Zeydler-Zborowski Zygmunt – Akcja Rudolf 157/2022

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Akcja Rudolf
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1963
  • Nakład: 30250
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Powikłany życiorys inżyniera

Autorzy rodzimej powieści kryminalnej, tłuczonej w masowych nakładach w okresie PRL-u, zapuszczali się nie tylko na prawy brzeg Wisły.
Bywało również, że istotna część akcji rozgrywała się na Bielanach. Tak właśnie jest we wczesnym kryminale Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego „Akcja Rudolf”.
Mamy w tej książce typowy dla pisarza melanż: plątanina wątków obyczajowo-erotycznych (oczywiście bez drastyczności), zazdrości, zdrady, zawiści oraz niezawodny wątek szpiegowski w tle.
Zaczyna się od śmierci inżyniera nazwiskiem Nechay (już ten fakt plasuje postać w gronie negatywnych). Inżynier i jego żona prowadzili zupełnie odrębne życie i małżeństwo ich miało jedynie formalny charakter. Nic dziwnego, że taki relatywizm moralny miał opłakane skutki. Śledztwo jednak okazuje się dosyć skomplikowane i kapitan Stefan Downar musi się sporo nagłowić, zanim wykryje prawdziwego mordercę, jak i motywy jego działania.
Tymczasem zdążamy na Bielany: „Krystyna przymknęła oczy i zdawała się drzemać. Zdanowicz osowiałym wzrokiem wodził po szarzejących w mroku domach. Ulice były puste. Skręcili w Aleję Zjednoczenia. Szofer nacisnął hamulec”. To tu właśnie miała miejsce zbrodnia. Inżynier został znaleziony otruty. Czy możliwe jest jednak, żeby zbrodni dopuścił się kochanek żony lub też zawiedziony absztyfikant pielęgniarki, porzucony przez nią właśnie dla inteligencji i pozycji społecznej inżyniera? Czy też może żona zgładziła męża, by móc radośnie i z impetem rzucić się w ramiona kochanka? Tyle tropów. Wszystkie one niestety biorą w łeb, gdyż okazuje się, że inżynier był jednym z głównych projektantów w Biurze Projektów Ministerstwa Obrony Narodowej. Teraz jest już jasne, że nie względy osobiste, a zgoła międzynarodowe muszą być tu decydujące. Nie dowiadujemy się oczywiście nad czym pracował inżynier. Tego nie wie nawet kapitan Downar, który sam jest jedynie małym trybikiem w sprawie. Spece z kontrwywiadu milczą jak grób. Nasz dzielny oficer nie grymasi jednak, tylko pracuje na swoim odcinku. Krok po kroku zdobywa cenne poszlaki. Jedną z ważniejszych okazuje się płaszcz nabyty w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego. Nie mogę oczywiście zdradzić przez kogo. Wówczas Czytelnikowi umknęłaby bezpowrotnie przyjemność z lektury, a przecież chodzi o coś zgoła przeciwnego.


INŻYNIER NEHAY, CZYLI NURT NIECHLUJNY

U Zborowskiego zdecydowanie można wyróżnić dwa nurty twórczości, która tylko pozornie wydaje się jednolita gatunkowo. Nurt pierwszy określiłbym jako kanoniczny, a więc z wyraźnie widoczną, przemyślaną intrygą i starannym jej przeprowadzeniem. Tu mogę wymienić choćby „Czarnego mercedesa” lub „Zbrodnię na Cyrhli Toporowej (obie recenzowałem). Drugi nurt określiłbym jako niechlujny. Niestety, jest on w przewadze liczebnej. Właśnie „Akcja Rudolf” należy do nurtu niechlujnego. To dosyć wczesny Zborowski – początek lat 60. Już tu jednak widać, że autor ma skłonności do fabrykowania, byle szybko wyrobić normę i dostać kasę. Pakuje do książki wszystko co się da, po czym uciera na kogiel-mogiel myśląc, że wyjdzie mu smacznie. A tu niestety zawiesina. Pozostaje zatem śledzenie warszawskości, co uwielbiam oraz polowanie na drobne obserwacje.
No ale czego my się czepiamy? Zaczyna się już od nazwiska – Nehay, inżynier Nehay. Oczywiste jest, że ten pan to szpieg. Czy uczciwy obywatel polskiego państwa może nosić takie nazwisko? Wiadomo więc od razu, że to szpieg. Utwierdza nas w tym fakt, że jest to inżynier. Motyw nieporozumień małżeńskich jako tło zabójstwa jest więc od razu chybiony jako sztuczna zasłona dymna. To też zresztą specjalność Zborowskiego. On ją zdradza, ona jego też. Z tego można już zbudować co najmniej cztery kombinacje. Lećmy dalej. Jak już wychodzi na jaw, że inżynier to szpieg działający na terenie Ministerstwa Obrony Narodowej (tak jest), to oczywiście nie dowiadujemy się, co za wielkie tajemnice zdradzał. Mowa jest jednie o jakichś (jakże to typowe) przeciekach w przemyśle zbrojeniowym. Autor postanowił całe szczęście czymś podbudować wątłość tego zarzutu:
– Wspominałeś, że nawet trudnił się handlem żywym towarem – wtrącił Downar.
– Czym on się nie trudnił – Handlem żywym towarem , narkotyki sutenerstwo, zwykłe złodziejskie afery”.
No tak , o tym to byśmy poczytali. A nie tylko w kółko to enigmatyczne szpiegostwo i szpiegostwo.
Biedny Downar. Wyraźnie męczyło go to śledztwo, w które oczywiście wplątał się po chwili kontrwywiad. Nawet spać nie mógł: „Downar przewrócił się na drugi bok i naciągnął kołdrę na głowę”. Nieco dalej zaś: „Downar obudził się późno. Wstał, odsłonił okno i wypił szklankę zimnego mleka. Nie chciało musi się zapalać gazu. Wrócił na tapczan”. Oto samotność kapitana i jego egzystencjalne lęki.
Cóż my tu jeszcze znajdujemy? Ach, wspaniałą receptę na podryw: „Byłam młoda, niedoświadczona. Zaczął zapraszać mnie na kolacje do Bristolu, do Kameralnej, do Krokodyla. Chodziliśmy razem do teatru, do kina. Zakochałam się”. Chyba każdy by uległ połączonej sile tych trzech knajp oraz kultury.
Po tych dywagacjach warto by nieco przepłukać gardło: „Otworzył podręczny barek i wyjął zeń Gold Gin, sok z grejpfrutów i wodę sodową. – Bardzo przyjemny napój. Leciutki, aromatyczny, a jednocześnie znakomicie rozjaśnia umysł. Dodamy oczywiście także po kawałeczku lodu”. No i kapitan Stefan Downar nie bronił się. Trudno powiedzieć czy był to jego ulubiony drink, ale zapewne tak, bo jedyny na jaki się natknąłem. Poza drinkami Downar pijał obowiązkowo czystą pod śledzika i koniak. A może było tak, bo tym go najczęściej częstowano. Po prawdzie większa u nas kultura picia wódki niż ginu. Nawet na łonie klubu. Chociaż osobiście ginem nie gardzę.
Pozostaje jeszcze kwestia wyjaśnienia tytułu. Sam się nad tym głowiłem podczas lektury. To kolejny objaw niechlujstwa autora niż próba trzymania Czytelnika w napięciu. Książka ma 186 stron. O tym skąd się wziął tytuł dowiadujemy się na 178: „W tej chwili znam tylko jego kryptonim. Rudolf. To on zamordował Teodora. Znajdę go”. Jak znajdę następną powieść Zborowskiego to też przeczytam. Poświęcenie badacza gatunku nie zna granic. Dobranoc państwu.