekonomista, zostaje znaleziony przez rolnika martwy pod lasem nieopodal drogi. Okoliczności śmierci są bardzo tajemnicze – zwłoki są bez portfela i dokumentów ale za to ze złotym zegarkiem na ręku; patolog, który stwierdza, że nie spotkał się nigdy z takim przypadkiem, orzeka przekrwienie płuc i obrażenia wynikające z działania na ciało silnego ciśnienia, jak przy chorobie kesonowej. Major Szczęsny przesłuchuje rodzinę Grodzkiego i stwierdza, że był on mrukiem i ponurakiem, a dzieci szybko go opuściły i nie odwiedzały, gdyż był tyranem i dyktatorem. Powód zbrodni podsuwa Szczęsnemu prześledzenie i analiza relacji Grodzkiego z bratem, a sposób jej popełnienia sugeruje fizyk z Zakładu Kryminalistyki KGMO.
„Sygnały śmierci” to książka przeciętna, by nie powiedzieć nijaka; sama intryga jest dość prosta, dialogi są jakoś mało błyskotliwe, a postacie nie zapadają na dłużej w pamięć. Jedyne, co tu naprawdę intryguje, to sposób popełnienia morderstwa – wydaje mi się, że w obcojęzycznych kryminałach zabijano ofiary przy pomocy infradźwięków, w polskiej literaturze była to nowość. Pojawiają się za to inne ciekawostki i smaczki: książka jest napisana w 1988 roku, kiedy Szczęsny mówił do prokuratora „kilka przekonywających zdań o przebudowie”, bo nie chciał on „pozostać w ogonie historii, która pędziła do przodu”. W tymże roku żona kapitana Połońskiego nigdzie nie mogła kupić kiełbasy krakowskiej, a major Szczęsny w odpowiedzi zacytował staroindyjską maksymę: „Zdobywanie jest mozolne jak praca mrówek; tracenie jest prędkie jak podmuch wiatru” – tyle tylko, że autorka zapomniała chyba, że do sytuacji w której kiełbasę krakowską trzeba było zdobywać doprowadziła polityka generała, który pięć lat wcześniej w książce „W pogardzie prawa” przez samą Kłodzińską został porównany do Jana III Sobieskiego. Nadciągający wiatr zmian widać w samej postawie milicjantów: to już nie są idealiści gotowi oddać życie w imię socjalistycznej praworządności – to są sfrustrowani i zblazowani wyrobnicy, którzy pewnie mają skitraną w jakimś segregatorze butelczynę „Czystej”; nawet sam Szczęsny słysząc od nieznajomego: „Panie kolego…” przyjmuje ten zwrot „jako mu należny”, gdzie kilka lat wcześniej pewnie postawiłby tego nieznajomego do pionu. Mamy też kilka ciekawych cytatów – i tu znów niespodzianka, bo albo jest to złota myśl Michaiła Żwanieckiego, satyryka z którego tekstów korzystał kabaret Dudek albo bon-mot Czyngiza Ajtmatowa, kazachskiego zwolennika pierestrojki albo przysłowie ze staroindyjskich „Mądrości z palmowego liścia”; jest też nienachalny wykład z akustyki z podręcznika fizyki dla kandydatów na wyższe uczelnie.
Jest to więc dość nieszkodliwe czytadełko na wakacje: jest trup, jest intryga, jest wiarygodny powód morderstwa, jest śledztwo, jest niebanalny język, nie ma milicyjnej propagandy… czego chcieć więcej od książki, która jest zwykłym kryminałem? I po raz kolejny jedna z postaci ma nazwisko współczesnego polityka: był już Komorowski, był dwa razy Trzaskowski, a teraz Grodzki – a może jest odwrotnie? może warunkiem istnienia we współczesnej polityce jest posiadanie nazwiska jednej z postaci z książek Anny Kłodzińskiej?