Henelt Paweł Borys – Plany rakiety X-1 zaginęły 5/2025

  • Autor: Henelt Paweł Borys
  • Tytuł: Plany rakiety X-1 zaginęły
  • Wydawnictwo: Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą (tom nr 56)
  • Rok wydania: 2014
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Klubowa Księgarnia

„Losu wściekłego pociski i strzały”: X-1 czy X1 – oto jest pytanie

Paweł B. Henelt to postać do tej pory niezidentyfikowana; po prostu nic o nim nie wiadomo. Książek nie wydawał, a swoje powieści kryminalne publikował w prasie. Warto je wszystkie przypomnieć: „Zaginiony milion” (1959r.), „Dzieje jednej nocy” (1960), „Plany rakiety X1 zaginęły” (1962), „Nieuchwytny” (1962/1963), „Zaczęło się w Zakopanem” (1963) i „Lista czterdziestu pięciu” (1965). Dopiero po upływie ponad 50 lat wydawnictwo „Wielki Sen” wydało je w formie książkowej.

„Plany rakiety X-1 zaginęły” (*), wydane roku 2014 w „Serii z Warszawą” jako tom nr 56, to – po „Tęczowym cocktailu” Heleny Sekuły wydanym w roku 2006 jako tom nr 1 – najbielszy z białych kruków tej zacnej serii. Polowałem na tego kruka dwa lata. Wcześniej powieść ta drukowana była w „Słowie Powszechnym” pod nieznacznie innym tytułem. Książka liczy 201 stron. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Warszawie i gdzieś – najdalej 40 km – pod Warszawą, po roku 1956 (i nie później niż w roku wydania, czyli 1962).

Powieść zaczyna się od mocnego uderzenia. Oto przed północą, na wracającego do domu piechotą, majora Wiktora Zarubę z Wydziału Kryminalnego Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej dokonano napadu. Dwóch sprawców, wyposażonych w nóż, łom i pistolet, usiłowało zabić milicjanta. Ten jednak zdołał się obronić, a jednego z napastników postrzelił, poważnie go raniąc. Przestępcy oddalili się z miejsca zdarzenia taksówką marki „Warszawa”, której kierowca na nich oczekiwał. O dokonanie napadu podejrzewano albo ludzi ze złodziejskiej szajki niejakiego „Hrabiego” albo niedobitków z przemytniczej bandy „Niewidzialnego”. W niedługo potem, w swoim domu, będąc jedynie w towarzystwie swojego psa wabiącego się „Bumel”, major odebrał dwa telefony. Pierwszy od „Hrabiego”, który wiedząc, że może być posądzony o napad, wyjaśnił, że nie miał z tym nic wspólnego, a przy okazji oświadczył, że wkrótce obrobi pewnego jegomościa na sumę stu tysięcy dolarów. Drugi telefon był od jakiegoś nieznanego mężczyzny, który poinformował oficera, że w ciągu najbliższych godzin dostanie od swojego zwierzchnika nowe zadanie, ale lepiej żeby go nie przyjmował, bo inaczej będzie musiał ponieść śmierć.

Tego samego dnia, w komendzie, „Stary”, czyli pułkownik Lencz, przedstawił Zarubie oficerów wojska polskiego. Byli to: pułkownik Zakrzewski, pułkownik Rudnicki i kapitan Zając. Poinformował go o przydzieleniu mu nowego zadania, z czego major bardzo się ucieszył. O co dokładnie chodzi wyjaśniono mu w siedzibie MSW. W pewnej instytucji zaginęły plany o niezmiernej ważności, których nie udało się odzyskać ani też ustalić sprawcy ich kradzieży. Dotyczyły one wynalazku profesora Hieronima Postera, czyli rakiety księżycowej „Bumerang X-1” [a jednak X-1, a nie X1], którą można było wystrzelić w kosmos, osadzić na Księżycu, a następnie sprowadzić ją w wybrane miejsce na Ziemi. Zbudowana była ona z „Kopanu” – stali twardszej od wszystkiego, rozgrzewającej się dopiero w temperaturze kilkunastu tysięcy stopni Celsjusza [dla przykładu temperatura lawy nie przekracza 1400 stopni, a temperatura jądra Ziemi ma „tylko” 6000 !!!]. W planach zaś była już rakieta kosmiczna – „Bumerang X-2”.

Dzień po tym jak rakieta została ukończona, zaginęły jej plany. Znajdowały się one w teczce, która została zamknięta w najnowocześniejszym sejfie, zamykanym na dosłownie trzy spusty, do których jedyny zestaw kluczy posiadały trzy osoby (każda po jednym kluczu do jednego spustu): pułkownik Rudnicki, profesor Poster i profesor Balewski, a także wyposażonym w ustawiane hasło („Sosna”). Dostępu do kasy pilnował oficer i dwóch zawodowych podoficerów. W wyniku dokonanych oględzin kasy, stwierdzono, że była ona nienaruszona. Kiedy wojsko w czasie sześciu dni prowadzonego śledztwa nie odnalazło planów, postanowiono włączyć do sprawy milicję.

Major Zaruba udał się wraz ze swoim podwładnymi na teren podwarszawskiej jednostki wojskowej. Tam milicjanci zamieszkali w willi należącej do profesora, w której przebywali też jego współpracownicy: magister Barcz (wynalazca paliwa dużej mocy o nazwie „Kwasopran”, które miało być wykorzystane w rakiecie), magister Irena Sawa, profesor Darski, profesor Balewski, główny księgowy Śliwa, sekretarka Kamila Mrowiec, a także pokojówka Hania.

Okazało się, że przeciwnikiem naszej milicji była tajna międzynarodowa organizacja „Związek Dwunastu Jaszczurów” [czyżby włożenie palca w oko Związkowi Jaszczurczemu w ramach Narodowych Sił Zbrojnych?] założona jeszcze w roku 1915 [dlaczego nie po II WŚ?!] przez trzech panów X. [moje pierwsze skojarzenie z tym to tytuł przedwojennego gazetowca „Mister X” autorstwa Marka Romańskiego]. Ale team Zaruby, czyli porucznik Zbigniew Madej, porucznik Roman (w jednym miejscu – Kazik) Szary, kapitan Michał Mielżyński, chorąży (w jednym miejscu – sierżant) Rela, kapral Sośniak, kapral Świt, sierżant Skiba, sierżant Fronczak, wywiadowca Karol oraz gościnnie kapitan LWP Zając – to nie byle kto, ale same tęgie głowy, przed którymi taki ZDJ powinien drzeć.

A co ze sprawą napadu na Zarubę? Taksówka, którą odjechali sprawcy, okazała się kradziona, postrzelony napastnik, a precyzyjniej – jego zwłoki zostały wyłowione z Wisły, a następnie skradzione z kostnicy. By zaostrzyć apetyt na tę powieść przytoczę dwa cytaty: „Nad siedzącym w fotelu Świtem stał chorąży trzymając dużych rozmiarów nóż kuchenny”; „To był sierżant i uważałem za swój obowiązek zabrać go, jak prosił, do szosy. Dojechaliśmy do szosy, zatrzymałem motor i w tym momencie otrzymałem uderzenie”.

W książce dużo się siedziało: w sumie było kilka zamachów na Zarubę, zasadzki, pościg, strzelaniny, sporo trupów, no i pojawił się tajemniczy mężczyzna o ps. „Arsene Lupin”, który w całej sprawie odegrał rolę majorowego anioła stróża.

PRL-ogizmy: warszawskie – Dworzec Główny, hotel „Bristol” i „Grand Hotel”, MDM (Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa), samochody – Warszawa, Mercedes, Pontiak, Chrysler, Wartburg i Chevrolet, motocykle – Jawa oraz WFM, a ponadto papierosy „Sporty” i „Giewonty”, zegarek „Pobieda” oraz „Gazeta Warszawska” [UWAGA, UWAGA: ukazywała się do roku 1939, czyżby autor powieści zapamiętał ją z lat międzywojennych i nie wiedział, że w PRL już jej nie wydawano?].

Powieść bardzo mi się spodobała i jak najbardziej zachęcam do jej przeczytania. Trochę w niej „wołowszczyzny”, trochę „korkozowizny”, ale pachnie mi ona też stylem przedwojennym. Jej autor PBH to – jak już wspomniałem – Enigma, Gall Anonim, Mister X czy też Jedna Wielka Niewiadoma. Zastanawiające jest to, że autor kilku niezłych powieści, nigdy później nie wypłynął. Czyżby musiał tworzyć pod pseudonimem, bo np. w roku 1951 wszystkie jego książki usunięto z bibliotek i objęto cenzurą? Czyżby w latach 60. był on już w bardzo dojrzałym wieku? Jeśli tak, to mógł on też tworzyć w okresie międzywojennym. Niewielu było takich autorów, którzy tworzyli zarówno w II RP, jak też w czasach PRL. Czy był to ktoś z tzw. Wielkiej Trójki: Marek Romański (po wojnie przebywał i tworzył w Argentynie, gdzie zmarł w roku 1974), Adam Nasielski (po wojnie żył i pisał w Australii, gdzie zmarł w roku 2009), Antoni Marczyński (po wojnie zamieszkał i tworzył w USA, gdzie zmarł w roku 1968)? Choć to bardzo ryzykowna i wystawiająca na szwank moja reputację hipoteza, to stawiam na tego pierwszego, którego inspirował Maurice Leblanc – twórca postaci właśnie Arsene’a Lupina.

(*) Jedyna znana mi „rakieta X-1” to amerykański eksperymentalny samolot „Bell” X-1 (litera „X” w nazwie – wymawiana po angielsku jako „ex” – pochodzi od słowa „Experimental”) wyposażony w silnik rakietowy. Samolot ten jako pierwszy w historii przekroczył barierę dźwięku w locie poziomym i w pełni kontrolowanym, co zostało odpowiednio udokumentowane. Było to dnia 14 października 1947 roku, na terenie stanu Kalifornia. X-1, który wystartował do lotu po raz 31, pilotowany przez kapitana Chucka Yeagera, osiągnął prędkość 1,06 Macha, czyli ponad 1100 km/h. Było to możliwe m.in. dzięki nadaniu odpowiedniego kształtu maszynie: był on zbliżony do … pocisku karabinu maszynowego „Browning” M2, kal. 12,7 mm, który w locie z prędkością naddźwiękową charakteryzował się stabilnością. X-1 wyglądał po prostu jako pocisk ze skrzydłami.