- Autor: Wołowski Jacek
- Tytuł: Porwano dziecko
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1959
- Nakład: 30000
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Targowa w oku cyklonu
Z ulic prawobrzeżnej Warszawy najbardziej w polskich powieściach kryminalnych została zapewne utrwalona Targowa. Trudno jednak doszukać się jej dokładnego opisu. Targowa występuje raczej jako symbol swoistego folkloru. Jest znakiem, punktem odniesienia, skrótową informacją sugerująca, iż znajdujemy się w… najciekawszej części stolicy. Nie inaczej jest w powieści Jacka Wołowskiego „Porwano dziecko”, wydanej w 1958 roku w słynnej serii Labirynt. Głównym motywem jest tu kidnaping. Przy okazji autor wprowadza nieco Czytelnika w życie półświatka.
Spójrzmy, jak widział Wołowski Targową przed ponad 40 laty: „W tym samym czasie do jednej z bram przy ulicy Targowej wchodzi dwóch mężczyzn. Mijają śpiącego we wnęce pijaka i kierują się na klatkę schodową. Klatka jest ciemna, więc idąc świecą sobie latarkami”. Fragment ten nie na darmo napisany jest w czasie teraźniejszym. Można by go spokojnie przenieść do współczesności, gdyż nic nie stracił ze swej prawdy i znakomicie broni się dzisiaj.
Wspomniani mężczyźni to milicyjni agenci, którzy odważnie nachodzą przestępczą melinę. Padają strzały, całe szczęście nikt nie ginie. Jeden z milicjantów musi się natomiast mocować z damą od której „zionie alkoholem”. Reakcja mieszkańców na te ekscesy jest spokojna, przecież to Praga. Gromadzą się gapie: „Koło klatki schodowej stoją dwie kobiety w paltach zarzuconych na nocną bieliznę i słuchają”. Więcej jest więc ciekawości, niż obawy. Nikogo nie dziwi strzelanina. Padają natomiast fachowe uwagi na temat ewentualnego użytkownika pistoletu: „- Strzelają – mówi jakaś babina przytupując w miejscu. Ma pantofle włożone na bose nogi. (…) – To na pewno Kołek – wtrąca młoda dziewczyna w płaszczu zarzuconym na jaskrawy szlafrok w kwiaty”. Wszystko jest więc jasne i oczywiste, przynajmniej dla mieszkańców kamienicy. Można nawet odnieść wrażenie, że strzelaniny odbywają się tu codziennie między kolacją, a pójściem na spoczynek. Przypomnijmy, że telewizja w roku 1958 nie była w Polsce zjawiskiem powszechnym. Dopiero raczkowała. Zatem panie w płaszczach zarzuconych na szlafroki nie mogły się jeszcze delektować liczącymi tysiące odcinków serialami. Korytarzowa pogawędka z okazji strzelaniny znakomicie je zastępowała.
Jeden z przestępców wymyka się z kamienicy i ucieka w stronę Ząbkowskiej. Dzielny stróż prawa w cywilu podąża w ślad za nim, zostaje jednak ranny. Tymczasem strzelający dryblas niknie w mrokach ulicy. Zaraz jednak nadjeżdża wóz milicyjny i po chwili pada komunikat: Tu alfa, tu alfa (…) Potrzebny jest pies z przewodnikiem na róg Ząbkowskiej i Targowej.”. Poszukiwania mężczyzny z rewolwerem stają się coraz bardziej gorączkowe. Komendant komisariatu (narrator nie podaje którego) podejmuje mocną decyzję: „Głos operatora brzmi beznamiętnie – z rozkazu komendanta wszystkie wozy na Targową.”
Tak. Na tej ulicy zawsze dużo się działo. Nic więc dziwnego, że właśnie na Targowej mieściła się redakcja „Echa” od chwili powstania.