- Autor: Ziemski Krystyn
- Tytuł: Złote macki
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1972
- Nakład: 90000
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Rcenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Grzegorza Musiałowicza
Autorska para ukrywająca się pod pseudonimem Krystyn Ziemski swojego ulubionego patetyczno-antyniemieckiego konika dosiada błyskawicznie: już w dwudziestej linijce major Bieżan wspomina Powstanie Warszawskie, w dwudziestej ósmej przypomina sobie dlaczego podjął pracę w kontrwywiadzie, a w czterdziestej drugiej pułkownik Ziętara informuje go, że „w finansowaniu szpiegowskiej roboty na terenie naszego kraju uczestniczy niejaka Anna Kok” – i od razu ciekawostka: ta powieść pierwotnie drukowana była w 1971 roku w „Gazecie Robotniczej” właśnie pod tytułem „Kim jest Anna Kok?”.
Bieżan zaczyna śledztwo od niewyjaśnionej do końca katastrofy samolotu na Okęciu; w wypadku zginęli obywatele szwajcarscy Johann i Gerta Spädowie z Genewy, a w ich bagażach znaleziono kilka kilogramów złotych dwudziestodolarowych monet, które prawdopodobnie przeznaczone były na jakąś nielegalną działalność wywiadowczą. Wkrótce na jednym ze skrzyżowań w Warszawie dochodzi do wypadku; na podłogę wołgi wysypują się ze schowka złote monety, które okazują się sfałszowane. Tymczasem do stolicy przybywa przyjaciel majora Bieżana, redaktor Adam Zieliński i mówi, że na wskutek nieporozumienia wręczono mu kopertę w której jest 50 000 złotych i 500 dolarów; wkrótce redaktor zostaje brutalnie pobity przez „nieznanych sprawców”. Niedługo potem okazuje się, że wokół jednego z lotnisk kręci się osobnik podający się za agronoma; w tym czasie na lotnisku instalowany jest nowy typ radiolokatora i trwają ćwiczenia samolotów wojskowych. Wszystkie sprawy wiążą się ze sobą, a kluczową dla sprawy okazuje się wizyta, jaką Bieżanowi składa jego znajoma, której stryj, kucharz na statku „Anna” zmarł w trakcie rejsu.
Uff, czy Krystyn Ziemski nie ciągnie w tej książce zbyt dużo srok za jeden ogon? Początkowo wydaje się, że tak, bo w pewnym momencie książka przez te wszystkie wątki robi się coraz mniej przejrzysta; na szczęście z czasem wszystko zaczyna się klarować i w efekcie dostajemy dość przyzwoitą książkę. Intryga jako całość jest na tyle pogmatwana, że redaktor Zieliński mówi w pewnym momencie: „Gdybym sam się w tę awanturę nie wplątał, a znał ją z reportażu czy książki sądziłbym, że wyssał ją z palca autor o nader bujnej wyobraźni” – to prawda, historia jest złożona ale sprawia wrażenie dość wiarygodnej i z czasem okazuje się, że autorom dość zgrabnie udaje się połączyć wszystko w jedną całość. Oczywiście nie brak tutaj zakamuflowanej opcji niemieckiej ale jest ona, na szczęście, nieszczególnie natarczywa i nie tak ordynarna jak w niektórych książkach tej autorskiej pary. Całość wygląda więc przyzwoicie – i nawet niespecjalnie przeszkadza pojawiający się tu czasami w wypowiedziach niektórych bohaterów patos; swoją jednak drogą major Bieżan mówi: „Niełatwo się u nas jeszcze żyje, a wiele ludzi marzy o bogactwie” – takie zdanie na początku rządów towarzysza Edwarda? Ciekawe…