Parfiniewicz Jerzy – U progu nicości 62/2022

  • Autor: Parfiniewicz Jerzy
  • Tytuł: U progu nicości
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1983
  • Nakład: 150250
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Remigiusza Kociołka
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Tak podporucznik Grzelec walczy o swoje, choć Zawadzki zbiegł w niewiadomym kierunku

W czwartej książce Jerzego Parfiniewicza niewątpliwie najmocniejszym elementem jest tytuł – „U progu nicości”. Brzmi niezwykle metaforycznie i w zasadzie mógłby pasować niemal do każdego kryminału. Faktem pozostaje także, że z perspektywy czasu twórczość Parfiniewicza szła w nicość, gdyż potem mieliśmy już tylko jeden tytuł, czyli recenzowaną już wcześniej „Śmierć nadjechała fiatem”.

Jerzego Łuszczyca poznajemy w chwili, gdy postanowił się pod raz drugi ożenić. Wybrankę przywodzi sobie aż z Łodzi, a mieszka w stolicy. Jest dobrze sytuowanym inżynierem, mieszka w samodzielnym domu wraz z synem- studentem. Autor umiejętnie wygrywa tradycyjne konflikty międzypokoleniowe. Syn nie akceptuje dwa razy młodszej nowej żony taty…dopóki jej nie pozna. Helena okazuje się pociągającą babką. Gdybyśmy mieli co do tego wątpliwości, przeczytajmy zgrabną frazę: „Nawet impotent poczułby się przy niej mężczyzną”.

Wkrótce syn Łuszczy zaczyna interesować się bliżej Heleną i nie oponuje, gdy ta proponuje zorganizowanie imprezy. Przybywa grono znajomych młodego Łuszczyca oraz Heleny. Niespodziewanie w domu pojawia się stary Łuszczyc i zostaje natychmiastowo zamordowany w dość mglistych, gdyż alkoholowo-tytoniowych okolicznościach.

Śledztwo prowadzi kapitan Osial. Należy wyjaśnić kto użył noża do rozcinania papieru w celu zadanie dwóch uderzeń – pod lewą łopatkę oraz w serce.

Mamy wstępnie ośmioro podejrzanych i kiedy już już myślimy, że kapitan Osial zechce wyłonić mordercę z grona balangowiczów, co mogłoby być asumptem do kryminalnej łamigłówki w schemacie „wyspy”, gdzie mordercą jest ktoś z zamkniętego grona, to nie. Następuje wolta, będąca jednym ze znaków flagowych Parfiniewicza. Oto pułkownik Wroński wzywa Osiala i każe mu jechać do Szczecina i tam zająć łapaniem handlarzy narkotyków. Na miejscu ma dalej węszyć kapitan Morawski.

Delegacja do Szczecina daje okazję zmontowania grupy dochodzeniowej w skład której, poza Osialem wchodzą: podporucznik Bondaruk, starszy sierżant Zubek (sic!) oraz podporucznik Grzelec. Najpierw autor serwuje nam pogadankę o narkotykach, ich rodzajach, szkodliwości itd. Strasznie to pedagogiczne i nużące niestety. Całe szczęście potem rozpoczyna się penetracja melin, co dalej okazję do kilku poetyckich zdań: „Drzwi otworzyła kobieta o ordynarnych rysach twarzy”, „Na środku przy okrągłym stole, nakrytym podartą ceratą, siedziało trzech mężczyzn i dziewczyna. Przed nimi butelki z czystą i „Mazowszanka”. Jednak zdanie na pierwsze miejsce na podium jest nieco dalej i brzmi: „Nie będziemy się tak certolić. Jak wypić, to wypić?”

No i jeszcze rozpytanie na okoliczność: ” – Czy może mi pani powiedzieć z kim spotykał się pani mąż? – Z takimi różnymi bandziorami. Przychodzili tu kilka razy. Patrzyli spod oka. Cuchnęlo od nich piwskiem”. I tu trzeba przyznać, że Parfiniewicza stać nieraz na celną lakoniczność.

Mamy też ciekawie ukazane relacje damsko-męskie na odcinku służbowym. Kobiety pojawiają się rzadko w służbie organów i jeżeli już, to pełnią funkcje drugorzędno-usługowe. A tu podporucznik Grzelec z działu narkotyków walczy o swoje, ale jest jej ciężko w siedlisku mężczyzn i w ogóle brak tu kompletnie zrozumienia. Kapitan Osial odzywa się w te słowa: „Zastanówmy się nad podziałem zadań! Tymczasem koleżanka zrobi nam cos do picia! – Dlaczego zawsze ja? Jestem takim samym funkcjonariuszem jak każdy inny! – zbuntowała się Grzelec. – Racja, poparł koleżankę Bondaruk. – Czy to jej wina, że jest kobietą”. A zatem Bondaruk okazuje się tu ohydnym seksistą stawiającym wyżej służbowość niż kobiecość. Mało tego, w ogóle rozpatruje kobiecość, zamiast zająć się wyłącznie służbowością. Dalej jest jeszcze gorzej: – Mam inną propozycję (…). Kawę zrobi najmłodszy wiekiem! – To znowu ja! – rozpaczliwie wykrzyknęła Grzelec”. A zatem jeszcze ejdżyzm na tej samej stronie. Całe szczęście sprawę załagodził sierżant Zubek wskazując na siebie, jako najniższego stopniem.

A co ze śledztwem? No cóż, więcej nie zdradzę. Fabuła u Parfiniewicza, podobnie jak niejaki Zawadzki, ucieka w rozmaitych kierunkach, ale na końcu się odnajduje. A zwiewa Zawadzki z kawiarni „Mirowskiej” (niedawno napotkaliśmy ten lokal w powieści „Morderca przychodzi przed północą”), ulicą Elektoralną, gdzie wsiada do dacii i wali w kierunku Ogrodu Saskiego.