- Autor: Kłodzińska Anna
- Tytuł: Taniec szkieletów
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 120000
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Marka Ciasia
LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego
Władysław Szumski, pracownik umysłowy z Centralnego Biura Rozdzielczego „Kolmet” zostaje znaleziony martwy w zaspie obok torów kolejowych; denat został ugodzony prawdopodobnie nożem z tyłu pod lewą łopatkę i wypchnięty z pociągu.
W mieszkaniu ofiary major Szczęsny znajduje wyrwaną z notesu kartkę na której znajduje się fragment zapisu nutowego utworu „Taniec szkieletów” francuskiego kompozytora Camilla Saint-Saënsa; co ciekawe, Szumski był absolutnie niemuzykalny, więc major podejrzewa, że może to być jakiś szyfr. Tymczasem milicjanci z wydziału przestępstw gospodarczych zwracają uwagę na nasilający się przemyt platyny do prywatnej firmy w Hamburgu pracującej dla przemysłu zbrojeniowego; prawdopodobnie jest ona szmuglowana pod dnami barek pływających po Odrze. Wkrótce z zakładów elektronicznych w Poznaniu zostaje skradzionych sześć kilogramów platyny; co prawda w Warszawie milicja i straż przemysłowa udaremnia kradzież jedenastu kilogramów surowca ale i tak w różnych magazynach stwierdzony zostaje brak dwudziestu sześciu kilogramów. Milicja przy współudziale kontrwywiadu łączy ze sobą wszystkie fakty, a klucz do rozwiązania śledztwa znajduje się w jednym z nadodrzańskich pałaców.
To kolejny kryminał Anny Kłodzińskiej o którym można powiedzieć: ani lepszy ani gorszy od innych. Intryga wygląda dość wiarygodnie, akcja toczy się płynnie, dialogi nie rażą milicyjną nowomową a postacie są realistyczne; tylko research lekko zaszwankował: w europejskich pucharach w piłce nożnej to nie Saint-Etienne wygrało 1:0 z Bayernem Monachium tylko odwrotnie – ale to już jest szczegół na który zwrócić uwagę może tylko piłkarski fanatyk:-) Poza tym po staremu – zło, jak zwykle, czai się w RFN, a konkretnie w Hamburgu; mamy też, tak sądzę, pewien element zemsty: jeden z czarnych charakterów skuszonych niemieckimi srebrnikami nosi nazwisko Barańczak – czyżby był to rewanż za bardzo krytyczne opinie Stanisława Barańczaka o twórczości Kłodzińskiej? Szkoda tylko, że brakuje tu jakichś ciekawszych smaczków typu cytat z Norwida, Lema, Tuwima czy ze wschodnich mądrości; brak tu też intrygujących nazwisk bohaterów – jedynie jeden z poruczników milicji nazywa się Małysz. Ogólnie jednak nie jest źle, można tę książeczkę bezboleśnie przełknąć bez poczucia zmarnowanego czasu.