Ziemski Krystyn – Saldo mortale 135/2011

  • Autor: Ziemski Krystyn
  • Tytuł: Saldo mortale
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1988
  • Nakład: 160000
  • Recenzent: Marzena Pustułka

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

„Saldo mortale”  czyli kto tak naprawdę był winny…

Książka Krystyna Ziemskiego ( wysoka pozycja w rankingu, ale jednak II liga)  „Saldo mortale”  to dość ciekawe studium polskich klimatów w okresie schyłkowego PRL-u.

Nie mam wątpliwości, że książeczka powstała „na zamówienie”  tego konkretnego resortu. W kraju panował chaos, szalała inflacja, strajki i protesty nie ustawały — koniecznie należało narodowi dokładnie wyłożyć, kto za tym stoi i kto jest winien. Taki jest właśnie cel tej publikacji. A więc na początek szpiegostwo. Nasi wspaniali, czujni zawsze celnicy zakwestionowali u wyjeżdżającego do Niemiec zachodnich turysty nietypowe  opakowanie pamiątek — kartkę papieru z dziwnymi napisami, niby to wzory matematyczne, niby jakiś fragment, może szyfr — właściwie nie wiadomo o co chodzi. Sprawę dostaje do wyjaśnienia major Bieżan — specjalista od szpiegów, ale także znany w całym resorcie pasjonat cybernetyki. Niestety , nie dochodzi do żadnych konkretnych wniosków, co dziwi nas tym bardziej , że średnio inteligentny czytelnik z miejsca zauważy niewątpliwy  związek papierka ze śmiercią profesora Żmudzińskiego, zaprzyjaźnionego z Bieżanem cybernetyka, znanego na całym świecie naukowca. Tylko major nic nie zauważa. Zostawiamy więc na razie majora z jego dylematami, sami wraz z porucznikiem Korczem, asem stołecznego urzędu ( spraw wewnętrznych) będziemy wyjaśniać sprawę tajemniczego morderstwa cudzoziemca, a właściwie Polaka, ale ze szwedzkim paszportem. Denat był właścicielem firmy polonijnej , to taki znak czasów — nigdy wcześnie, ani nigdy potem takich tworów w naszej gospodarce nie było. Ta  konkretna spółka zajmowała się budowaniem dróg i różnych innych rzeczy, a że budowała dobrze i szybko interes kwitł i wszyscy doskonale zarabiali ( oprócz, rzecz jasna, gospodarki narodowej ). Ponieważ właściciel firmy pojawiał się nieczęsto w Polsce, miał bardzo nieliczne kontakty pozasłużbowe, więc siłą rzeczy sprawcy i motywu zbrodni porucznik Korcz szuka w firmie i jej powiązaniach. Poznajemy więc galerię wspaniale opisanych, typowych dla tamtych czasów postaci, które wszystkie są ze sobą  powiązane dziwnymi interesami, przysługami,  jeden drugiego kryje a wszyscy mają coś do ukrycia. Wszyscy pracowali kiedyś na wysokich stanowiskach w różnych urzędach, ministerstwach, związkach zawodowych, a teraz w „nowych”  czasach dorabiają się olbrzymich majątków w różnych polonijnych firmach, jako konsultanci, prezesi, cisi wspólnicy, a wszystko oczywiście kosztem interesu narodowego. I tu dochodzimy do sedna sprawy, która mnie w tej książce najbardziej zaintrygowała. Bo wbrew pozorom, wcale nie interesowało mnie kto jest podwójnym mordercą — wiadomo było z góry, że to któryś z tych pokrętnych kombinatorów, tylko nie wiadomo który — zresztą , wszystko jedno- każdy to szuja i oszust. Mnie zaintrygowało co innego. Mianowicie — jasne jest że MON, jako reprezentant konkretnej władzy mówi nam ustami ( a właściwie piórem ) autora, że sprawcami totalnego kryzysu polskiej gospodarki są właśnie ci paskudni karierowicze — krętacze ( „Jeżeli już mowa o pieniądzach,  to chyba pan wie tak samo dobrze jak ja, że u podstaw koncepcji tworzenia firm zagranicznych tkwiło założenie zasilania  rynku w trudnym, kryzysowym okresie kapitałem zagranicznym i surowcami. Tymczasem niemała część tych firm została stworzona przez podobnych do was cwaniaków, którzy wykorzystując chody i kontakty znaleźli sposób na drenowanie naszego rynku i z pieniędzy, i z surowca, i z siły roboczej. Zbijają nielegalne majątki i w istocie taka działalność nie zmniejsza, a pogłębia trudności gospodarcze”  ), ale przecież gdy czytamy taki opis kariery jednego z nich : „On sam, ustalili, z wykształcenia ekonomista, tkwił od lat w aparacie gospodarczym, niezmiennie na dyrektorskich stołkach. Parokrotnie karany naganami za mniejsze lub większe nieprawidłowości, zawsze był przesuwany na wyższe lub co najmniej równorzędne stanowisko, tyle, że w innej branży. Gdy go z przedostatniego zdjęto na wskutek  zdecydowanego protestu załogi, został mianowany szefem kombinatu  budowlanego. Parę lat temu otrzymał wysokie odznaczenie państwowe za wieloletnią pracę i zasługi dla rozwoju przemysłu”, to „nóż się w kieszeni otwiera” i od razu nasuwa się pytanie: kto był tak naprawdę winien takiej sytuacji? Kto odpowiadał za to, że tacy ludzie, łapówkarze i oszuści bez żadnych zdolności organizacyjnych nigdy nie ponieśli kary za swoje machlojki, wręcz przeciwnie, wciąż awansowali i zawsze mogli liczyć na wsparcie kolesiów? Przecież nie ja byłam temu winna, ani żaden inny szary obywatel tylko właśnie ta konkretna władza dawała na to swoje przyzwolenie, a teraz nie ma ochoty wypić piwa, które sama nawarzyła. Nieuczciwi ludzie zawsze istnieli, istnieją i będą istnieć, problem tylko w tym, żeby ich odpowiednio do przewinienia ukarać, a nie awansować i przymykać oczy na nieudolność i jawne, lub mniej jawne złodziejstwo. Tak, że „karzący miecz” w postaci książki Ziemskiego okazał się mieczem obosiecznym, w takim samym stopniu ukazuje mechanizm funkcjonowania grup  „kolesiów” , demaskując ich przestępczy charakter, jak i zwraca naszą uwagę na nieudolność i nieprawidłowe funkcjonowanie najwyższych władz, co zresztą chyba stało się już w naszym kraju stanem permanentnym.
Oczywiście, porucznik Korcz „wyłuskuje” w końcu zbrodniarza z tej bandy nieudaczników i krętaczy przy wydatnej pomocy majora Bieżana, ponieważ nasz podwójny morderca, złodziej i oszust podatkowy okazał się także zamieszany w paskudna aferę szpiegowską. Jak szaleć, to szaleć.