- Autor: Sztaba Zygmunt
- Tytuł: Zwracam panu twarz
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 120338
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Michała Lorka
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Hanka nie chce siekanych, czyli martell pachnie naftą, a rum zalatuje perfumami
Niezrównany Zygmunt Sztaba potrafi zagrać na wyobraźni czytelnika, o czym wiemy nie od dziś. „Zwracam panu twarz”, powieść wydana w serii Labirynt to z pozoru rutynowy kryminał lokalny wykorzystujący schemat śladu prowadzącego w przeszłość. Oczywiście wariant okupacyjny. Kiedy na początkowych stronicach Gustaw Nowak zbiega z obozu ucieka nie tylko przed oprawcami, ale również przed swoją konfidencką przeszłością. Gdy zatem po latach niejaki doktor Wolff przegląda „Der Spiegla”, a w nim reportaż z Polski i fotografie w tymże reportażu, wiemy co zobaczy i jaki z grubsza będzie dalszy ciąg.
Nie do końca jednak. Gdyż tu właśnie zaczyna się prawdziwy Zygmunt Sztaba. Na chwile trafiamy do warszawskiego „Grand Hotelu” i już sądzimy, że akcja tu właśnie się ześrodkuje, to zaraz uciekamy w leśne ostępy, gdzie Władek obłapia Hankę pieszcząc ją słowami: „Urlop słońce i ty”. Już liczymy, że akcja rozwinie się erotycznie, ale nie. Władek, czyli jak się zaraz dowiemy Porucznik-pilot Władysław Lewandowski (charakterystyczna metamorfoza bohatera z postaci prywatnej w służbową) podsłuchuje dziwną rozmowę w zaroślach. Od tego czasu nic nie będzie już takie jak dawniej. Życie prywatne trza odłożyć na bok i poszukać najbliższego komisariatu Milicji Obywatelskiej. Od tego momentu sprawa może potoczyć się we wszystkich możliwych kierunkach. Tym bardziej, że porucznik-pilot słyszał wyraźnie głos wuefemki w krzakach. Halina, zuch dziewczyna, zgadza się na wszystkie fanaberie narzeczonego, tylko chciałaby coś przekąsić i nie mogą to być siekane („- Nie, nie – dziewczyna przestraszyła się. – Wszystko, tylko nie siekane!”) sugerowane przez kelnera restauracji „Kaprys”, tylko kiełbasa oraz herbata z cytryną. Wspomniane wydarzenia rozgrywają się w rejonie Jeżynowej Góry, ale szybko przenosimy się aż do… Chrościelisk.
Sprawą podsłuchanej rozmowy zajmie się niebawem kapitan Bochenek, w którego wpatrzony jak w obraz jest sierżant Walicki: „Podoficer automatycznie wyprężył się, cała jego postać wyrażała służbisty stosunek”.
Nie bez kozery wspomnieliśmy o Chrościeliskach, gdyż tam właśnie pojawia się trup Stefana Wolskiego, znanego w okolicy znachora. Przy ofierze znaleziono list oraz podpis w postaci dowodu osobistego CR 305707. Oczywiście nie jest to podpis sprawcy. Do akcji włączają się: plutonowy Nawrocki, sierżant Kozunek, a nawet porucznik Stanek. Tropy nadal wiodą w rozmaitych kierunkach. Po peregrynacji prowincji wracamy do Warszawy, szlajamy się po „Bristolach”, „Europejskich ” i „Kameralnych” (wszystkie trzy miejsca istnieją i dziś, z tym że dwa na nowo – po przerwie). Konsumowane są strogonowy oraz mały i duży jarzębiak. Tu pojawia się pytanie zasadnicze – co to znaczy mały, a co duży jarzębiak. W ogóle problem gramatury alkoholu to skomplikowane zagadnienie. Kiedyś w przewadze były czterdziestki jako miara podstawowa, dziś to raczej dwadzieścia pięć mililitrów.
Co tam zresztą będziemy perorować o jarzębiaku, skoro w pewnym momencie pojawia się dylemat – Martell czy Napoleon. Pewna brunetka obstaje za Napoleonem, twierdząc, że „Martell pachnie naftą”. Z tymi zagranicznymi alkoholami są notoryczne problemy. Śledczy pyta: „- Jaki alkohol piliście? – Rum, takie świństwo zalatujące perfumami. Nie lubię tego sikacza, ale…- Ale butelka poleciała.” Już nie wiadomo co gorsze w spożyciu – nafta czy perfumy? Cóż, kwestia gustu.
No a z tymi niebieskimi wuefemkami to było tak, że wyprodukowano ich tylko 507, z czego 400 poszło na eksport bo Bułgarii i Rumunii, a zatem do sprawdzenia pozostało tylko 107 sztuk.
Zygmunt Sztaba nie przejmuje się przesadnie logiką, ale umie zaskoczyć zmiennością otoczenia, liczbą milicjantów biorących czynny udział w śledztwie, niepohamowaną wyobraźnią i…krytyką alkoholi zachodniego pochodzenia, który to temat wyrasta na główny, natomiast cała intryga kryminalna wygląda jedynie na pozorowaną. A jednak jarzębiak górą!!!