- Autor: Wołowski Jacek
- Tytuł: Krzyżyk i Kreska
- Seria: Seria z Warszawą (tom 41)
- Wydawnictwo: Wielki Sen
- Rok wydania: 2013
- Nakład: nieznany
- Recenzent: Robert Żebrowski
Pogotowie krawieckie, straż ogniowa i zwykła milicja
Jacka Wołowskiego przedstawiać nie trzeba, bo było to już zrobione we wcześniejszych recenzjach jego książek. „Krzyżyk i Kreska” po raz pierwszy ukazało się w roku 1965 w „Życiu Warszawy”, a pozycja nr 41 w „Warszawie” to pierwsze wydanie książkowe. Powieść liczy 109 stron. Obrazek na okładce – kreska przebijająca krzyżyk – to bardzo inteligentne nawiązanie do fabuły. Okładkę projektował – jak zwykle w tej serii – Rafał Bartlet. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego.
Akcja toczy się gdzieś południowej w Polsce (przestępcy mają skrytkę na Obidowej – górze w Gorcach), w jakimś mieście wojewódzkim, ale nie w Warszawie (stamtąd przyjeżdżają posiłki) i nie w Krakowie (wymieniona jest trasa: Kraków – Zakopane, a tak byłoby powiedziane: trasa do Zakopanego), a być może w Częstochowie (wymieniona jest dzielnica Grabówka, położona na „drugim końcu miasta”, a taka jest w tym mieście i to na jego obrzeżach), w roku 1964 lub 1965 (jeden z milicjantów od razu po wyjściu „z lasu” wstąpił do MO, a pracował tam już 20 lat).
Autor książki nie rozpieszcza czytelników, ani nie dba o swoich bohaterów, tylko ni mniej, ni więcej już na pierwszej stronie „uśmierca” milicjanta. Był nim pracownik wydziału kryminalnego KW MO – kapitan Władysław Spokojny (nazwiska tego typu to znak rozpoznawczy Wołowskiego). Został zastrzelony w centrum miasta, około godziny 16-ej, przez dwóch mężczyzn. W Komendzie Wojewódzkiej i Komendzie Głównej zagotowało się. Jednostki połączyły siły i sformowały grupę śledczą. Jej czynności nadzorował Komendant Wojewódzki w stopniu pułkownika, a znaleźli się w niej: jego zastępca – podpułkownik Skromny, szef wydziału kryminalnego – major Skoczek, jego zastępca – kapitan Mały, ich podwładny – kapitan Gruby, sierżant Wójcik, sierżant Pawełek i kapral Mizerny z obserwacji, major Grabczyk – dochodzeniowiec z KG, miejscowy specjalista od rewizji – sierżant Ptak, a ponadto Śniady, Anioł, Podkowa, Grzyb, Wacek (to akurat imię) i inni – niewymienieni z nazwiska – funkcjonariusze.
Z milicją skontaktowała się kobieta, która chciała rozmawiać ze Spokojnym. Okazała się nią Maria Chlewińska, która przekazała Skoczkowi informację, że jej sąsiad – Przyleski, prawdopodobnie ma hitlerowską przeszłość. Po tej rozmowie, jeszcze tego samego dnia, została zabita jej służąca – Anna Gondlik, której zwłoki znalazł w domu Chlewińskiej … Przyleski. U niego zaś na posesji, w budowanym garażu, znaleziono zwłoki sierżanta Wójcika, który miał obserwować Chlewińską. Uff !!!
Dalsza akcja też jest nieźle zakręcona, nie tylko fabularnie, ale i merytorycznie. Oto nieścisłości merytoryczne, które wychwyciłem: Skoczek wziął ze sobą Śniadego, a na miejscu okazało się, że jest z nim … Gruby, w odniesieniu do tej samej osoby raz jest stosowane Maria Chlewińska, a innym razem Maria Z., Gondlik w jednym miejscu ma na imię Anna, a w innym Krystyna. Tak to jest jak się naćka za dużo postaci do jednej bajki albo jak się pisze do gazety na łapu-capu. Fabularne nieścisłości są znacznie gorsze. Nie będę ich wymieniał, ale powiem tylko, że chodzi o nielogiczność zachowań między sobą członków grupy przestępczej. W sumie książka jest bodaj najsłabszą pozycją w dorobku Wołowskiego.
Ciekawostka: na wyposażeniu gangu jest pojazd marki Ford: „Samochód przystosowany jest do walki (…) Karoseria stalowa, szyby kuloodporne, trochę ciekawych drobiazgów, poza tym krótkofalówka, którą można wyłapywać rozmowy radiowozów’
PRL-ogizmy: czekoladki „Wedla”, gazeta „Kobieta i życie” oraz papierosy „Sporty”.
Spośród książek Wołowskiego już tylko dwie zostały do zrecenzowania: wydana w roku 1959 w „Kluczyku” – „Kryptonim „Proszek do prania”” oraz oferowana w naszej klubowej księgarni – „Kryptonim 4”.