- Autor: Kłodzińska Anna
- Tytuł: Taniec szkieletów
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 120000
- Recenzent: Jarosław Kiereński
LINK Recenzja Marka Ciasia
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Szkielet na Barce Klekocze czyli taśmy prawdy…
Przedmiotem recenzji uczynię tym razem ciekawą i jedną z lepszych książek Anny Kłodzińskiej a mianowicie „Taniec Szkieletów”…
Książka pochodzi z najlepszego według mnie okresu autorki, a najlepszy okres to lata 60-te i 70-te w ogólności. Sam „Taniec szkieletów” ukazuje się w 1977 roku i mamy w nim wszystko co znaleźć się winno w powieści milicyjnej. Są echa szpiegomanii ale głównym wątkiem jest to, że w Polsce działa zaawansowana technicznie i organizacyjnie banda zajmująca się kradzieżami cennych metali głównie platyny i potem skupia się na tym by nielegalnie wywieźć ją do Niemiec… Czyta się to wszystko przyjemnie i lektura nie męczy, wręcz przeciwnie – syci czytelnika szczegółami epoki. Ale przyjrzyjmy się mechanizmowi opisanemu w fabule czyli temu jak działa Banda zwana też Szajką… ? Jak działa a działa tak, wg takiego systemu:
Nieznający się z nazwiska a jedynie z egzotycznych pseudonimów członkowie , więc „Delta”,”Alfa”, „Beta” itd… szukają i niuchają gdzie jest platyna potem ją kradną grupowo i nie stroniąc od mokrej roboty, potem informują odbiorców w RFN-ie że będzie transport drogocennego towaru, a informują za pomocą skomplikowanego systemu i właściwie to bezsensownego ale jak się domyślam to ten element potrzebny był autorce do uatrakcyjnienia fabuły…
Tak sobie myślałem co mogło zainspirować autorkę? I myślę że cały ten mechanizm na którym „wisi” fabuła to ja już gdzieś widziałem… hmm tylko gdzie, i już wiem to tzw. Afera Zalew, w tej aferze z początku lat 70 tych (więc chronologia się zgadza – mogła inspirować autorkę) chodziło o to że grupa rabunkowa funkcjonariuszy MSW pod wodzą gen. Matejewskiego przeprowadzała na Zachodzie operacje, polegające na zdobywaniu drogą nielegalną (były to działania kryminalne, zabito nawet człowieka podczas jednej z akcji) dewiz i złota, które miały być później przeznaczone na rutynową działalność operacyjną wywiadu i kontrwywiadu MSW.
Pod osłoną wykonywania czynności służbowych grupa funkcjonariuszy MSW dokonywała przemytu dewiz, biżuterii i złota na własny użytek… W czasie śledztwa zarekwirowano kilkadziesiąt kilogramów złota oraz walutę wartości ok. 40 mln zł. Część walorów uzyskanych z przestępstw oficerowie MSW ukryli na swoich działkach rekreacyjnych nad Zalewem Zegrzyńskim (stąd kryptonim „Zalew”). Czyli dokładnie tak samo jak bohaterowie tańca szkieletów… tylko że w drugą stronę… bo platynę i złoto przewożono na zachód…
Nic dziwnego bo jak najpierw oficerowie etatowi MSW najpierw narabowali na zachodzie drogie metale to ich na zachodzie zbrakło… to nasza prywatna inicjatywa musiała to jakoś zagospodarować…
Dowiedziałem się także iż Super Bohater Szczęsny używał zegarka marki RAKIETA,:
„… Szczęsny porównał czas na swojej „Rakiecie”, zgadzało się co do minuty. …”
Zegarki radzieckiej marki Rakieta były pod koniec lat 70-tych synonimem luksusu i były też hardą odpowiedzią na zalew drogich zegarków z zachodu… złośliwi twierdzili że Rakieta jest najlepszym zegarkiem na świecie bo najszybszym…
Ciekawym fragmentem jest także to gdzie opisywany jest przemyt w ogólności oto:
„Od lat zajmował się sprawami przemytu… Czego to nie próbowano przemycić! Od biustonoszy i końcówek długopisów… po plusze i krem „Nivea”…”
I to już jest ciekawe, bo o ile biustonosze mnie nie dziwią, coś z tym biustem należało zrobić nawet w tamtych czasach, końcówki długopisów są mocno enigmatyczne, swego czasu kolega na forum (http://www.klubmord.fora.pl/) wspominał o tym, przyznaję nie wierzyłem, i uwierzyłem teraz… plusze też są zagadkowe , ale jak rozumiem podobnie do biustonoszy to plusz się zawsze przyda, ale krem „Nivea”? Jak ten legendarny krem jak widzimy podróżował też i do Polski, bo i później sam pamiętam jak w latach 80-tych to sami moi rodzice wywozili krem „Nivea” do Bułgarii przy okazji wczasów… i o ile pamiętam kilka pudełek w moim Misiu …