Edigey Jerzy – Sprawa dla jednego – Pierwsza seta 23

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Sprawa dla jednego
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: seria Czerwona Okładka
  • Rok wydania: 1978
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Grażyny Głogowskiej
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego

Ach, ten Targówek *

Targówek dzisiaj nie jest już tym samym Targówkiem, co kiedyś. Wystarczy zajrzeć do powieści kryminalnej Jerzego Edigeya „Sprawa dla jednego”, wydanej w 1978 roku, a więc bez mała ćwierć wieku temu..

Akcja utworu rozgrywa się w dużej mierze w spółdzielni Pomoc Budowlanym na Targówku Przemysłowym oraz na budowie Trasy Toruńskiej. Wiemy już dlaczego ta arteria komunikacyjna tak długo powstawała, a w zasadzie jeszcze powstaje. Mianowicie szajka przestępców wykradała, a następnie sprzedawała na wolnym rynku środek przyspieszający schnięcie betonu. Stąd powstawały duże opóźnienia, a kierownik jednego z odcinków budowy, który wykrył przestępstwo musiał przypłacić to życiem. Został potraktowany dwukilogramowym odważnikiem Już nie na Targówku w prawdzie, tylko w Śródmieściu.

Tak, pod tym względem najcięższych przestępstw Targówek uchodził za bezpieczniejszy rejon niż niektóre inne obszary w Warszawie. Potwierdzenie znajdujemy w dalszej części powieści.”(…) Sam pan wie, poruczniku, że ludzie z Targówka po pijaku, w bójce, potrafią kogoś dźgnąć nożem. Nie zawsze żyją z uczciwej pracy. Ale nie idą na mokrą robotę. Nie ma wśród nich płatnych morderców”.

Jak więc widzimy, już wówczas Jerzy Edigey przewidywał rozwój przestępczości zorganizowanej. Tymczasem rezerwował Targówek dla drobnych rzezimieszków, popełniających poważne przestępstwa tylko na bani.

W innym miejscu ta myśl zostaje potwierdzona, co dobitnie utwierdza czytelnika w przekonaniu, że Targówek już dawno był krainą szczęśliwości powszechnej. ”Zresztą na Targówku w ogóle nie zabijają. Najwyżej komuś spuszczą manto i w najgorszym razie „wyflekują”.

Równie ważny co kryminalny jest wątek obyczajowy. Poznajemy panią Irenę, o której jeden bohaterów powieści tak mówi: „Jeśli chodzi o miłość, to w tym związku zakochany był tylko pan inżynier. Jej chodziło wyłącznie o to by wyrwać się z Targówka”.

Trzeba wspomnieć, że pani Irena była zatrudniona przy mieszalniku we wspomnianej spółdzielni. Nie było jej łatwo i sama przyznaje, że nie była święta, ale niestety skąpi się czytelnikowi bliższych szczegółów związanych z tym głębokim wyznaniem.  Musi wystarczyć konstatacja – ”Święte nie rodzą się na Targówku”.

Irena jednak wie, co dała jej trudna, nie pozbawiona przeszkód egzystencja. Zna swoją wartość. „Jestem z Targówka, więc znam życie’ – z podniesionym czołem mówi do porucznika. Oto przykład: ”My, dziewczyny z Targówka, zawsze umiałyśmy opatrzyć rozbity łeb brata lub założyć opatrunek, kiedy ktoś kogoś trochę drasnął nożem. To dla mnie nie pierwszyzna”.

Taki był Targówek w wyobraźni jednego z  twórców literatury popularnej, bardzo chętnie zresztą czytanej. Z jednej strony na bakier z prawem, z drugiej  posiadający swój lokalny koloryt.

* Recenzja ta jest skróconym i nieco zmienionym wariantem tekstu, który w całości ukaże się w „MO-nitorze” nr 3. Tam również wyjaśnię powody tego zabiegu (przyp. red.).