- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Prawda rodzi nienawiść
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 32
- Rok wydania: 1971
- Nakład: 100000
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Norberta Jeziolowicza
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
Joanna Rosicka, pracowniczka „Desy”, udaje się do swojej przyjaciółki na przyjęcie urodzinowe; w pewnym momencie dzwoni sąsiadka jej matki i mówi, że ma ona problemy z sercem i prosi o pilny przyjazd. Nazajutrz okazuje się, że ktoś Rosickiej zrobił głupi żart: jej matka jest zdrowa, a sąsiadka, pani Wandeczka, mówi, że do nikogo nie dzwoniła.
Niedługo potem prowadzący dochodzenie kapitan Ignacy Suchecki, zwany „Małym Ignasiem”, informuje Edwarda, chorowitego męża Joanny, że w Lasku Bielańskim znaleziono ją uduszoną własną apaszką. Gosposia Rosickich, pani Leokadia, mówi Sucheckiemu, że to nie było dobre małżeństwo, a Joanna chciała się rozwieźć z mężem i wyjść za malarza Ryszarda Wardeckiego; pani Leokadia twierdzi jednak, że jest to kiepski materiał na męża, a i sam wkrótce przesłuchiwany Wardecki twierdzi, że na ewentualnego małżonka za bardzo się nie nadaje. O tym, że małżeństwo Rosickich było mało udane mówi też kapitanowi Zofia Lipkowska, matka Joanny; mówi też, że Joanna dostała duży spadek po swoim wujku. Wydaje się, że to może posunąć śledztwo do przodu; niespodziewanie jednak na ławce w Łazienkach zostają znalezione zwłoki Edwarda Rosickiego. Kapitan Suchecki zarządza rewizję w mieszkaniu denata – i między kartkami „Ulissesa” znajduje kartkę ze słowami „Veritas odium parit” czyli „Prawda rodzi nienawiść”.
Mówiąc krótko – jest nijako; przeczytałem tę opowiastkę dwa tygodnie temu i wczoraj musiałem ją przeczytać jeszcze raz, bo już nic z niej nie pamiętałem. Historia jest prosta i chyba nawet aż zbyt prosta; wszystko idzie jak po sznurku, nie ma żadnego zaskoczenia, nie ma żadnych elementów epoki, ciekawych cytatów ani zabawnych spostrzeżeń czy ciekawych postaci. Najbardziej godne uwagi jest to, że dialogi prowadzone są w sposób naturalny i życiowy – to nie są jakieś drętwe gadki ale swobodne i lekko prowadzone rozmowy; nie zmienia to jednak faktu, że całość przelatuje przez głowę niczym wiatr. A prawdziwą ciekawostką tej opowiastki jest to, że w części nakładu tej „Ewy” autor pojawił się jako Zygmunt ZEDLER- Zborowski.