Zeydler-Zborowski Zygmunt – Inspektor ze Scotland Yardu 296/2025

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Inspektor ze Scotland Yardu
  • Wydawnictwo: KAW, Wielki Sen
  • Seria: Różowa okładka, Seria z Warszawą (tom nr 122)
  • Rok wydania: 1976, 2020
  • Nakład: 100260
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Klubowa Księgarnia
LINK Recenzja Iwony Mejzy 
LINK Pierwsza recenzja Mariusza Młyńskiego
LINK Druga Recenzja Mariusza Młyńskiego

Major Downar tonie w gąszczu poszlak i siwieje, ale nie zapomina o zgrabnych ciemnookich blondynkach

Major Stefan Downar nie potrzebuje wiele do szczęścia. W piękną pogodę udaje się do Łazienek, by posiedzieć na ławce. Oczywiście, jak to zawsze w powieściach Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego nic nie dzieje się bez powodu i z pozoru abstrakcyjne drobiazgi umieszczane są po to, by pchać akcję do przodu.

Tak też dzieje się w omawianym tu tytule „Inspektor ze Scotland Yardu”. Major spotyka syna przyjaciół, studenta Wojtka, który nadal marzy o pracy w milicji. Niedługo potem zostaje zamordowany inżynier Seweryn Grudecki. Ktoś potraktował go nożem, a wszystko działo się to we własnym mieszkaniu inżyniera.  Niewiele później Waldek zostaje zatrzymany pijany, ma na sobie płaszcz denata, a w kieszeniach zegarek i inne precjoza należące do inżyniera. Major Downar ma prawdziwy dylemat. Jak jeszcze do tego dodamy, że inżynier Grudecki zwracał się, jak jeszcze żył, do milicji po pomoc (patrz: „Baba Jaga gubi trop” Jerzego Edigeya – tam ktoś szantażuje badylarza z Nadarzyna), informując że ktoś dybie na jego życie i że było już kilka zamachów. A to ktoś chciał inżyniera przejechać, a to zastrzelić w Podkowie Leśnej,  a to miała mu spaść cegła na głowę, gdy wracał z kolejnego wieczoru brydżowego, idąc Kruczą w kierunku Alej Jerozolimskich. Może to zatem ktoś z  grona brydżystów jest mordercą, a nie feralny student? Już chwytamy się tej myśli, gdy autor dorzuca nowy wątek i tak poznajemy Kasię i Stacha. I tu krótka rozmowa o Stachu: „Po prostu Stach wygląda bardzo młodo. Jest w doskonałej formie. Nikt nie daje mu więcej jak trzydzieści sześć, siedem lat. Uprawia sporty, nie pali, nie pije, dba o higieniczny tryb życia. – Czy i w miłości też taki wstrzemięźliwy? No właśnie, akcja akcją, a liczne wtręty obyczajowe powinny ubarwiać fabułę. Zygmunt-Zeydler Zborowski jest niezwykle świadom tego elementu konstrukcyjnego. Nie dziwimy się zatem, gdy wspomnianą wyżej Kasię odwiedza Rafał Gottler, to następuje taka wymiana zdań: „-Wujaszek wygląda jak młodzieniec. Uśmiechnął się z zadowoleniem. – Jak młodzieniec może nie. To lekka przesada, ale jeszcze czuję się w formie i wolałbym, żeby mi taka śliczna dziewczyna jak ty mówiła po imieniu. A zresztą cóż ja jestem dla ciebie za wujaszek? Przyrodni brat drugiego męża twojej matki.” Mamy tu zatem i groteskę i żart, i mikroobserwacje. Autor dorzuca nowych postaci i odkrywa kolejne zależności między nimi, a zatem liczba podejrzanych przyrasta poprzez stopniowe powiększanie ich kręgu, a nie linearne śledztwo, tak typowe dla powieści milicyjnej, gdzie  postacie pojawiają się i znikają, a w ich miejsce wchodzą kolejne. Tytułowy inspektor ze Scotland Yardu – niejaki Wilkins, to przyjaciel inżyniera Grudeckiego jeszcze z czasów okupacji. Czyżby zatem ślad prowadził w przeszłość? A może rozwiązanie zagadki tkwi w działalności zawodowej inżyniera, który  jest specjalistą od budowy rakiet (motyw rakiet – patrz: „Żółta koperta” Jerzego Edigeya – jakaś drobna aluzja?). Czyżby maczał tu swoje brudne paluchy obcy wywiad? Z kolei Inspektor… pojawia się oczywiście przed śmiercią inżyniera i ma pomóc w wyjaśnieniu zamachów. Zaś po śmierci Grudeckiego zamieszkuje w Grand Hotelu na Kruczej (obecnie Mercure Grand), nachodzi majora Downara i podsuwa różne poszlaki. Na przykład dostarcza kosmetyczkę niejakiej Urszuli Gosińskiej – między innymi drobiazgami znajduje się tam kwit z pralni wskazujący na tę kobietę. Kwit z pralni? Zaraz, zaraz, przecież w „Dziewczynie w męskiej koszulce”, o kilka lat wcześniejszym dziele Zeydlera-Zborowskiego, punktem wyjścia w dochodzeniu było oznaczenie pralni na koszulce właśnie i w ten sposób można było ustalić, kto oddał koszulkę do prania. Tak, mistrz Zeydler często używa fabularnych wytrychów i specjalnie się tym nie przejmuje. I my też nie. Bardziej wypatrujemy zatem pojedynków słownych i uciesznych opisów, niż dąsamy się pełną absurdów fabułą, w czym major Downar musi się jakoś odnaleźć i nadać śledztwu pozory logiki. Zabawa przy tym jest przednia, a zatem gorąco polecam lekturę „Inspektora ze Scotland Yardu”, choć należy do niej podchodzić z dystansem. Tropów, poszlak i ludzi podejrzanych mamy tu bowiem nadpodaż. Nawet jak na Zeydlera-Zborowskiego. Nie zabrakło też drugiego trupa. W ogóle w tej powieści dzieje się tyle, że można by pisać i pisać. Zostawmy jednak coś dla przyszłych Czytelników „Inspektora ze Scotland Yardu”

Tradycyjnie już w powieściach z lat 70. Major Downar musi wyjaśniać, że nie jest wdowcem i nigdy nie był żonaty, a nadal pozostaje z kawalerem. Nieustannie też walczy z paleniem. Może i nawet pochwala swój bezżenny stan, gdyż: „Jak to w małżeństwie. Wie pan? Niedziela to taki dziwny dzień . Służy albo do miłości, albo do awantur. – Roześmiała się sztucznie.” Cale szczęście piszę w sobotę.