Edigey Jerzy – Zbrodnia w południe 74/2025

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Zbrodnia w południe
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: seria z Kluczykiem
  • Rok wydania: 1970
  • Nakład: 50257
  • Recenzent: Anna Raczycka

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
LINK Recenzja Wiesława Kota

Szczecińskie pejzaże, czyli tajemnica masła

W tej chwili Szczecin jest peryferią na zachodnich rubieżach Rzeczpospolitej (hmm, hmm…) , ale nie zawsze tak bylo. W latach 60-tych miasto odgrywało niepoślednią rolę, należycie udokumentowaną w polskiej powieści kryminalnej. Zanim utworzono zespół portowy Szczecin-Świnoujście zawijały tu statki dalekomorskie i w mieście czuło się powiew morskiej bryzy.

Romantyka morskich podróży, mundury marynarzy różnych bander, międzynarodowa atmosfera – wszystko to sprawiało, że Szczecin był dla pisarzy atrakcyjnym miejscem lokalizacji akcji powieści. Mogło z nim konkurować jedynie Trójmiasto. Przemyt, przerzut szpiegów, handel walutą – atrakcyjny koloryt lokalny aż kusił, aby go wykorzystać na kartach powieści. Legenda stworzona w tamtych latach żyje zresztą do dziś: połowa Polski jest przekonana, iż Szczecin leży nad morzem. W formie anegdoty opowiadamy sobie o panu, który na Bramie Portowej (centrum miasta), obładowany materacami i innym sprzętem do opalania pyta: „Którędy na plażę ?”.

Paradoksalnie tym razem to nie morski charakter miasta zadecydował o umiejscowieniu w nim akcji powieści. O tym, jak ważną rolę spełnia w niej miasto, informuje już okładka, a na niej Plac Grunwaldzki, centum życia towarzyskiego miasta, ulubione miejsce rozgrywek szachowych „pod chmurką”. Jerzy Edigey poznał miasto podczas wielokrotnych wizyt związanych ze swoją pracą w charakterze reportera sądowego. Efektem tego zajęcia był m.in. reportaż „Tajemnica Lasku Arkońskiego” zamieszczony w „Ekspresie Reporterów”. Pisarz bardzo dobrze poznał topografię Szczecina i upodobaniem odwołuje się do niej, umiejscawiając akcję swojej książki w konkretnych realiach. Ulice: Buczka (obecnie Piłsudskiego), Jagiellońska, Wielkopolska, Jaromira, Mazurska, al. Jedności Narodowej, al. Piastów, plac Odrodzenia – Edigey nie skąpi szczegółów topograficznych, które nota bene niewiele zmieniły się od lat 60-tych. Nie zapomina też o kultowej restauracji „Kaskada”, miejscu spotkań zabawowego towarzystwa szczecińskiego oraz przyjezdnych zamorskich gości. Ten kombinat niewyszukanej rozrywki został w latach 70-tych strawiony przez pożar i do tej pory – zapewne w trosce o morale obywateli – nie został odbudowany. Ponadto „Lodogryf”, korty tenisowe, kino „Kosmos”, restauracja „Bajka”… Mimo dobrego przygotowania pisarz nie ustrzegł się przed pomyłkami: podszczecińska miejscowość to Żydowce, a więc dojeżdżać z Żydowiec a nie Żydowic, a Cmentarz Centralny nie nazywa się „Ku Słońcu”, lecz znajduje się przy tej ulicy. Ale to drobiazgi, które mogą wychwycić jedynie stali mieszkańcy…

„Zbrodnia w południe” to powieść nietypowa. Oficjalnie śledztwo prowadzi co prawda sympatyczny porucznik Roman Widerski, lecz w rzeczywistości rozwiązaniem zagadki zajmuje się studentka Akademii Medycznej Hanka Wróblewska. Do zajęcia się sprawą zabójstwa pani Łucji Rosińskiej i kradzieży poważnej sumy pieniędzy z mieszkania jej zięcia i córki pp. Legatów upoważnia ją po pierwsze to, iż mieszka w kamienicy, gdzie popełnione zostało morderstwo, a po drugie detektywistyczna praktyka. Otóż nasza dzielna medyczka już kiedyś złapała złodzieja, który kradł w szatni palta dzieci ! Namówiona przez paczkę swoich przyjaciół, z którymi co niedziela spotyka się w kawiarni „Zamkowa” w Zamku Książąt Pomorskich, dziewczyna zgłasza się na milicję z niecodzienną propozycją: chce pomóc w odkryciu sprawcy przestępstwa. Mimo zapewnień typu: „Zawsze chętnie korzystamy ze współpracy społeczeństwa przy zwalczaniu przestępczości. Przecież gdyby nie społeczeństwo milicja sama nic by nie mogła zrobić”, porucznik Widerski zrazu traktuje ją protekcjonalnie. Dopiero z czasem złote błyski w fiołkowych oczach dziewczyny zawracają mu całkowicie w głowie. W tej sytuacji przystaje na współpracę natrętnego amatora. Na swoje nieszczęście, bo następnie zmuszony jest wysłuchiwać insynuacji, iż wyjaśnione sprawy milicja zawdzięcza jedynie zatrudnionym w niej milicjantkom, gdyż mężczyźni zbytnim intelektem nie grzeszą.

Punktem zwrotnym w prowadzonym śledztwie staje się zadane przez Hankę pytanie: co robi się z masłem ? Siatka pozostawionych na stole na miejscu przestępstwa zakupów naprowadza naszego domorosłego detektywa na trop. Tu miejsce na małą dygresję: czy pamiętacie masło pakowane w matowy biały papier z czerwonymi
krówkami ? Strasznie trudno je było rozsmarować… Przy okazji znowu dostaje się mężczyznom, którzy nie mają pojęcia, iż miejsce zakupionych produktów jest w lodówce. Na natarczywe pytania Hanki, co robi z siatką z zakupami, porucznik wykręca się co prawda, iż nie nosi sprawunków w siatce, gdyż koliduje to z powagą służbowego munduru, a co za tym idzie zakupione produkty przenosi w teczce, ale na nic zdają się jego tlumaczenia. Śmiejąc się, Hanka napomina go tylko, aby wobec tego nie wkładał do lodówki całej teczki.

Tak więc dzięki dzielnemu detektywowi-amatorowi śledzto nabrało słusznego kierunku i przestępca został wykryty i ukarany. Współpraca na niwie kryminalnej tak jednak zbliżyła Hankę i porucznika Widerskiego, iż pomimo uzasadnionych wątpliwości co do potencjału umysłowego tego ostatniego (siatka ! lodówka !) doszło między nimi do spotkania w kawiarni „Zamkowej”. Jednak chwilowo nie do miłego tete-a-tete; Hanka przedstawiła porucznika swojej „maszoperii” : „Poznajcie … to jest Romek”. I tym optymistycznym akcentem kończy się „Zbrodnia w południe”.

Na koniec parę detali z ówczesnych realiów:
Samochody: czerwony wartburg, taksówka opel-rekord,
Gazety: „Przekrój”, „Kulisy”,
Smakołyki: makaron czterojajeczny, parówki, kurczak, szynka (w papierze !)
Szałowe ciuchy: nylonowa koszula, buty z komisu, garsonka („Kupiłam wełenkę. Bardzo ładna. Po sto siedemdziesiąt złotych za metr. Uszyję z niej garsonkę”).

I jeszcze ważna informacja dla „edigeyologów”: „Zbrodnia w południe” trzy lata przed wydaniem książkowym, a więc w 1967 opublikowana została w formie prasowej powieści w odcinkach pod tytułem „Medycyna i zbrodnia” (nie mylić z Choromańskim !).