-
- Autor: Nienacki Zbigniew
- Tytuł: Skarb Atanaryka
- Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza Lublin
- Rok wydania: 1989 (wyd. II)
- Nakład: 100000
- Recenzent: Robert Żebrowski
Kiedy redaktor Tomasz nie był jeszcze Panem Samochodzikiem
Pierwsze wydanie tej powieści miało miejsce w roku 1960. Ja zaś dysponuję wydaniem drugim (okładka w środku), z roku 1989. Dopiero w latach 90. książkę tę włączono do serii „Pan Samochodzik”. Recenzowana pozycja liczy 208 stron, a jej cena okładkowa to 1300 zł.
Tak naprawdę to najpierw powinniście przeczytać – jeśli do tej pory tego nie zrobiliście – recenzję szkieletu tej powieści dostępną na stronie:
Akcja toczy się w Łodzi, a przede wszystkim na Pomorzu Wschodnim, na Kaszubach, w okolicach wsi Gąsiory (czyli Węsiory, gdzie kierownikiem ekspedycji archeologicznej był mgr Jerzy Kmieciński, któremu autor tę książkę zadedykował), w roku 1958.
29-letniemu redaktorowi Tomaszowi udało się namówić swojego młodszego, 17-letniego brata – Pawła na udział w badaniach archeologicznych nad jeziorem Długim (zwanym też Złotym), gdzie znajdowały się kamienne kręgi składające się ze steli i trylitów. Wg legendy w kamiennych kurhanach miały być ukryte skarby, ale od tamtej pory podobno zostały już rozgrabione. Ekspedycją wykopaliskową kierował znajomy dziennikarza – doktor Andrzej K. z Uniwersytetu Łódzkiego. Po przybyciu braci na miejsce – w drugiej połowie czerwca – okazało się, że jednak w jednym z kurhanów znaleziono kilkanaście ozdób z brązu oraz wisiorek ze złota. Przedmioty te pochodziły sprzed ponad 1800 lat, a pozostawili je po sobie Goci.
W skład ekspedycji, poza kierownikiem i braćmi, wchodzili: Roman, Zosia, Agnieszka „Babie Lato” i 70-letni kucharz Franciszek. Towarzyszyli im turyści-rybacy Chudy Genek i Gnuśny Kazek, a wkrótce do badaczy dołączył szwedzki archeolog doktor Oskar Strom,
Prawie od początku pobytu Tomasz spotykał się z jakąś sensacją: a to po drugiej stronie jeziora w opuszczonym Martwym Domu widać było w nocy światło, a to na wyspie ktoś zostawił niedopałki i kartę o tajemniczej treści, a to wreszcie w Gąsiorach jednej nocy ktoś okradł starą Rzyndową, zabierając z jej mieszkania figus (to taka roślina doniczkowa, a prawidłowa jej nazwa to figowiec lub fikus). Podczas kolejnej wizyty na wyspie redaktor natchnął się na samotną turystkę-kajakowiczkę – Krystynę (lat 19), której zaproponował przyłączenie się do ich obozu. Najciekawsze jednak dopiero przed czytelnikiem …
Powieść toczy się niejako na trzech płaszczyznach: historyczno-archeologicznej, sensacyjno-kryminalnej oraz obyczajowo-romansowej. Ta pierwsza z nich jest najbardziej dopracowana, ale w którymś momencie zaczyna nużyć. Druga jest wyraźnie zarysowana, ale zbyt płytka. Trzecia zaś – choć jak najbardziej realistyczna, to jednak męcząca (kłócą się, obrażają się jeden na drugiego, odgrywają, bywają złośliwi wobec siebie – niby dorośli, a tak bardzo niedojrzali). Książka ma swój klimat, nawet dość uroczy, ale pod względem kryminalnym rozczarowuje. Choć sprawca zostaje wykryty, to jednak nie w taki sposób, jakby można było tego oczekiwać.
PRL-ogizmy: papierosy „Syrena” i „Grunwald”, kawa „Neska”,
Pan Tomasz sam o sobie: „Wielu autorów powieści kryminalnych lubi drwić z policjantów pozbawionych wyobraźni; zagadki kryminalne rozwiązuje bohater z wyobraźnią, potrafi on bowiem dostrzec głęboko ukryte, podskórne związki w skomplikowanym zjawisku przestępstwa. Ja chciałem być bohaterem z wyobraźnią. Dlatego przegrałem. W życiu zagadki kryminalne mają rozwiązanie o wiele prostsze, niż je sobie wyobrażamy, a jednocześnie znacznie ciekawsze”.