Edigey Jerzy – Dwie twarze Krystyny 163/2022

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Dwie twarze Krystyny
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 100290
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Wojciecha Dymarka

W gąszczu milicjantów i kociaków

Sześciu milicjantów piło ostro w podrzędnej knajpie w Międzyzdrojach. Byli tu prywatnie, na wczasach. Mieszkali w Ośrodku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wychylali kolejne kieliszki jarzębiaku. To musiało się źle skończyć.
Panowie pili, nudzili się lekko i rozglądali w poszukiwaniu kociaków. Nic też dziwnego, że szybko doszło do pewnego zakładu. Oto pułkownik Adamik założył się z majorem Kaczanowskim, kto z nich pierwszy ustali skąd pochodzi pewna blondynka kręcąca się kokieteryjnie po sali konsumpcyjnej. Jeden z milicjantów twierdził, że z Krakowa, drugi utrzymywał, że to na pewno warszawianka. Oczywiście w ramach zakładu zabroniono korzystania z uprawnień służbowych.

Głównym bohaterem szeregu powieści Jerzego Edigeya, prawdziwego giganta literatury milicyjnej, jest właśnie major Kaczanowski i czytelnik jako tako otrzaskany z gatunkiem nie ma wątpliwości, że to właśnie major wygra zakład. Przegrywający ma postawić kolację wszystkim. Kaczanowski wziął się od razu do rzeczy i ją emablować pokojówkę, pytając ją o przystojną Krystynę. Edigey o ładnej kobiecie wyraża się zwykle per „przystojna” (sic!). Cóż nie było Krystyny, o którą pytał, to wręczył kwiaty Krystynie-pokojówce, ustalił szybko, że ta jest ze Szczecina i zaraz pomyślał, że przecież można udać się tam niebawem służbowo, jak tylko pokojówka skończy sezon, i pod pozorem włączenia się do śledztwa w sprawie morderstwa w środowisku waluciarzy, zawita do pokojówki-Krystyny. Cóż, Kaczanowski zawsze umiał łączyć czynności służbowe z prywatnymi. Flirtując ustalił na podstawie księgi meldunkowej, że kobieta z zakładu to także Krystyna, dokładnie Krystyna Niemirowska. Pech chciał, że kilka dni po opisywanych wydarzeniach piękna Krystyna Niemirowska utonęła w wodach Bałtyku podczas nieostrożnej kąpieli przy sztormowej pogodzie. Z tym, że nie znaleziono ciała, a jedynie rzeczy osobiste pozostawione na plaży. Cóż za zbieg okoliczności, że utonąć miała kobieta, która kilka dni wcześniej interesowała sie estetycznie grupa milicjantów. No, ale tak często nie tylko u Edigeya. To wręcz znak firmowy powieści milicyjnej, o czym nie raz wspominaliśmy.

Oczywiście rozmaite przypadki się w zdarzają, ale w kryminale milicyjnym zdecydowanie częściej niż w rzeczywistości.

W kolejnym rozdziale major Kaczanowski ma spotkanie ze znajomym, choć formalnie zawodowym przeciwnikiem, adwokatem Mieczysławem Ruszyńskim (Kaczanowki i Ruszyński, których łączy swoista szorstka przyjaźń, są bohaterami kilku powieści Edigeya). I okazuje się, że Ruszyński też miał przyjemność znać Krystynę Niemirowską, gdyż prowadził dla niej sprawę spadkową. I tu czytelnik od razu ma wiadomość, że nastąpi rywalizacja między oboma panami przy rozwiązywaniu kryminalnej zagadki. Ślad zaś prowadzi w przeszłość i to do samego Sokołowa Podlaskiego. Stamtąd bowiem została nadana pocztówka o tajemniczej treści, adresowana do Krystyny. Nie zdradzajmy jednak więcej. Wszystkiego zresztą zdradzić nie możemy, nawet gdybyśmy chcieli, gdyż Edigey nie wszystkie elementy intrygi ujawnia czytelnikowi, tylko idzie skrótem i na końcu sufluje gotowe rozwiązanie, wyciągając je niczym królika z kapelusza. „Dwie twarze Krystyny” to nie jest niestety genialny kryminał. Natomiast przyznaję, że czyta się sprawnie, bez odruchu niechęci. Może dlatego, że pełno radosnych wątków obyczajowych. Aż chce się zajrzeć na przykład do Prostyni: „A jakie dziewczyny w tej Prostyni, jak łanie! Wystrojone, kiecki i noszą mini-mini, że warszawianki krępowałyby się coś takiego włożyć”. Czyż nie jest to wspaniała pochwała prowincji?

Jeden z tropów wiedzie do Krakowa i środowiska prostytutek. Major Kaczanowski szuka tam niejakiej „Białej Pantery” i trafiamy na taki monolog wewnętrzny stróża prawa: „Bardzo ładne dziewczyny, eleganckie ale i o dyskretnym makijażu były przedstawicielkami najstarszego zawodu świata, od kategorii lokalu zwane „dewizówkami”. Janusz zawsze starał się dociec, dlaczego tak się obecnie dzieje, że damy wyglądają jak prostytutki, a te noszą się jak prawdzie damy”.
Czytelnik może się zupełnie pogubić w ocenie rzeczywistości, skoro nawet major milicji ma z tym kłopoty. Jeżeli trudno odróżnić damę od prostytutki, to co dopiero powiedzieć o kociakach (kociak, pot. młoda, ładna dziewczyna o kokieteryjnym wyglądzie i zachowaniu – słownik PWN) .