- Autor: Żołnierowicz Tadeusz
- Tytuł: Z archiwów MO (6)
- Wydawnictwo: Wielki Sen
- Seria: Seria z Warszawą (tom 126)
- Rok wydania: 2020
- Nakład: nieznany
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Feralny zegarek marki Cyma, zaskakująca noc Hanny R. oraz pięć półlitrówek przed północą
Szósty i zarazem ostatni tom „Z archiwów MO” Tadeusza Żołnierowicza zaczyna się jak film Alfreda Hitchcocka, czyli od trzęsienia ziemi: „Ciało nocnego stróża znaleziono o godzinie trzeciej w nocy, 7 lipca”. Wszystkich zapewne zainteresuje, jaka to była noc. Autor już spieszy z wyjaśnieniem, że pochmurna i deszczowa. I to jest cały kunszt Żołnierowicza, który umie wszystko ująć w kilku celnych słowach, zwracając uwagę na tło i detal.
A wszystko to na zaledwie kilku stronicach książki wydanej jako tom 126 w Serii z Warszawą. Zaś wcześniej jedynie na łamach „Dziennika Wieczornego”. Dzięki zebraniu kilkudziesięciu tekstów razem mogą one funkcjonować dalej, a pomieszczone obok siebie dają delikatną panoramę czasów. Drugi w tomie tekst jest nie mniej nasycony, gdyż rozpoczyna się od zdania: „Znaleziono ją wczesnym rankiem”. Szybko okazało się się chodzi o Eleonorę G, lat 19, zatrudnioną w spółdzielni „Krosno”. Czyżby dziewczyna postanowiła popełnić samobójstwo na imprezie? A może był to nieszczęśliwy wypadek? Trudno stwierdzić, czasem sytuacja nie jest jasna do końca. Ledwie łapiemy oddech porywa nas zagadka Elżbiety J., która wyjeżdżała regularnie do Gdyni celem uskuteczniania schadzek z takim jednym niskim krępym, którego cechą zasadniczą był brak dbałości o grosz. I ta fraza zapewne pozostanie nam w pamięci, gdyż my o grosz dbać musimy, żeby starczyło do pierwszego. Dalej zagłębiamy się w kradzież ikony z cerkwi w Bieszczadach, by po chwili skupić swoje zainteresowanie na kobiecie, której małżonka gdzieś nagle wcięło. Powiadomiona milicja nie uznała zgłoszenia zrazu za poważne, gdyż szacowny małżonek mógł wszak: „skoczyć na małą towarzyską popijawę, która
przedłużyła się o kolejne doby. Mógł też wyjechać gdzieś zapomniawszy na czas poinformować żonę?” Właśnie, co to znaczy poinformować na czas? Gdybym ja oddalił się na trzy dni, to zapewne dałbym znać już pierwszego dnia – tak przypuszczam, no ale nigdy nie oddalałem się na trzy dni (o tylu jest mowa). Jak widzimy autor stawia przed Czytelnikiem co i raz trudne dylematy moralne i wystawia nas ciągle na próbę. Utwierdzamy się takżew przekonaniu, że w milicji istotna (poza innymi cechami) była także intuicja, bo oto: „Plutonowy zainteresował się handlarzem na przysłowiowego niucha”. Tu przypomniało mi się, że przecież sam porucznik Borewicz bawiąc przy okazji jakieś sprawy na Mazurach też sugerował,by szukać kogoś na niucha. Pal diabli handlarza, skoro za chwilę poznajemy Emila T., który przycupnąwszy u przyjaciółki w Koninie, gdzie udawał spokojnego człowieka, podczas gdy fanty w postaci marynarek i portfeli był łaskaw zdeponować u matki.
Czym to jeszcze zajmowali się tacy różni za późnego Gierka. O, proszę tu? : „Jego codziennym zajęciem było jednak picie wódki, a nie sterczenie osiem godzin przy fabrycznej maszynie”. Z tą konsumpcją alkoholu to wieczny problem. No bo przecież żona pana Emiliana twierdziła, że alkohol traktował jedynie jako środek ożywiania towarzystwa. Jak więc wyjaśnić jego odyseja w barze „Klubowy” i to z udziałem podejrzanych indywiduów. Całe szczęście nie dane nam zbyt długą skupiać się nad tą kwestią, bo tu odchodzi kradzież dóbr wszelakich z pociągu towarowego, jak raz pod Wrocławiem, a w zasadzie to na stacji pośredniej w rejonie Skierniewic, też nasza ojczyzna. Tak się złożyło, że tam skład staje pod semaforem. I może by sprawców nie wykryto, gdyby nie, jak to często, intuicja wywiadowcy penetrującego bazary. Tam pewien jegomość oferował rozgorączkowanym niewiastom bluzki wprost z walizki. Całkiem nowe, z metkami nawet.
Częstym przedmiotem złodziejskiego zaboru były zegarki. Szczególnie zegarki marki Cyma, która przewija się w kilku tekstach, należały w PRLu niewątpliwie do dóbr luksusowych i przedmiotów społecznego pożądania. Luksusem dla Hanny R. była relacja z Andrzejem S., ale tu nastąpiły nieprzewidziane komplikacje. Oto położyli się z wieczorem wspólnie do łózka, a rano pani Hanna obudziła się samotnie. Nie było obok pana Andrzeja, jak również dobytku pani Hanny. Zniknęły pieniądze, kosztowności, a nawet pantofelki. Jaki z tego wniosek? Chyba tylko taki, że trzeba staranniej dobierać osoby do relacji intymnych. No ,ale tu mogły górę wziąć emocje i być może jakiś większy afekt ze strony pani Hanny. Ba, łatwo powiedzieć.
Czytałem z tom szósty z nie mniejszym zainteresowaniem niż wszystkie poprzednie tomy kryminalnych reportaży Tadeusza Żołnierowicza, czego i innym życzę. Teksty niedługie, do lektury w komunikacji miejskiej, a nawet i dalekobieżnej, w sam raz.