Maj Sjöwall, Per Wahlöö – Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu 210/2022

  • Autor: Maj Sjöwall, Per Wahlöö
  • Tytuł: Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Amber
  • Seria: Kryminał z klasą
  • Rok wydania: 2009
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Gorący, upalny sierpień – komisarz Martin Beck „patrząc na przykurzoną zieleń za oknem, cieszył się z wytęsknionych wakacji”. I już nawet zdążył dopłynąć na jedną z wysp archipelagu sztokholmskiego, już nawet zdążył wypłynąć z synem na ryby, gdy drugiego dnia zostaje wezwany do powrotu – i nawet się o to nie wścieka, po prostu „doszedł do wniosku, że złość zdominowało totalne zaskoczenie”.

Beck otrzymuje zadanie od Ministerstwa Spraw Zagranicznych – ma udać się do Budapesztu i tam odnaleźć popularnego dziennikarza Alfa Matssona, który przed dziesięcioma dniami udał się do Budapesztu, by przeprowadzić wywiad z bokserem Laszlo Pappem i napisać reportaż o muzeum żydowskim i wszelki ślad o nim zaginął. MSZ chce, by Beck udał się tam nieoficjalnie jako ich pracownik, gdyż Matsson zajmował się problematyką wschodnioeuropejską i bez umiaru udawał się za żelazną kurtynę; poza tym istnieje zagrożenie, że redaktor naczelny tygodnika dla którego pisał dziennikarz może wykorzystać fakt jego zaginięcia do opiniotwórczych celów. Beck przylatuje do Budapesztu i po kilku dniach przekonuje się, że poszukiwania stoją w miejscu, a śledztwo wydaje się bezproduktywne, bo wydaje się jakby Alf Matsson rozpłynął się w powietrzu; komisarz coraz bardziej przeklina „swój niedorzeczny odruch, który skłonił go do podjęcia się tego bezsensownego zadania” i najbardziej dręczy go to, że „zareagował jak rasowy policjant. To coś w rodzaju choroby zawodowej, która zmuszała go do przyjmowania wszystkich zadań i stawania na głowie, żeby się z nich jak najlepiej wywiązać”. Do wrażenia bezsensu dołącza poczucie bezsilności, gdy major Vilmos Szluka mówi Beckowi, że dokonał „jak to się mówi, błędnej oceny sytuacji” i dodaje: „Obecnie nie dzieje się u nas nic szczególnie dramatycznego. Dawniej działo się aż nadto. Teraz chcemy spokoju”. Żarty się jednak kończą, kiedy pewnej nocy zmęczony upałem Beck wychodzi na nocny spacer i zostaje napadnięty przez nożownika – od tego momentu śledztwo rusza z miejsca.

Druga książka z serii o sztokholmskich policjantach jest stylistycznie odmienna od pierwszej: jest tu, co prawda, sporo opisów żmudnej pracy sfrustrowanych i przemęczonych funkcjonariuszy – jeden z nich mówi: „Policjant to nie jest zawód. Ani powołanie. To przekleństwo” – ale chwilami wydawało mi się, że autorzy bardziej skupili się na topografii Budapesztu niż na samej intrydze. A może chodziło właśnie o to, żeby pokazując zniechęconego komisarza Becka na tle węgierskiej stolicy stworzyć pewne napięcie i lekko zmylić czytelnika? Książka jest niemalże naturalną kontynuacją „Roseanny”, pojawia się tu do niej kilka nawiązań, ale można ją czytać jako samodzielną powieść. Jest tu więc wszystko z czym mieliśmy do czynienia w pierwszym tomie: ostry, lapidarny język, konkretnie i szczegółowo nakreślone postacie, cięte dialogi, świeżość i delikatna ironia. Jest też pewien element, który wkrótce będzie pojawiał się częściej: manifestowanie lewicowych poglądów autorów; tutaj mamy krytykę Axela Springera, przedstawionego jako były żurnalista Goebbelsa i prowadzącego w swoim koncernie nazistowską politykę – i dzięki takim przekonaniom para szwedzkich autorów mogła być w Polsce wydawana już w latach siedemdziesiątych. Czego by jednak nie mówić jest to książka godna uwagi, 182 strony można przeczytać bez poczucia zmarnowanego czasu.