Jaworowski Roman – 16 cech wspólnych 152/2025

  • Autor: Jaworowski Roman
  • Tytuł: 16 cech wspólnych
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1981
  • Nakład: 120000
  • Recenzent: Iza Desperak

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

W obleśnych uściskach „Łysielca”

Oglądając niezapomniany „07, zgłoś się” wielokrotnie przeżywałam znane wszystkim roztrzepanym uczucie deja vu – zwłaszcza jeśli napisy nie informowały o źródle scenariusza.
Czasem chodziło o intrygę, czasem o zabawne powiedzonko. Klimatu serialowi – w przynajmniej jednym odcinku – dodawał postać tajemniczego informatora, na spotkania z którym major, szef Borewicza, udawał się dyskretnie do parku. Informator to bardzo surowe, źle kojarzące się dziś określenie, postać zaś była niezwykle sympatyczna, widać było, że to nie żaden złapany na gorącym uczynku konfident i nie ktoś, kto donosi dla zysku. W dodatku postać ta dodawała splendoru majorowi całej Milicji Obywatelskiej, bowiem reprezentowała współpracę bezimiennego społeczeństwa z władzą. Skąd ja to znam – dręczyło mnie pytanie, utrudniając skupienie się na rozwoju akcji odcinaka. Pytanie dręczyło mnie dość długo, ale w pewien poranek nadeszła –z a sprawą otwartych na wiosnę straganów z używanymi książkami – odpowiedź. To „16 cech wspólnych” Romana Jaworowskiego, autora bynajmniej nie nieznanego. Utwór ten nie odznacza się szczególnym polotem lub oryginalnością fabuły, wręcz przeciwnie, jego lektura szła mi jak krew z nosa, ze względu na nagromadzenie wielu wątków, wprowadzenie ogromnej ilości bohaterów, którzy mylili mi się od samego początku, i całkowicie nieczytelne związki między kolejnymi przestępstwami. Na szczęście, połączyła to wszystko w kupę postać Halinki, która uciekając przed pięścią kochanka i obleśnymi uściskami jego kumpla o wdzięcznej ksywie „Łysielec” wpada jak śliwka w kompot w centrum wydarzeń tworzących zawikłaną fabułę „16 cech wspólnych”. Fabuła ta obejmuje kradzieże z włamaniem, ze dwa zabójstwa, przy czym jedno z premedytacją, i w dodatku chodzi o cenne okazy sztućców, które oczywiście znikają. Podziwiam determinację naszej dzielnej milicji, która goni złodziei zastawy bez wytchnienia, aby broń Boże nie trafiła ona do zachodnich handlarzy antyków. Generalnie odnoszę wrażenie na podstawie licznych lektur, że peerel był czymś w rodzaju muzeum, gdzie na każdym rogu poniewierały się zabytki klasy zerowej.
Dzielni milicjanci, to miedzy innymi Stach, czyli Stanisław Przedborski, oficer sekcji zabójstw, który zakochuje się w rzeczonej Halince, oraz pułkownik Rochosz [nawiązanie do Rogosza?], posiadający z kolei heros-sekretarkę, panią Katarzynę, ścigającą osobników pozwalających sobie na wejście z papierosem do jej sanktuarium za pomocą puszki na datki na PCK [walka z nikotynizmem wśród funkcjonariuszy MO powinna doczekać się specjalnego opracowania]. Jednak głównym bohaterem jest bohater drugiego albo trzeciego planu, pan Tolo. Pozwolę sobie na zacytować opisu jego osoby:
Jego znajomość z pułkownikiem sięga lat, gdy Rochosz był młodym, początkującym oficerem służby kryminalnej. Właśnie wtedy została zamordowana młodziutka kuzynka pana Tola. Pułkownik ujął zabójcę. Od tego czasu pan Tolo sta się jego oddanym przyjacielem [sic!] Związany ze środowiskiem przestępczym, w którym tkwił od dziecka, znał doskonale wszystkie mroczne zakamarki warszawskiego półświatka. Nigdy nie odmówił, gdy pułkownik prosił o informacje. Zdobywał je całkowicie bezinteresownie, i tylko dla Rochosza. Istniała przy tym niepisana zasada, której pułkownik zawsze przestrzegali i nigdy nie próbował zmienić. Ich współpraca ograniczała się wyłącznie do spraw związanych z morderstwami. [s. 115]
Tak ciepłe relacje władzy ze środowiskiem przestępczym, w dodatku absolutnie „czyste” pod względem etycznym, rzadko napotykamy w powieści milicyjnej, jeszcze rzadziej w „realu”. Stanowią element ocieplający wizerunek MO i odwołują się do jasnego, przejrzystego, opartego na wspólnych wartościach kodeksu etycznego. Oczywiście, znać tu nawiązanie do twórczości Georgesa Simenona, którego komisarz Maigret szanował starych urków i odczuwał cos w rodzaju solidarności [np. w Tajemnicy Maigreta], jednak ten rys ciepłej, nacechowanej wzajemnym szacunkiem relacji miedzy stróżami prawa i zatwardziałymi przestępcami jest jedną z najbardziej „robiących klimat” cech moich ulubionych lektur. Ach, to se ne vrati, dziś co drugi bohater powieści kryminalnej, to psychopata, niemal klon Hannibala Lectera, nie wyłączając niektórych policjantów.