Jonathan Trench – Kasyno 179/2025

  • Autor: Jonathan Trench
  • Tytuł: Kasyno
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria z kciukiem
  • Rok wydania: 1988
  • Nakład: 140000
  • Recenzent: Mariusz Młyński

Książką „Kasyno” Jonathan Trench pożegnał się ze swoimi czytelnikami; Jan Kraśko napisał jeszcze trzy książki pod swoim nazwiskiem, a następnie skupił się na tłumaczeniu książek, natomiast Elżbieta Zawadowska-Kittel przede wszystkim zajęła się nauczaniem języka angielskiego. Ich ostatnia wspólna książka jest wręcz rozpaczliwie głupiutka; jest to jeden wielki bałagan stylizowany na amerykańską literaturę sensacyjną.

Zaczyna się od tego, że Li Pang, właściciel kasyna w Nevadzie, ni z tego ni z owego żąda od George’a Goddarda, miejscowego bogacza, dwieście tysięcy dolarów – a za co? Tak właściwie to nie wiadomo za co; w każdym razie Pang daje Goddardowi miesiąc na zorganizowanie pieniędzy, bo w przeciwnym wypadku porwie jego córkę Carol. Goddard dolarów nie zbiera ale chce Pangowi dać mapy na których jego zmarły syn Denis zaznaczył miejsce ukrycia cennych płócien skradzionych z Rijksmuseum w Amsterdamie i kupionych przez niego od pasera. W sprawę wplątuje się Alan Stenton, narzeczony Carol Goddard, który właśnie po pięciu latach wyszedł z więzienia i gotów jest wyłożyć pieniądze; spotyka on Sandrę Jowett, żonę milionera, która ma wielką chrapkę na przejęcie kasyna. A w całej historii dużą rolę odgrywa profesor Jonathan Trench, który od dziewięciu miesięcy prowadzi wykłady i seminaria oraz przebywający z nim w San Francisco mecenas Patrick Senders.

Książka sprawia wrażenie jednego wielkiego kpiarstwa: mamy tu policyjne pościgi; bohatera chodzącego po gzymsie na wysokości dwudziestego piętra oraz obserwującego to tysięcznego tłumu ludzi powodującego korki w mieście niczym w finale „Blues Brothers”; mamy tu sceny wygrywania wielkich pieniędzy w ruletkę i bakarata; mamy wyrachowane i cyniczne kobiety; mamy też finał wyglądający tak, jakby był napisany na kolanie – a w całym tym kołowrotku mamy Patricka Sendersa i Jonathana Trencha, których znamy z poprzednich książek i którzy zawsze byli uosobieniem angielskiej stateczności i flegmatyczności; tu zaś, moim zdaniem, pasują jak woły do karety. O co autorom tu tak właściwie chodziło? Nie wiem i nawet nie chce mi się tego roztrząsać; powiem tylko tyle, że w mojej ocenie jest to najgorsza książka Jonathana Trencha. I gdybym miał stworzyć listę rankingową książek tego literackiego duetu, to wyglądałaby ona tak: 1. „Pięć butelek sherry i bukiet róż”; 2. „Geniusz z Kimberley”; 3. „Wieczór przy Oak Lane”; 4. „Czeka na mnie Tina”; 5. „Kasyno”. A jako ciekawostkę podam, że była ta książka drukowana w odcinkach w 1988 roku w „Echu Krakowa” i, co również ciekawe, nie pod pseudonimem ale pod prawdziwymi nazwiskami, z tym, że damska połowa Jonathana Trencha ma skrócone nazwisko.