- Autor: Parfiniewicz Jerzy
- Tytuł: Zbrodnia rodzi zbrodnię
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1976
- Nakład: 120350
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
LINK Recenzja Remigiusza Kociołka
Trzecia przeczytana przeze mnie książka Jerzego Parfiniewicza utwierdziła mnie w przekonaniu, że był to pisarz, który sam chyba nie wiedział co chciałby napisać.
Powieść zaczyna się z przytupem: we wsi Grzybień na Mazurach płonie stary kościół, a w nim jeden z obrazów Paolo Uccella. Z Komendy Głównej przysłany zostaje na zgliszcza kapitan Antoni Osial, najmłodszy posiadacz Złotego Krzyża Zasługi – czym sobie na niego zasłużył w ciągu pięciu lat służby? Tego nie wiemy; wiemy zaś, że marzył o sprawie na miarę komisarza Maigreta – na razie jednak do swojego ideału jest mu dość daleko, bo świadków przesłuchuje niczym jakiś stalinowski prokurator. I tenże pan kapitan całkowicie traci rezon w towarzystwie pewnej dzierlatki, bratanicy miejscowego organisty, zaprasza ją do cukierni, tęskni za jej głosem i już marzy o żeniaczce – i ręka do góry ci, którzy jeszcze nie wiedzą czym ta dziewuszka się zajmuje. Tymczasem pan kapitan prowadzi metodyczne śledztwo, idzie od świadka do świadka, tu kogoś postraszy, tam trochę poblefuje i w końcu wpada na trop włoskich przemytników dzieł sztuki.
Cóż można powiedzieć? To byłaby nawet dość przyzwoita książka, gdyby miejscami nie trąciła tak dużą naiwnością i gdyby kapitan Osial nie był tak chaotyczną i chimeryczną postacią. Samo śledztwo wygląda jako-tako, intryga trzyma się kupy i jest dość wiarygodna, nie ma tu jakichś prostackich dygresji w stronę Organizacji Gehlena, jest też kilka drobnych ciekawostek świadczących chyba o małym gapiostwie cenzora: towarzysz pułkownik uważa, że Włoch sprzedający w antykwariacie precjoza i biorący za nie złotówki jest naiwniakiem. Jednak nie oszukujmy się: nie ma tu jakiegoś pazura, czegoś, co sprawiłoby, że zapamiętałoby się tę książkę na dłużej niż choćby tydzień, choć i tak na tle innych powieści autora ta wypada nie najgorzej. Nie jest to literacka wirtuozeria ale większego obciachu nie ma.