- Autor: Edigey Jerzy
- Tytuł: Dwie twarze Krystyny
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Z jamnikiem
- Rok wydania: 1976
- Nakład: 100290
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Wojciecha Dymarka
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
Major Janusz Kaczanowski spędza urlop w ośrodku MSW w Międzywodziu i stwierdza, że chyba diabeł go podkusił, żeby tu przyjechać – w domu wczasowym wypoczywają niemalże sami milicjanci, kobiety są prawie wyłącznie 50+ i major bez żalu wyczekuje końca turnusu.
Kaczanowski wraz z pięcioma oficerami jedzie do pobliskich Międzyzdrojów na dansing – i, co prawda, jarzębiak jest względnie zimny, a i zagrycha zupełnie niezła, ale rwania nie ma. I w tej upojnej atmosferze dochodzi do zakładu: pułkownik Zygmunt Adamik twierdzi, że kobieta siedząca z trzema facetami przy orkiestrze to krakowianka o farbowanych włosach, a Kaczanowski uważa, że babka jest z Warszawy i jest naturalną blondynką. Kto przegra, ten stawia wszystkim obiad; majorowi jest w zasadzie wszystko jedno, bo przynajmniej będzie miał jakąś rozrywkę.
Kaczanowski wygrywa zakład, zwycięstwo zostaje zjedzone i opite, a major na końcówkę urlopu wyjeżdża na Mazury – i wracając dowiaduje się z „Gazety Białostockiej”, że Krystyna Niemirowska, naturalna blondynka z Warszawy, utonęła na plaży w Międzyzdrojach ale jej zwłok nie znaleziono. Pułkownik Adam Niemiroch widząc zgryzotę majora proponuje mu zajęcie się tą sprawą; co prawda śledztwo będzie prowadzić Komenda Wojewódzka w Szczecinie ale Kaczanowski i tak miał tam pojechać w sprawie zabójstwa jednego ze znanych handlarzy walutą. Po fajrancie major wstępuje do restauracji i spotyka mecenasa Mieczysława Ruszyńskiego, który nad ćwiartką żytniówki żali się, że trzy lata prowadził sprawę spadkową i kiedy „pozostało ręką sięgnąć po pieniądze, moja klientka nie miała nic lepszego do roboty, jak wybrać się do Międzyzdrojów i tam najgłupiej na świecie utonąć w morzu”. Klientką okazuje się Krystyna Niemirowska; major postanawia więc połączyć siły z mecenasem i wspólnie pracować nad sprawą. Szybko jednak „stara wojna pomiędzy oficerem milicji i adwokatem rozgorzała od nowa. Tym ostrzejsza, że zawoalowana pozorami przyjaźni i wzajemnego szacunku”; zapalczywy Kaczanowski nie znosi bowiem wścibstwa Ruszyńskiego. Obaj są „uparci jak dwa stare kozły”, a major mówi nawet Niemirochowi, że jeśli mecenas będzie miał rację, „to wejdę pod biurko i wszystko, co mówiłem przeciwko niemu, odszczekam”.
I choćby po to, żeby przekonać się czy Kaczanowski będzie udawał psa warto po tę książkę sięgnąć – jest to dobra, lekko przyswajalna lektura. Jest tu humor, ciekawe postacie i pozbawione drętwoty, życiowe dialogi; czyta się to dobrze, akcja jest potoczysta, a jej tło jest dość wiarygodne. Idealnie jednak nie jest – tempo jest trochę nierówne, rozwiązanie intrygi mnie osobiście wydaje się trochę nierzeczywiste, a autorowi zdarza się kilka błędów zarówno logicznych, jak i merytorycznych – wydaje mi się, że nie istnieje coś takiego jak kooprodukcja; jest albo koprodukcja albo kooperacja; trochę też dziwne wydaje mi się, że dopiero po dwóch miesiącach wszystkim przychodzi do głowy wyciągnięcie z Biura Dowodów Osobistych zdjęcia Krystyny Niemirowskiej i porównanie go ze zdjęciem wykonanym przez Kaczanowskiego w Międzyzdrojach; z kolei kapitan Jagodowicz po kilku miesiącach jest pułkownikiem. Generalnie jednak ta książka to niezła rozrywka; pojawiające się błędy wydają się być u Edigeya niemal normą:-) więc trochę drażnią, ale nie psują całości. Książkę wydano w 1976 roku, drugie wydanie miało miejsce trzy miesiące temu, ale pierwotnie ukazała się ona już w 1974 roku w trzech dziennikach; za granicą tym razem nikt się tą powieścią nie zainteresował.