- Autor: Pozim Andrzej
- Tytuł: Krawaty kapitana Obary
- Wydawnictwo: Czytelnik, Wielki Sen
- Seria: Z jamnikiem, Seria z Warszawą (tom 17)
- Rok wydania: 2013
- Nakład: bn.
- Recenzent: Mariusz Młyński
Pod pseudonimem Andrzej Pozim kryje się dwóch autorów: Wiesław Porzycki (1927 – 2020), wieloletni redaktor naczelny „Głosu Wielkopolskiego” i Andrzej Ziemowit Zimowski (1931 – 2020), pisarz, poeta i chemik; osobno napisali po kilka książek, w duecie i pod własnymi nazwiskami również ale jako Andrzej Pozim tylko tę jedną. Powieść pierwotnie ukazywała się w odcinkach w trzech dziennikach; po pół wieku ją znaleziono w prasowych archiwach i wydano w formie książkowej – i nie chcę być złośliwy ale świat by się nie skończył, gdyby tego nie zrobiono.
Treść jest dość banalna: mamy oto leżącą na południowych przedmieściach Poznania miejscowość Wiry; mieści się tam Krajowa Stacja Badawcza będąca na usługach głównie przemysłu oponiarskiego. W poniedziałkowy ranek w kancelarii tajnej Stacji zostają znalezione zwłoki jej kierowniczki, Haliny Nastusiak; ciało zostało wepchnięte do jednego z sejfów w kancelarii. Zgon nastąpił w sobotę w czasie, kiedy odbywało się posiedzenie Rady Zakładowej; kobieta była duszona, a potem zamknięta w sejfie i tam zmarła na atak serca. Sprawę prowadzi porucznik Czesław Tokarek, który został ściągnięty z urlopu spędzanego wraz z poznaną przed dwoma miesiącami Krystyną nad jeziorem w Wałczu. Tokarek odkrywa, że instalacja alarmowa nie działa i dlatego podejrzewa, że morderca musi znajdować się wśród pracowników Stacji; wkrótce stwierdza też, że z kancelarii tajnej zniknęła teczka P-24 z dokumentacją dotyczącą nowego modelu opony. Dochodzenie idzie jednak bardzo opornie i dlatego na pomoc porucznikowi przyjeżdża z Komendy Głównej kapitan Paweł Obara, którego hobby to fotografowanie oraz krawaty – zawsze kupuje sobie nowy po udanym śledztwie.
No niestety, przykro mi to pisać, bo reklamy tej książce w ten sposób nie robię, ale cóż, trzeba być wiernym prawdzie. Powieść jest typowym gazetowcem; pojawiają się w niej więc typowe grzechy przeciętnego gazetowca. Przede wszystkim mamy tu męczące powtórzenia: porucznik Tokarek sporządza liczącą dziewięć osób listę podejrzanych, którą za jakiś czas w całości odczytuje towarzyszącemu mu sierżantowi i którą za kolejny jakiś czas, również w całości przedstawia kapitanowi Obarze. O wydarzeniach jakie miały miejsce w Stacji najpierw czytamy sami, potem Tokarek informuje nas o nich w ramach rekapitulacji, potem mówi o nich Obarze, a w końcu sam Obara o nich opowiada, kiedy w finale, niczym Hercules Poirot, zbiera wszystkich w świetlicy i udowadnia to, co było do udowodnienia. Sam kapitan jest zresztą jakoś mało charyzmatyczny w porównaniu z legendą, jaka go otacza; w ogóle postacie są dość szablonowe i schematyczne: prowadzący sprawę oficer obowiązkowo ściągnięty z urlopu, jego pomnikowy i nieomylny szef, mądraliński sierżant przypominający dobrego wojaka Szwejka i zbawca z Komendy Głównej. Książka wygląda jak relacja ze śledztwa i nie ma tu jakiejś błyskotliwości; jest tu, co prawda, trochę lokalnego patriotyzmu (piwo Kobyle Pole), jest trochę topografii Poznania, jest trochę aktualności (lekkoatleta Zdzisław Krzyszkowiak czy opera „Konsul” Gian Carlo Menottiego); wszystko to jednak nie może umniejszyć faktu, że jest to powieść po prostu słaba i mało wartościowa.