- Autor: Parfiniewicz Jerzy
- Tytuł: Skarb Geodety
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 120000
- Recenzent: Remigiusz Kociołek aka Komisarz Kociołek
- Broń tej serii: Druga seta
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Tajemnicza śmierć skoczybruzdy…
Teodolit[1], niwelator[2], łata[3], węgielnica[4] i upiorne krakowiany[5]… śnią mi się do dziś po nocach. Nie zawsze są to koszmary… Po „Skarb geodety” sięgnąłem, by odświeżyć wspomnienia z Technikum Geodezyjnego na Szanajcy, które miałem przyjemność kończyć.
Statystycznemu Polakowi „geodeta” kojarzy się z człowiekiem, który obsługuje statyw, bądź na wpół pijany pomyka z łatą po polach i coś tam mierzy. Po latach teorii i praktyki oświadczam publicznie – geodeta, inaczej skoczybruzda, to ten, który niezależnie od pogody, jak nie mierzy, to pije. Już w drugiej klasie powstał nasz specjalny pijacki slang (flansza – połączenie planszy i flaszki; kartować – pić; etc.), choć w latach siedemdziesiątych geodezja mogła być traktowana znacznie poważniej…: „Widuje się go (pomocnika geodety – przyp. red.) dość często w towarzystwie tak zwanych urodzonych w niedzielę. W każdym razie uważam, że wystawanie pod budkami z piwem w takim towarzystwie nie licuje z naszym zawodem.” „Skarb geodety” – ukazuje geodezję jak dla mnie w nowym świetle, co postaram się zobrazować jak w obiektywie dalmierza[6].
Wiesiołek, Panas, Sokół, Kobus i geodeta Stański stanowią idealną grupę pomiarową. Wespół w zespół, dzięki obrotności i naginaniu przepisów mają wiele zleceń i wiedzie im się „klawo”. Lecz pod pozornym sukcesem kryją się tajemnice związane z ciemną przeszłością „prawych pomiarowych i pomocników”. Pewnego dnia, na beztroskim spacerze z pieskiem Pikusiem, upiory przeszłości zadają śmierć Stańskiemu… Motywem zbrodni okazuje się skarb znaleziony przez ojca denata w przededniu II wojny światowej…
W tym miejscu książki pojawia się retrospekcja, czytelnik zostaje wprowadzony w sielski świat końca lat trzydziestych. Tło dla przypadkowych poszukiwaczy skarbów to wsi polska rozweselona niemal jak u Wyspiańskiego. Tu dowiadujemy się o nowym aspekcie pracy geodety:
„Pod koniec kwietnia grupa geodetów wyjeżdża do wsi Zakręt, leżącej w powiecie nowodworskim. Chłopi, jak zwykle, z niecierpliwością czekają na ludzi z miasta, licząc na to, że będą mogli porozmawiać z nimi o nurtujących ich sprawach, dowiedzieć się, co słychać w świecie. Geodeci to przecież informatorzy, prelegenci, łącznicy miasta z wsią.
Kto by pomyślał, że nasi chłopi byli wtedy tak spragnieni wieści z wielkiego świata… Zatem geodeta – z pracą u podstaw. Z kolejnego ustępu dowiadujemy się o bogatszym zakresie zadań skoczybruzdy („…Musimy być i weterynarzami, i adwokatami, i wszystkim, co wiąże się z życiem wsi… Taki to już los geodety!)…
Tym samym geodeta stawiany jest na równi z nauczycielem, lekarzem, krzewicielem kultury i misjonarzem cywilizacji wśród na wpół oświeconej masy. Ta „masa” jest tu potraktowana jak Arkadia tuż przed zagładą. Poniższy opis świadczy o idealistycznym podejściu do wsi:
„Na ścianach święte obrazy spowite girlandami kwiatów. Pachniało tatarakiem i ziołami (…) wśród śmiechów, żartów i przepychań rozpoczął się wieczorny koncert. W pewnej chwili poważny dotąd Kobus wstał i zadeklamował fragment „Pana Tadeusza”…)
Piękna sceneria, podniosłe rozmowy, nauczanie prostych ludzi, odrobina alkoholu… gdyby takich przypowieści było więcej, świat na pewno byłby lepszy. Menadżerowie w podróży służbowej do małych miasteczek prowadzący kursy ekonomii pod samotnym drzewem, marynarze z hostią wśród Łemków, etc.
Ciekawą postacią, choć słabo rozrysowaną w powieści jest konkubina Stańskiego – Anna Sobol. „Od dawna przylgnęła do mnie opinia kobiety fatalnej.” Panna Sobol ma rękę do mężczyzn starszych, którzy wkrótce po ślubie umierają w tajemniczych okolicznościach. Być może dlatego Stański żyje z Anną na kocią łapę… Nie chroni go to jednak przed równie tajemniczym zgonem. Bo jak wiemy choćby z amerykańskich filmów – femme fatale to najskuteczniejsza pułapka na bogatego mężczyznę (patrz Błękitny Anioł z Marleną D.).
Jednak mimo, że Stański ze swym skarbem stanowił nie lada kąsek dla Anny, to nie ona jest zawikłana w morderstwo… A właśnie… informacja o mordzie trafia do oficera milicji, kapitana Antoniego Osiala, gdy ów wraca zniesmaczony z kina „Moskwa” z kryminału produkcji amerykańskiej. Nie podobały mu się rozwiązania dedukcyjne, a „…oko kapitana, oficera milicji, który brał udział w wielu ciekawych i skomplikowanych dochodzeniach, wyłapało wszystkie nonsensy fabuły i uproszczenia reżyserskie.” Początkowo w sprawie Stańskiego Osial z uporem maniaka, nie wiedzieć czemu, podejrzewa, że chodzi o spisek szpiegowski i inwigiluje wszystkich zamieszanych na tę okoliczność. Gdy pojawia się „skarb” zmienia podejście. Następnie myli się co do każdego podejrzanego (mamy tu motyw wyspy), bo w każdym z nich widzi potencjalnego zabójcę. Osial przedstawia typ narwanego naturszczyka, który jeszcze wiele musi się nauczyć. Parfiniewicz zjednuje Osialowi sympatię czytelnika niewinnym traktowaniem swego bohatera w akcji (typ wrażliwego oficera to niecodzienne zdarzenie w Milicji Obywatelskiej).
Interesującym zabiegiem jak na powieść milicyjną wydają się 3 wersje zabójstwa niejakiego Wiesiołka. Najpierw opisane przez narratora z punktu widzenia Osiala, potem z punktu widzenia Wiesiołka, a na końcu ze strony mordercy. Jeszcze jedna relacja i mielibyśmy motyw jak z „Rashomona” Kurosawy, świadczący o względności ludzkich opowieści i interpretacji.
Zabójstwo Wiesiołka ma swój wesoły ciąg dalszy… Wiesiołek rozpracował mordercę geodety i został przez niego zabity podczas rozmowy telefonicznej. To jego ostatnie słowa: „ – Panie kapitanie! Już wiem, kto zabił! Widziałem go przed chwilą i przypomniałem sobie! Tylko on mógł zabić! Wie…” – tu rozmowa urywa się dramatycznie. Co na to Osial? „Kapitan nacisnął klawisz, zatrzymując silnik magnetofonu. Wie… Co wie? Kto wie? Co to znaczy wie…? Wiesiołek? Wie? Wiedźma! Wielu? Wieloryb?”. Z tym ostatnim chyba trochę przesadził… Tymczasem burza mózgów speców milicyjnych dywagowała na temat przejścia samogłoski „e” w „ę”. („Może to być „e”, jednak pod wpływem ciosu przeszło w „ę”. Jak jęk…”) Interesująca, trafna hipoteza. Okazało się, że ślad prowadzi do wię…zienia, w którym obywatel niemieckiego pochodzenia – Adolf Seidler, urodzony 13 grudnia 1937 roku odsiadywał wyrok za zabójstwo geodety z czasów ojca Stańskiego… To jednak znowu nie on. Mordercą okazuje się zaopatrzeniowiec karany za handel obcą walutą – znajomy geodety. Ostatecznie tajemniczy skarb nie zostaje odnaleziony. Zatem jest trup, jest morderca, motyw też jest, choć go de facto nie ma.
[1] Teodolit – przyrząd geodezyjny do mierzenia kątów w płaszczyźnie pionowej i poziomej.
[1] Niwelator – przyrząd do pomiaru różnic w wysokości punktów w terenie.
[1] Łata – sztywny przymiar kreskowy, zwykle drewniany, służący do bezpośrednich pomiarów długości lub pomiaru różnic wysokości (takie wysokie z podziałką).
[1] Węgielnica – takie coś, w co się patrzy, a widzi się po bokach, a z dołu zwisa pion i dzięki temu można wpasować się pomiędzy dwie tyczki.
[1] Krakowiany – odmiana rachunku macierzowego opracowana przez T. Banachiewicza. W krakowianach mnoży się przez siebie kolumny. Wiele procedur numerycznych w formalizmie krakowianowym ma prostą postać i umożliwia szybsze obliczenia (sratatata!!! – bite 3 godziny!!!).
[1] Dalmierz – odległościomierz, przyrząd służący do pomiaru odległości bez potrzeby jej przebywania.
P.S.
Kapitan Osial, podobnie jak oficer Sima z opowiadania S. Wiechny – mają podobny sposób słuchania swych rozmówców. („Kapitan usiadł wygodnie i spoglądał w sufit..”) Czego tam szukał? Dlaczego sufit jest ulubionym miejscem dla wzroku milicjanta? Czyżby stanowił przeciwwagę dla deszczu, jak wiemy jego największego wroga? A może po prostu tabula rasa sufitu pomaga wytyczyć nowe ścieżki śledztwa? Kto wie… Tu podobieństwa między pracą geodety a pracą milicjanta przecinają się jak osie x i y. Obaj tyczą, szukają tego, co ukartowane, aby w konsekwencji po wielu błędach i poprawkach osiągnąć cel – z dokładnością do dziesiątych części milimetra…
Cytaty warte cytowania:
– Interesuje się pan numizmatyką – pyta Osial podejrzanego.
– Ja się takimi głupotami nie zajmuję.
– A kupnem-sprzedażą starych monet?
– Czasami coś się kupi lub sprzeda…
– Co robiłem w środę?
– W środę.
– Byłem u jednej dziewczyny…
– Adres?
– To porządna dziewczyna. Ma stałych wielbicieli…
„Czuję Sporty! – powiedział przeciągle, nadając głosowi jak najczulsze brzmienie.”
„Tu Osial z Komendy Głównej! Cześć! Szybko dajcie mi pomoc! Ucieka mi podejrzany! Na motocyklu! Z pegeeru Rybaki! Podejrzany o morderstwo! Co? Dacie śmigłowiec! Świetnie!”
Ten ostatni cytat może nie jest zabawny, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić rozpadającego się Junaka i latający helikopter… Polski cyrk!