- Autor: Kłodzińska Anna
- Tytuł: Sygnały śmierci
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1988
- Nakład: 120000
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Zabity nie bardzo wiadomo jak
Przez większą część powieści Anny Klodzińskiej „Sygnały śmierci” major Szczęsny, pułkownik Daniłowicz i kapitan Połoński zastanawiają się, w jaki sposób został zabity Adam Grodzki, które ciało znaleziono w rowie pod Kowalewem, bez żadnych zewnętrznych czy też wewnętrznych obrażeń.
„Sygnały śmierci” to jedna z ostatnich powieści nestorki milicyjnego gatunku. Wydana w roku 1988 wyraźnie znamionuje schyłek twórczości. Książka wygląda na napisaną pospiesznie, byle dopchać fabułę do końca. Dzieje się niewiele i poza wyjściowym pomysłem, trzeba przyznać, że ciekawym czytelnik nie zostaje niczym zaskoczony. Skupiamy się na śledzeniu myśli majora Szczęsnego i poznajemy kolejne hipotezy, podawane bez emocji, w tonie nieco urzędowym. A dziełko ciągnie się przez 272 strony i lektura wymaga sporej cierpliwości. Od razu powiem, że jest to książka tylko dla zagorzałych miłośników twórczości pani Anny. Zupełnie jak późne filmy Charlesa Bronsona, będące jedynie dalekim echem jego wcześniejszych osiągnięć. Ot, bazowanie na wyrobionym nazwisku. O wiele ciekawsze jest tło i wydarzenia poboczne.
Oryginalny pozostaje w „Sygnałach” jedynie sposób popełnienia zbrodni, o czym zresztą dowiadujemy się sporo już na pierwszych stronach, gdyż obcujemy z ofiarą w ostatnich chwilach jej życia. Wiemy zatem, że człowiek ginie w jakimś dziwnym pomieszczeniu, gdzie zaczyna się dusić, nie potrafi uciec, a potem nie wytrzymuje bólu z niewiadomego źródła. Tak więc początek jest obiecujący, ale niestety tylko początek. Oględziny denata wskazują na „silne ciśnienie z zewnątrz”. Typuje się, że może cylinder kesonowy. Stąd już tylko krok do fizyki wyższej oraz infradźwięków. Szczęsny jak wiemy, radzi się fachowców z rozmaitych dziedzin, ale to mu nie wystarcza. Sam rzuca się na branżowe opracowania, a mianowicie do podręcznika fizyki dla kandydatów na wyższe uczelnie, autorstwa J. Blinowskiego i J. Trylskiego. Przewala cały rozdział poświęcony akustyce. Kłodzińska przytacza całe akapity z tej książki. Przez chwilę poczułem się jak na lekcji fizyki w liceum. Z zadań byłem kiepski, ale u profesor Falińskiej zawsze można było się podciągnąć podczas odpytania pod tablicą, gdyż tam wymagała tylko teorii. No i jakoś się przekulgnąłem.
Kłodzińska w „Sygnałach śmierci” bardzo często posiłkuje się rozmaitymi cytatami i to pakowanymi często bez związku z fabułą.
W pewnym momencie major Szczęsny przypomina sobie na przykład wypowiedź Czyngisa Ajtmatowa z wywiadu dla pisma „Ogonik”” „Spustoszenie samego siebie przez nienawiść, zawiść, złość czyni człowieka niewolnika nocy, a nie twórcę światła”. (str. 153). To bardzo piękne i pouczające, tym bardziej, że twórczością Ajtmatowa miałem po raz ostatni kontakt w połowie podstawówki, kiedy to usiłowałem zmóc lekturową powieść „Samotny biały żagiel”, zmorę dzieciństwa wielu moich rówieśników, którzy przejmowali się czytaniem lektur [autorem jest Walentyn Katajew – prostuje Klubowiczka Ewa]. Szczęsny był zawsze człowiekiem o bogatym życiu intelektualnym i człowiekiem skłonnym do dużej refleksji egzystencjalnej. W „Sygnałach śmierci” jednak sprawia wrażenie jakby był mistrzem posła Iwińskiego, który wypowiadając się publicznie głównie kogoś cytuje. Szczęsny nie ogranicza się zresztą do czytania w/w publikacji. Orientuje się równie świetnie co dzieje się na festiwalu w Jarocinie. Gdy wraz z kapitanem Połońskim jest zmuszony rozdzielić bijących się punków i rastamanów, postanawia wejść w polemikę o kapelach: „- Raya- Sex-Bomba czy Dezerter – spytał Szczęsny. (…) Punkom oczy rozszerzyły się zdumieniem. Potem jeden z nich mruknął. – Punk-rock. Grupa obojętna. Może być Turbacja Mas. Albo Defekt Mózgu” (str. 160). Jak widać, Anna Kłodzińską, jak mało który autor powieści milicyjnych, trzyma rękę na pulsie rzeczywistości. I to widać w każdej jej powieści. Wszystkie dadzą się dość ściśle umiejscowić w czasie. Zawsze gdzieś tam realia wyzierają. Za to szczególnie cenię Kłodzińską, niezależnie od tego, że intryga w „Sygnałach śmierci’ marna. Na tyle, że nawet nie warto o niej wspominać.
Wstępujemy do dwóch nie istniejących już lokali – „Bombonierka” na Starówce (bywałem tam na początku lat 90.) i „U ekonomistów”.
Szczęsny jest bohaterem wyraźnie już zmęczonym. Nic dziwnego. Jest w służbie bez przerwy od roku 1957, kiedy to wyszła w Labiryncie powieść „Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny”. Dużo pali (tu carmeny) i pije czarną kawę. Nadal jednak „jego czarne wąskie oczy jarzyły się wewnętrznym blaskiem” (str. 152). Zasypia niemal od razu, ale i we śnie nie odpuszcza roboty, gdyż: „obudził się nad ranem i leżał, wytrzeźwiony natłokiem myśli” (str. 206). Ja też od pewnego czasu czytam kryminały milicyjne całkiem na trzeźwo.