Kakiet Andrzej – Posłaniec śmierci 145/2022

  • Autor: Kakiet Andrzej
  • Tytuł: Posłaniec śmierci
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1984
  • Nakład: 100250
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego

O tym jak przeleciał 31685

Osią akcji powieści kryminalnej Andrzeja Kakieta „Posłaniec śmierci” są zakrojone na szeroka skalę poszukiwania osobnika, który wysyła różnym ludziom via poczta asa pik, a następnie morduje. Tropy porozrzucane są po całym kraju niczym talia kart.

Raz ktoś ginie w Gdańsku, to znowu w Warszawie. Jakby tego było mało jest także trup w Słupsku. Nie wiadomo jak powiązać te zdarzenia, a wiadomo, że jakoś wiązać się muszą. Autor stosuje skomplikowaną nielinearną konstrukcje czasową. Retrospekcje nakładają się na teraźniejszość oraz wspomnienia bohaterów, a nawet refleksje. To zaś na odcinku polskiej powieści milicyjnej zdarzało się rzadko. Ewenementem była także śmierć milicjanta podczas wykonywania czynności służbowych. Jak wynika z kart książki kapitan Kramer został pochowany na Cmentarzu Bródnowskim. To daje narratorowi asumpt do kilku spostrzeżeń na temat Targówka wczesnych lat osiemdziesiątych. Trafiamy na taki oto opis: ”Nowy niebieski fiat cudem złapany przed bramą, wiózł nas ponurą, choć pełną kontrastów ulicą Wincentego. Z prawej strony stały jakieś zadrapane domki i zapłakane o tej porze roku ogrody, z lewej zaś kończono budowę wielkiego osiedla mieszkaniowego, dość nawet ciekawego architektonicznie, ale za to straszącego obrzydliwym, mysim kolorem współczesnych bunkrów. Z niechęcią odwróciłem od nich wzrok i rozejrzałem się po wnętrzu wozu”. Przyznać trzeba, że to dość krwisty opis. Osiedle oczywiście wygląda teraz dużo gorzej, gdyż się po prostu zestarzało i zbrzydło, jeżeli to jeszcze w ogóle możliwe. Zapewne chodziło tu o rozpościerające się w oddali blokowiska ul. Smoleńskiej i sąsiednich. Przyznać zresztą trzeba, że co do kontrastów to chyba są jeszcze większe niż były. Teraz u wylotu Wincentego, za samym Rondem Żaba mamy biegnącą środkiem nowoczesna arterię, z lewej strony stację benzynową, a z prawej drewniany spory budynek, który cudem się ostał. I tylko baru „Smrek” , do którego zachodziłem kiedyś zdążając z XIII liceum przy Oszmiańskiej na frytki, żal. Nie istnieje od dawna. Na Oszmiańskiej do niedawna były jeszcze słynne kocie łby. Niestety zniknęły pod fałdami asfaltu, a wraz z nimi większość uroku uliczki.

Kakiet zaczyna powieść bardzo intrygująca sceną, w której ktoś z uśmiechem rzuca się pod pociąg. Od tego momentu napięcie powinno rosnąć. Ubolewam, ze tak się nie dzieje. Wkraczamy z grubsza w koleiny typowego milicyjniaka. Wszystko wychodzi na jaw, że literackim chwytem z karkami posługuje się samotny mściciel, który likwiduje dawnych kolegów z bandy. Motywem zemsty jest oczywiście zdrada. Tutaj autor zastosował ciekawy chwyt. Mianowicie, zawsze gdy na horyzoncie pojawia się morderca nie pada złowieszcze określenie ON (pisownia oryginalna). W ten sposób Czytelnik elektryzowany jest z miejsca informacją, że zaraz padnie kolejny trup. Żadna z postaci książki niestety nie pozostaje w pamięci. Nic zresztą dziwnego, nikt tu nie został specjalnie mocno nakreślony.

Na osłodę mamy za kilka ciekawych cytatów. Oto krytyka stanu kolejnictwa: „Służba na kolei, toi było coś. Łodzi się pchali drzwiami i oknami, bo to zaszczyt i pieniądz był. A teraz – stary maszynista machnął ręką – na PKP jest akurat tyle romantyzmu, co w podziemnym przejściu na dworcu”. Czyżby chodziło tu o wszechogarniający zapach moczu?. Jest także branżowa rozmówka: „No ładnie dziś ten 31685 przeleciał – powiedział na ten widok Wierzbicki.

Kolejna błyskotliwa obserwacja: „Nikt nie wpadnie na to, by szukać świadka Jehowy wśród ciężko pracujących fizycznie robotników”.

Obowiązkowe napomknięcia w powieściach milicyjnych dotyczą kilu dziedzin życia, szczególne zaś obsługi kelnerskiej oraz taksówek. Jak wiadomo obsługa była zawsze fatalna (co ostatnio ulega powolnym acz nieubłaganym zmianom), a taksówek nigdy nie ma (zupełnie odwrotnie jak obecnie). Oto przykłady wspomnianych zagadnień: Gestem przywołałem kelnerkę. O dziwo prawie zaraz podeszła”. Pojawiają się nazwy dwóch warszawskich lokali: „Karczma Słupska” istniejąca po dziś dzień na Czerniakowskiej oraz „Kosmos”. O taksówkach: „Cholera. Taksówki nie było, za to tkwiła na postoju kolejka sprawiająca wrażenie, że pierwszy tysiąc chętnych stał w niej jeszcze przed wynalezieniem samochodu”. To zdanie rodem z Raymonda Chandlera. Jest jeszcze jedno oparte na tej samej konstrukcji „Przyniósł herbatę w obtłuczonych filiżankach i jakieś herbatniki z cukrem. Wydawały się w jego wieku”.

Posiada także Kakiet miejscami zdolność do lapidarnych ujęć sytuacji: „Usiadłem. Wypiliśmy”. Howgh