Kłodzińska Anna – Trzy ciosy sztyletem 307/2023

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Trzy ciosy sztyletem
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1986
  • Nakład: 280000
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Anny Szlęk
LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Do trzech razy morderstwo

Jak wiemy, przypadek bardziej niż cokolwiek innego rządzi logiką powieści milicyjnej. W „Trzech ciosach sztyletem” Anny Kłodzińskiej, przypadek urasta do rangi głównego bohatera. Jak się bowiem okazuje krążący po Polsce psychopata morduje osoby, z którymi nie miał żadnych związków. Nieomal każdy może stać się ofiara, gdyż morderca wybiera na ofiary osoby, które w jego mniemaniu, miały lepiej od niego. Lepiej psychicznie, czy lepiej materialnie. To bez znaczenia.

Najpierw zostaje zadźgany w Ogrodzie Saskim profesor ornitologii Antoni Zawilski. Następnie w pociągu relacji Szczecin Warszawa natrafiamy na trupa niejakiego Janusza Bielińskiego. Major Szczęsny łączy obie sprawy, ale nie ma żadnego punktu zaczepienia i liczy, że może …trzeci trup cos przyniesie. Okazuje się nim kobieta – Magdalena Lenowicz – pchnięta nożem w przejściu podziemnym na Dworcu Gdańskim.

Jak to u Kłodzińskiej – od penetracji półświatka, poprzez dworce, mordownie i piwnice, aż po hotel Forum. I za to autorkę trzeba cenić. Nie boi się podbrzusza Warszawy. Poznajemy zatem zarówno córy Koryntu – „Atonię” i „Atrofię”. Szlajamy się po lokalach w rodzaju „Kolejowy” i „Szmaragdowa”. Ich kompani zaś to „Lolek” z Dzielnej i „Szczeniaczek” z Toruńskiej. Cóż, do Toruńskiej mam sentyment. W końcu mieszkałem na tej ulicy dobre 15 lat. I jak mnie w tym zglajszachtowanym rejonie odwiedził kolega ze studiów, mieszkający w lepszej dzielnicy niz Bródno, to zapytał czemu na moim osiedlu tak dużo mężczyzn, krążących w grupach, po sześciu do ośmiu chłopa, bez wyraźnego celu. Dlatego nikogo nie powinny dziwić słowa „Atrofii”: „Chłopaki przynieśli pół litra, nie więcej, żebym tak zdrowa była. A co to jest pół litra na czworo? Nic, przyznał sierżant. Tylko, że to było po pół litra na osobę, a to już jest coś”.

Szczęsny współpracuje z majorem Walczakiem, porucznikiem Dębskim i oczywiście cały czas pozostaje pod wpływem swego wieloletniego mentora i zwierzchnia – pułkownika Daniłowicza. Jest też cała paleta podoficerów liniowych.

Rzeczywistość jest nieprzystępna i chłodna. Kilka razy pojawiają się wzmianki o awarii centralnego ogrzewania i nieczynnych kaloryferach. Szczęsny mógłby się zapewne przytulic do jakiejś niewiasty, ale jemu tylko śledztwo w głowie i zawsze zatrzymuje się w pół kroku, a mamy rzadką sytuację, którą zapewne mógły inaczej rozegrać. Oto w jego mieszkaniu pojawia się Anka, ale oczywiście dyskutuje z nią wyłącznie dochodzeniu, służbowym: „”Szczęsny przyglądał się dziewczynie z zainteresowaniem, choć w tym momencie widział w niej wyłącznie porucznika milicji, a nie kobietę.”. No, jak tak można, panie majorze. Zanosiło się jeszcze na liryczną chwilę z udziałem koleżanki z laboratorium, ale akurat ktoś wszedł do pokoju i sprawa utknęła w martwym punkcie, by już tam pozostać.

W „Trzech ciosach” nie brak odniesień do literatury, zarówno wysokiej, jak i fachowej. Szczęsny gawędzi z Daniłowiczem o…Norwidzie, znajduje natchnienie do śledztwa we „Wspomnieniach z sali sądowej” Olgierda Missuny. Te aspekty świetnie wychwycił swojej recenzji Klubowicz Mariusz Młyński (169/2022). Na atmosferę schyłku PRLu zwrócił uwagę Klubowicz Wiesław Kot (141/2009). Natomiast Anna Szlęk (14/2008) stawia na refleksję egzystencjalną.

Wielotorowość narracyjna wyrzuca nieco tę powieść poza granicę typowego milicyjniaka. Wszystkie te wątki poboczne i mikroobserwacje, mimo że nieco odrywają od głównego toku, to jednak ubogacają. To w jakiś sposób wyróżnia Annę Kłodzińską na tle koleżanek i kolegów po piórze. Co ciekawe, w tej powieści nie stwierdziłem dość typowych dla autorki naleciałości ideologicznych. Dobrze wypadło także ukazanie wydarzeń z dwóch perspektyw. Nie ograniczamy się bowiem do ukazania działań organów ścigania, a miejscami zaglądamy do umysłu sprawcy, który typuje ofiary na chybił-trafił. Tu mamy pewne podobieństwa do poprzedniej książki Anny Kłodzińskiej – „Dzieci milionerów'”. Mechanizm zbliżony, ale diagnoza zupełnie inna.