Edigey Jerzy – As trefl 59/2013

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: As trefl
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 102
  • Rok wydania: 1978
  • Nakład: 100300
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Jacka Szmańkowskiego

Zabity w poszukiwaniu grobu

Zbrodnia to niesłychana. Zaciukano Jana Siatkę, co samo w sobie jest oburzające. Był w milicji sierżantem, ale naużywał na służbie, więc go puknęli. Ale wcześniej Cyganka wyciągnęła mu z talii asa trefl.

Co oznacza zgon nagły i przykry. A on jak by się prosił. Zaraz zadał się z kolesiami, których do niedawna ścigał z mocy prawa. I pociągał na prawo. I lewo. Więc przyszedł do Bronisławy Prochalowej z zamiarem. A kiedy w ślad za nim stawili się śledczy, nie mogli się nadziwić, że alkohol został wypity, Prochalowa utłuczona łomem (przepraszam: narzędziem o nazwie „płaskoszczyp”), a kieliszki, lampki i szklanki nie tknięte. Widocznie milicjanci nie znali pojęcia: gwint.

Sam Siatka też jakoś nie teges. Przez pół roku nie odsuwał zasłon i sąsiadów to nie zastanawiało ani martwiło. Bo jak odsuwał, to nie dawał kamienicy zmrużyć oka. Więc sobie spokojnie zgnił, też ciachnięty. A z rozpoznania wyszło, że pił w rękawiczkach, bo brak odcisków. Ale Siatka i – rękawiczki? To nijak nie pasuje. Co do Siatki są za to inne eksperckie ustalenia. „Zadano tylko jeden silny cios jakimś tępym narzędziem. Mogła nim być butelka po winie lub piwie (butelki po wódce są cieńsze i przy uderzaniu pękają pozostawiając zazwyczaj rany cięte)”. I dalej: „Pito zapewne jakiś alkohol w którymś z mieszkań albo może na tym korytarzu, gdzie zabity znalazł swój grób”.

Wspomniany wcześniej gwint – rozumiemy przez to każdy przygodny alkohol – zgubił niejakiego Myszkę, budowniczego Nowej Huty. Bo zamiast po zmianie grzecznie do domu, to on się fatygował z kumplem na piwo. A na przegubie dyndała mu doksa. W słabym świetle nie widać, że z tombaku. I nieszczęście gotowe. Żadne tam tłumaczenia, że zwiał  na zachód. Przecież granica miedzy Austrią a Czechami to „kilka kilometrów drutów pod napięciem”. Że nawet mysz, a nie tylko Myszka…

Milicja krakowska sprawcy nie chwyta i odczuwa, że jej reputacja (w domyśle: wcześniej wzorcowa) ulega nadszarpnięciu. A to uwłacza. I idzie na śliski kompromis: przymknie oko na machloje na bazarach, o ile machlojkowicze wskażą tego, kto zaciukał. Towarzystwo z bazaru zrozumiało swój interes i się ściele.

Zagadka rozsupłuje się sama.

Co nam, niepiśmiennym,  pozostaje? Drobiazgi, drobiazgi… Bussines as usual.

Ów poległy tajemniczo Myszka miał osobliwy gadżet: portfel z kolorowego plastiku. Jednemu zagraniczniakowi naprawił kiedyś auto. I nie chciał forsy, tylko ten kawałek plastiku. Cóż, w powojennym Krakowie forsy i złota było w dechę. Ale plastiku? Co kot napłakał. Można było zaszpanować.

Inny krakowianin dziedziczy złotą doksę. Ale nie żeby ją od razu pakować na przegub! Od tego ma Poljota. Doksa przecież służy do czegoś zupełnie innego niż Poljot. Sam dostałem takiego na komunię, więc pamiętam.

Milicyjne pojęcie „chuliganek”. I – „Zapoznał się z aresztem milicyjnym”.

Mamy krakowski szyk powojenny: jesionkę w jodełkę (prawie nową). „Bez przesady, co piaty krakowianin miał taką na grzbiecie”.

„Rezultat tych czynności był ujemny”. Tak nawiasem: jak bym czytał o sobie. Rezultat moich czynności zazwyczaj jest ujemny w 97,7%. I znowu dokładnie o mnie: „Syn jak wypije, od razu dostaje małpiego rozumu”.

Mamy też i ścieżkę edukacyjną: „Mańkutów jest więcej niż praworęcznych”.

Pytanie retoryczne. Takie, na które nie oczekujemy odpowiedzi. Najczęściej pada z ambony. „Kto się chce przyznawać do handlu przedmiotami pochodzącymi z kradzieży”? Zwłaszcza jeżeli prowadzi stragan z „odzieżą ciężką?”

„Trafić w ręce Maciejewskiego” – z jakiej to piosenki, koteczku?

Echo zgonu: „Tragiczna śmierć tej kobiety odbiła się szerokim echem na targowisku”. Popatrz, pan, popatrz, szerokie echo…

W powieści wspomnienie sadów pod Grójcem. Recenzja trunku (moja). Biorę kropelkę na język i zgaduję bez pudła:  „Sady pod Grójcem. Spad świeży, ledwie tygodniowy. Stok dobrze nasłoneczniony”. Film się urywa przy trzecim polaniu.

Jak powiada nasz kryminał: „Pamięć ludzka jest zawodna”. Zwłaszcza po destylacie spod Grójca.