Ziemski Krystyn – Saldo mortale 390/2023

  • Autor: Ziemski Krystyn
  • Tytuł: Saldo mortale
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1988
  • Nakład: 160000
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Marzeny Pustułki 

To mogła być naprawdę dobra książka, bo autorska para ukrywająca się pod pseudonimem Krystyn Ziemski pokazała wcześniej, że dobrze pisać jej się zdarza; tym razem jednak ta sztuka im się nie udała, bo powieść jest bardzo przeciętna, ulatuje z głowy bardzo szybko (sprawdziłem) i sprawia wrażenie napisanej na łapu-capu.

Profesor Adam Żmudziński, cybernetyk i przyjaciel majora Jerzego Bieżana, umiera na zawał; jego zrozpaczona żona mówi majorowi, że pod jej nieobecność ktoś myszkuje w jej mieszkaniu. Wkrótce na granicy celnicy zatrzymują Hansa Mayera, który wywoził z Polski maszynopis z wzorami i danymi liczbowymi. Tymczasem w Puszczy Kampinoskiej zostają znalezione zwłoki Petera Engberga, Szweda polskiego pochodzenia i właściciela firmy budowlano-drogowej „Activ”; wkrótce w bagażniku porzuconego volvo milicja odkrywa zwłoki inżyniera Wojciecha Jóźwińskiego, którego Engberg z hukiem wyrzucił z firmy. Śledztwo prowadzi porucznik Andrzej Korcz, który podczas przeszukania u utrzymanki Engberga znajduje odbitki tej samej pracy, którą celnicy znaleźli u Hansa Mayera; milicja łączy więc siły ze Służbą Bezpieczeństwa i obaj oficerowie wspólnie kontynuują dochodzenie.

Intryga jest więc przeciętna; autorzy, wyczuwając już chyba nadciągający wiatr zmian, napisali książkę wyglądającą na odrobienie pańszczyzny – i nawet jej okładka dopełnia obrazu nijakości. Trzeba jednak zwrócić uwagę na kilka cytatów świadczących o tym, że milicyjny etos pod koniec lat 80. był już chyba na wyczerpaniu: synowie pułkownika Ziętary mają do niego żal, że został funkcjonariuszem, gdy tymczasem „wszyscy się dorabiali, a ty co? Ani willi, ani daczy, ani wozu, mieszkanie w blokach i byle jakie meble” i teraz chcą komputer, video i dżinsy, a on odsyła ich do żony. Albo taki dialog młodziutkiej sekretarki z porucznikiem Korczem: „ – Ile lat pracuje pan w tak zwanych organach ścigania? – Czternaście. – Czego się pan dorobił? Mieszkania, samochodu? – Nie dorobiłem się. Ale lubię swoją pracę”. Albo wizyta Korcza u młodego asystenta w prywatnej firmie zakończona wspólnym śniadaniem, bo „jego lodówka od paru dni stoi pusta. Teraz na widok apetycznie wyglądających płatów szynki, suchej kiełbasy i bułeczek ślina nabiega do ust”. Jest też kilka dygresji na temat sytuacji gospodarczej: inżynier Jóźwiński w 1981 roku wyleciał z zajmowanego stanowiska, „bo układy się zmieniły”, a jedzone przez Korcza pieczywo pochodzi z prywatnej piekarni, bo „w tych uspołecznionych, wbrew zapewnieniom byłego ministra, chrupiące bułeczki jeszcze się nie pojawiły”. Nastrój w Polsce jest, jak widać, dość przygnębiający, króluje cwaniactwo, kombinatorstwo i niekompetencja – ale czy może być inaczej, jeśli karany naganami dyrektor przedsiębiorstwa jest systematycznie przesuwany na wyższe stanowiska i otrzymuje odznaczenia za zasługi dla rozwoju przemysłu? I, niestety, czytanie tej książki sprowadza się do wyławiania takich cytatów, bo sama intryga niczym nie zachwyca, akcja toczy się dla samego toczenia, nie ma jakichś zaskoczeń, a finał jest oczywisty; myślę więc, że nieprzeczytanie tej książki nie powinno grozić jakimiś konsekwencjami.