Piotrowski Piotr – Londyńska misja Borewicza 294/2025

  • Autor: Piotrowski Piotr
  • Tytuł: Londyńska misja Borewicza (w: 07 zgłasza się. Opowieść o serialu)
  • Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
  • Rok wydania: 2013
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Zanim major opóźnił akcję…

Recenzję książki „07 zgłasza się” skończyłem 3 godziny temu. Postanowiłem jednak, że zamieszczone w niej opowiadanie – będące prequelem serialu „07 zgłoś się” – zrecenzuję oddzielnie. Znajduje się ono na stronach od 59 do 105, czyli liczy ich 47.

Akcja toczy się w przedziale lat: 1969-1976 w Warszawie, Gorzowie Wielkopolskim i Londynie.

Opowiadanie rozpoczyna się w dniu 20 czerwca 1976 roku w Londynie, gdzie przebywało małżeństwo – porucznik i Joanna Borewiczowie. Byli już dwa lata po ślubie, a przed ślubem znali się trzy miesiące. Czytelnik jest świadkiem końcowego rozpadu pożycia małżeńskiego i odejścia żony od męża.

Przenosimy się do dnia 27 grudnia 1969 roku do Warszawy, kiedy to Borewicz patrolował dzielnicę Wola, służbową nieoznakowaną Warszawą, wspólnie z kapralem Rutowiczem. Może jednak od początku. Porucznik Sławek z Pałacu Mostowskich wspólnie z podporucznikiem Markiem Szypułą, pod nadzorem kapitana Wołczyka, prowadzili śledztwo w sprawie pedofila mordującego chłopców. Do pierwszego zdarzenia doszło w lipcu tego roku na Żoliborzu. W tym przypadku, po wykorzystaniu seksualnym, ofiara przestępstwa – wyjątkowo – nie została zabita, ale skutecznie zastraszona. W sierpniu zboczeniec uderzył na Mokotowie, a we wrześniu na Targówku, pozostawiając po sobie trupy. Tak samo było w październiku na Ochocie. Szypuła dopatrzył się, że przestępca działa wybierając miejsce zbrodni w dzielnicy najbardziej odległej od tej, w której działał ostatnio. Wypadało więc, że „Geodeta” w listopadzie zaatakuje na Pradze Południe. Tak też się stało, lecz milicji nie udało się go upilnować i zatrzymać. Na grudzień wypadła więc Wola. Wracamy teraz do radiowozu. Borewicz z Rutowiczem usłyszeli w eterze o poszukiwanym przez nich podejrzanym, uciekającym w kierunku ul. Waliców. W wyniku pościgu, na tejże ulicy, w starym budynku porucznik dopadł pedofila. Młody mężczyzna przyznał się mu do popełnienia zbrodni, ale poinformował też, że jest synem prokuratora, dając mu tym do zrozumienia, że za swoje czyny nie poniesie należnej mu kary. Borewicz nie namyślając się długo zastrzelił go na miejscu, a ciało przestępcy spadło na ziemię z któregoś tam piętra. W raporcie porucznik napisał, że działał w samoobronie, bo tamten zamachnął się na niego prętem, co zupełnie nie odpowiadało prawdzie.

Choć Borewiczowi nie udowodniono niewłaściwego postepowania i bezpodstawnego użycia broni służbowej, ojciec pedofila – prokurator Pieńkosz doprowadził do tego, że Sławek w niedługo potem wylądował na drugim krańcu kraju, a mianowicie w Komendzie Wojewódzkiej MO w Gorzowie Wielkopolskim. Tam zastajemy go w dniu 18 sierpnia 1975 roku, kiedy zadzwonił do niego major Wołczyk, przebywający nieprzypadkowo w tym mieście, z prośbą o spotkanie. W trakcie rozmowy poinformował Borewicza, że w niedługim czasie zostanie on ściągnięty do Warszawy, by tam kontynuować swoją milicyjną karierę. Przy okazji zaproponował mu wyjazd, „pod przykrywką”, do Londynu, by przeprowadzić w tym mieście nieoficjalne śledztwo w sprawie wątpliwego samobójstwa córki znajomego Wołczyka – 23-letniej Małgorzaty Nowickiej, absolwentki Handlu Zagranicznego na SGPiS, która w Londynie odbywała staż w biurze naszego radcy handlowego. Dziewczynę znaleziono martwą pod oknami kamienicy, w której mieszkała, w dzielnicy Camden. Okno u niej było otwarte, a drzwi wejściowe zamknięte na klucz od środka. W mieszkaniu znaleziono krótki list pożegnalny oraz śladowe ilości kokainy. Śledztwo po jakimś czasie zamknięto, ale inspektor Robert Kaziński z posterunku w Camden, podejrzewał, że dziewczynę zamordowano. Swoimi podejrzeniami podzielił się z jej ojcem. Okazało się, że jej list pożegnalny nie był napisany na maszynie, którą kobieta posiadała w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu.

1 grudnia 1975 roku w londyńskim biurze, w którym pracowała Nowicka, stawił się do pracy nowy kierowca. Był nim oczywiście nasz Sławek, a do dyspozycji miał Fiata 125p. W swoim śledztwie przyjął on wersję, że sprawcą zabójstwa najprawdopodobniej był któryś z pracowników biura, których w sumie było sześcioro. Dopiero 27 czerwca 1976 roku Borewiczowi udało się pobrać próbki pisma z ostatniej z maszyn do pisania znajdujących się w biurze. Okazało się, że list pożegnalny pisany był na maszynie, którą miała na biurku Nowicka. Wołczyk powiadomił Sławka, że poprzedni kierowca w biurze – Apolinary Kuna zgłosił się do majora Szypuły, informując go, że przed odwołaniem go z Londynu do kraju, do służbowego Fiata dokonano włamania. Skradziono z niego koło zapasowe i narzędzia, a także paczuszkę, którą Kuna przypadkowo odkrył dzień wcześniej w skrytce pod dywanikiem bagażnika, a w której było kilkadziesiąt złotych krugerrandów. Auto w ramach reklamacji miało powrócić do Polski, skąd było sprowadzone, ale zrządzeniem losu trafiło na stan placówki handlu zagranicznego.

Kto zabił Nowicką? Z jakiego powodu straciła ona życie? Co wspólnego ze sprawą miała IRA? Jakie były kolejne rozkazy dla Borewicza? O tym przeczytajcie sami.

PRL-ogizmy: samochody – Warszawa (produkowany w latach: 1951-1973) i Fiat 125p. (produkowany od roku 1967), warszawska uczelnia SGPiS (nazwa Szkoła Główna Planowania i Statystyki obowiązywała w latach: 1949-1991, obecnie jest to SGH, czyli Szkoła Główna Handlowa), zakłady „Warsowin” (Stołeczne Zakłady Winiarsko-Spożywcze Przemysłu Terenowego) w lokalizacji przy ul. Żelaznej 59 w Warszawie (była tam winiarnia i rozlewnia napojów gazowanych).

Pomysł na to opowiadanie był świetny i zgodny ze społecznymi oczekiwaniami, ale produkt finalny moich oczekiwań akurat nie spełnił. Nie chodzi mi o jego stronę literacką, bo tu nie mam większych zastrzeżeń, ale o fabułę. Powinna ona współgrać z fabułą serialu, nie tylko odnośnie głównych bohaterów i zależności przyczynowo-skutkowych, ale też odnośnie ducha ówczesnej propagandy. Zrobienie z młodego i zdolnego oficera MO samozwańczego kata osoby podejrzanej w żadnym wypadku nie wpisuje się w filmowy sposób przedstawiania osoby porucznika Borewicza. Również wmieszanie w sprawę Irlandzkiej Armii Republikańskiej jakoś mi tu nie pasuje i chyba nie tylko mnie.

PS Obywatelu Prezesie, melduję, że swoją misję na terenie Biblioteki Narodowej zrealizowałem w całości i z dniem dzisiejszym zawieszam okupowanie tego budynku użyteczności publicznej. Wrócę tam, ale raczej nie w najbliższym czasie. Zaległości recenzyjne z okresu mej działalności, dotyczące dziesięciu scenariuszy filmowych, postaram się zrealizować w lipcu (tego roku oczywiście). Najbliższe dni planuję spędzić na wypoczynku w domu, z książkami z „Serii z Warszawą” w ręku, które chcę przeczytać w wygodnej pozycji, w normalnych warunkach akustycznych, a nie grobowej ciszy, w normalny sposób, w normalnym tempie i z możliwością normalnego spożywania posiłków w czasie przerw w lekturze. Nie chcę na razie żadnych „białych kruków”, żadnego KBW czy WOP, nie chcę też UB i UPA, ale zwykłej normalnej Milicji Obywatelskiej. Melduję również, że dzięki rozpracowaniu archiwum BN zakończyłem wszystkie prace nad nowym katalogiem kryminałów (czyli poszerzonym, uzupełnionym i sprostowanym starym), bo trudno byłoby mi chyba znaleźć jeszcze jakąś nieodkrytą kryminalną, powojenną, polską serię. Na składzie, drukowaniu i kolportażu się nie znam, więc pozostawiam te działki odpowiednim fachowcom. Mnie zaś marzy się w tym roku samotny trzydniowy pobyt w Olsztynie w całości poświęcony na spenetrowanie archiwów Biblioteki Muzeum Warmii i Mazur z niepublikowanymi kryminałami i sensacyjniakami autorstwa Zbigniewa Nienackiego, chyba że jakiś Klubowicz z Warmii podjąłby się tego zadania tj. znaleźć, przeczytać i zrecenzować wszystkie te pozycje (opisałem je na końcu recenzji https://www.klubmord.com/recenzje-2024/nowicki-zbigniew-zwiazek-poszukiwaczy-skarbow-282-2024/ ). To tyle. Czołem!