- Autor: Richard Hey
- Tytuł: Fabrykant aniołków i spółka
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Z jamnikiem
- Rok wydania: 1979
- Nakład: 120320
- Przekład Irena Naganowska
- Recenzent: Mariusz Młyński
W piwnicy secesyjnej i zdewastowanej willi w Berlinie Zachodnim zostają znalezione zwłoki młodej dziewczyny; w jej torebce znajduje się brytyjski granat ręczny starszego typu.
Ciało odkryto po bójce między policjantami a anarchistami okupującymi willę, istnieje więc podejrzenie, że dziewczyna zginęła podczas bijatyki; sekcja zwłok wykazuje jednak, że nie zginęła ona od ciosu w głowę, ale zmarła przed kilkoma godzinami wskutek źle przeprowadzonego zabiegu przerwania ciąży. Śledztwo prowadzi Katarzyna Ledermacher, nadkomisarz policji kryminalnej; wchodzi ona w światek „dyskretnych fryzjerów robiących trwałe ondulacje”.
To zaskakująco dobry, ale też i dziwny i szokujący kryminał; w każdym razie nie ulatuje z głowy i nie pozostawia czytelnika obojętnym. Najbardziej szokuje tutaj rozmach i wręcz przemysłowa skala podziemia aborcyjnego; organizator tego procederu w jednej z rozmów stwierdza, że „po starannej analizie rynku kierownictwo firmy doszło do przekonania, że jest korzystny moment na dalsze, i to znaczne, poszerzenie przedsiębiorstwa”. Na tle tej intrygi widzimy problemy aktualne współcześnie i to również w Polsce: przede wszystkim samowolę budowlaną polegającą na niszczeniu zabytkowych obiektów i stawianiu na ich miejscu hoteli i biurowców; widzimy też pewną dawkę szowinizmu i homofobii („Ostatecznie co jest w naszym społeczeństwie gorszego od pedałów i cudzoziemców, odkąd nie mamy już do dyspozycji Żydów”). Ale jest też zastanawiająco dziwnie – tak na dobrą sprawę wiele rzeczy pozostaje w tej książce niewyjaśnionych i nawet sama pani nadkomisarz się nad tym zastanawia. Generalnie jest to więc powieść, która nie pozostawia po sobie kaca, czyta się ją dość dobrze, choć trzeba przyznać, że momentami lekko wstrząsa; irytuje jednak, przynajmniej mnie, spolszczenie imienia Katharina – skoro tak, to czemu jest tu Maurice, Michael i Elizabeth, a nie ma Maurycego, Michała i Elżbiety?