Edigey Jerzy – As trefl 167/2011

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: As trefl
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 102
  • Rok wydania: 1978
  • Nakład: 100300
  • Recenzent: Jacek Szmańkowski

LINK Recenzja Wiesława Kota



As trefl znaczy śmierć czyli cyganka prawdę ci powie

„As trefl”, to ostatnie z sześciu opowiadań Jerzego Edigeya, wydanych pod szyldem „Ewa wzywa 07”, które do chwili obecnej nie doczekało się recenzji.  Tym razem doskonale znany czytelnikom Krzyżewski, awansowany do stopnia podpułkownika, w górskiej scenerii Zakopanego snuje opowieść o jednej z najdziwniejszych spraw z jakimi zetknął się w swojej długoletniej, milicyjnej karierze.

W dniu 09 grudnia 1958r w mieszkaniu na Groblach w Krakowie została zamordowana Bronisława Prochal, skromna handlarka, zajmująca się zbieraniem i sprzedażą surowców wtórnych. Jej zwłoki znalazł mąż po powrocie z pracy. Mieszkanie w którym doszło do tragedii było splądrowane, z kredensu skradziono pieniądze w kwocie 3 000 złotych oraz złoty zegarek szwajcarskiej firmy „Doxa”, bardzo popularnej w tamtych czasach. Kobieta została pozbawiona życia wskutek uderzenia zadanego w głowę butelką po winie. Na miejscu zdarzenia nie zdołano zabezpieczyć żadnych śladów. Sprawca po dokonaniu zabójstwa zamknął drzwi wejściowe na zamek. Na tej podstawie milicja doszła do wniosku, że musiał się posłużyć kompletem kluczy należącym do ofiary. Oględziny lokalu utwierdzały w przekonaniu, iż Prochalowa znała mordercę. Kilka dni później mąż denatki znalazł jej klucze w jednej z szuflad kredensu. Nasuwało to przypuszczenia, że morderca mógł dysponować dodatkowym kompletem lub złożyć wizytę w mieszkaniu Prochalów po zabójstwie i podrzucić ten, który należał do ofiary. Problem w tym, iż krąg znajomych zmarłej i jej rodziny był bardzo szeroki. Stanisław Prochal i jego dwudziestotrzyletni syn nie potrafili podać pełnej listy osób, które odwiedziły ich mieszkanie po wykryciu zbrodni. Młody człowiek w najbliższym czasie planował wziąć ślub i głośno się przechwalał, że matka przeznaczyła na tę uroczystość znaczną kwotę pieniędzy. Milicja nie wykluczała, że mogło to sprowokować sprawcę do popełnienia morderstwa, aby wejść w posiadanie majątku ofiary.

W dniu 26 marca 1959r zgłoszono zaginięcie Wojciecha Myszki, mieszkańca Krakowa, zatrudnionego jako kierowca przy budowie Nowej Huty. Z relacji żony wynikało, iż mąż nie wrócił z pracy do domu, a następnego dnia nie stawił się również w przedsiębiorstwie w którym pracował. W swoim środowisku uchodził za zamożnego człowieka. Jego marzeniem było kupno samochodu z przeznaczeniem na taksówkę. Milicja ustaliła, że Wojciech Myszka nosił zegarek firmy „Doxa”, a pieniądze przynajmniej kilka setek trzymał w nietypowym plastikowym portfeliku zagranicznego pochodzenia. Po raz ostatni widziano go jak wsiadał do tramwaju zmierzającego do śródmieścia. Towarzyszył mu jakiś niezidentyfikowany mężczyzna. Milicja dokonała rutynowych sprawdzeń, które jednak nie dały pozytywnych rezultatów. Młody człowiek jakby się zapadł pod ziemię.

Pod koniec maja 1959r odnotowano zaginięcie kolejnego mieszkańca Krakowa. Jan Siatka, były funkcjonariusz MO, zajmujący jedno z mieszkań domu u zbiegu ul. Senackiej z ul. Grodzką, dał się poznać jako wyjątkowo uciążliwy lokator. Po usunięciu z milicji za nadużywanie alkoholu, zaczął się systematycznie staczać. Swoje mieszkanie zamienił w melinę pijacko-złodziejską. Niespodziewanie w połowie października 1958r zniknął, co najbardziej ucieszyło sąsiadów, zmęczonych ciągłym awanturami i zakłócaniem porządku. Zaginięcie zgłosiła matka, zaniepokojona dłuższym brakiem wiadomości od syna. Po sforsowaniu drzwi wejściowych prowadzących do mieszkania Siatka, milicjanci znaleźli jego zwłoki w stanie daleko posuniętego rozkładu, z licznymi obrażeniami głowy. I w tym przypadku rabunkowy motyw zabójstwa nie budził wątpliwości, ofierze zabrano zegarek, płaszcz, starą skórzaną raportówkę i nieokreśloną kwot pieniędzy. Milicjanci ustalili, że przed zabójstwem w lokalu odbyła się libacja alkoholowa w której brały udział trzy osoby. Jan Siatka został ogłuszony ciosem zadanym butelką po winie, a następnie po przeniesieniu na łóżko, pozbawiono go życia uderzając styliskiem siekiery w głowę. Pośród różnych przedmiotów na stole poniewierała się talia kart. Jednak Krzyżewskiego, biorącego udział w oględzinach pomieszczeń, najbardziej uderzał widok asa trefl, leżącego na podłodze. Oficer przywołał z pamięci zdarzenie, którego był świadkiem kilka lat wcześniej. W 1954r w komisariacie kolejowym MO w Krakowie młoda cyganka chcąc się odwdzięczyć za udzieloną jej pomoc, zaczęła wróżyć funkcjonariuszom przebywającym w tym czasie na służbie. Był wśród nich sierżant Jan Siatka, który odnosił się do dziewczyny z nieukrywaną ironią. W pewnym momencie Cyganka rozłożyła przed nim talię „Wyciągnij jedną kartę i połóż na stole. To będzie twój los”. W ręku milicjanta znalazł się as trefl. „As trefl to śmierć (…) nie będę ci nic mówić”. Czyżby przeklęte fatum upomniało się o byłego sierżanta ?

Ponieważ w mieszkaniu denata nie zabezpieczono żadnych śladów, postanowiono przeszukać jego piwnicę. Zainteresowanie wzbudziła sterta żelaza zalegająca pod jedną ze ścian korytarza łączącego poszczególne boksy. Po jej usunięciu ujawniono kolejne zwłoki, zakopane w ziemi. Ciało było w stanie zaawansowanego rozkładu, jednak zachowane resztki odzieży i pewien szczegół anatomiczny pozwoliły na jego identyfikację. Były to szczątki zaginionego dwa miesiące wcześniej Wojciecha Myszki. Biegli ustalili, że mężczyzna poniósł śmierć wskutek uderzenia zadanego tępym narzędziem w prawą skroń oraz że sprawca jest osobą leworęczną.

Trzy zabójstwa dokonane w krótkich odstępach czasu w celach rabunkowych, przy użyciu tej samej metody, to nie mógł być przypadek, milicja założyła, że dopuścił się ich ten sam sprawca. Postanowiono bliżej przyjrzeć się mieszkańcom kamienicy w której znaleziono zwłoki dwóch ostatnich ofiar. Szczególną uwagę zwrócono na Bogusława Polewnika, syna dozorczyni. Był to typowy „niebieski ptak”, wielokrotnie zatrzymywany, notorycznie unikający pracy. Szybko ustalono, że Bogusław Polewnik został kiedyś dotkliwie pobity przez Jana Siatka i z tego powodu poprzysiągł sąsiadowi zemstę. Piwnica jego matki przylegała do miejsca w którym znajdował się grób Wojciecha Myszki. Milicjanci ustalili również, że Bogusław Polewnik znał rodzinę pierwszej ofiary, słyszał pogłoski o jej rzekomym bogactwie, a na dzień przed pogrzebem Bronisławy Prochal był w jej mieszkaniu i zaglądał do kredensu w którym znaleziono później klucze zamordowanej kobiety. Prowadzący śledztwo zdawali sobie sprawę, że są to tylko luźne poszlaki. Jako osoba praworęczna Polewnik nie mógł być zabójcą Wojciecha Myszki. Wkrótce zainteresowano się jego bliskim, młodszym o kilka lat przyjacielem. Tadeusz Wiktorek był mańkutem, przez pewien czas pracował w tej samej bazie transportowej w której jako kierowcę zatrudniano Wojciecha Myszkę i to właśnie z nim utrzymywał najbliższe kontakty.

Poszlaki wskazujące na obu mężczyzn jako sprawców zbrodni zaczęły się konkretyzować. Liczni mieszkańcy ul. Grodzkiej i Senackiej przypomnieli sobie, że Tadeusz Wiktorek w listopadzie 1959r nosił starą podniszczoną raportówkę oraz że w tym samym czasie na zmianę z Bogumiłem Polewnikiem paradowali w płaszczu, który mógł stanowić własność Jana Siatka. Mężczyźni zostali aresztowani, jednak podczas kilkakrotnych przesłuchań żaden z nich nie przyznał się do udziału w morderstwach. Tymczasem milicja nie próżnowała, udało się odzyskać większość przedmiotów zrabowanych ofiarom w tym złotą „Doxę”, które kilkakrotnie sprzedawane, przechodziły z rąk do rąk. Ślady każdorazowo prowadziły do Tadeusza Wiktorka bądź jego przyjaciela. Nieoczekiwanie po ponad rocznym pobycie w areszcie Bogumił Polewnik przyznał się do współudziału w zabójstwie Jana Siatka. Przy okazji wyjaśniła się zagadka asa trefl znalezionego w mieszkaniu denata. Była to karta jaką wylosował Jan Siatka kiedy Tadeusz Wiktorek, uchodzący za utalentowanego wróżbitę, stawiał mu kabałę.

W lutym 1962r sprawa trafiła na krakowską wokandę, rozpoczął się najdłuższy w powojennej Polsce proces poszlakowy. Po czterech i pół miesiąca zapadł wyrok. Tadeusz Wiktorek został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności, a drugi z oskarżonych Bogumił Polewnik na karę śmierci, którą po apelacji Sąd Najwyższy zamienił na dożywocie.

Sprawa opisana w „Asie trefl” oparta jest na wydarzeniach autentycznych. To jedno z ciekawszych śledztw jakie prowadzono w grodzie Kraka w ówczesnym okresie, nie tylko ze względu na podtekst kabalistyczny, wyeksponowany najprawdopodobniej przez autora w celu uatrakcyjnienia fabuły, ale również, a może przede wszystkim dlatego, iż polska kryminalistyka bardzo rzadko odnotowywała przypadki duetu seryjnych zabójców. Historii „Złotej Doxy” poświęcony jest również jeden z rozdziałów książki „Trzy wyroki” autorstwa Andrzeja Snopkowskiego do której recenzję napisał pan Paweł Duński, która z tych wersji jest ciekawsza niech sami ocenią czytelnicy. Narrator opowiadania „As trefl”, podpułkownik Krzyżewski, doskonale znany wszystkim miłośnikom twórczości Edigeya, tym razem nie występuje jako pierwszoplanowa postać prowadzącego śledztwo. Przy okazji autor podaje kilka dodatkowych informacji na temat jego kariery zawodowej, jednak w opisanym przypadku logika czasowo-przestrzenna pisarza nieco zawodzi. Jak zapewne czytelnicy pamiętają w opowiadaniu Edigeya „Szkielet bez palców” (Ewa wzywa 07 zeszyt nr 3) Krzyżewski przedstawiony jest jako oficer KWMO we Wrocławiu o warszawskich korzeniach. W „Asie trefl” jako jego pierwsze miejsce pracy, po ukończeniu szkoły oficerskiej w 1954r wymieniony jest komisariat kolejowy MO w Krakowie. Ze sprawą „Złotej Doxy” Krzyżewski styka się w maju 1959r kiedy zostaje zgłoszone zaginięcie Jana Siatka, podczas gdy w innym opowiadaniu „Diabeł przychodzi nocą” (Ewa wzywa 07 zeszyt nr 72) dzielny oficer w tym samym czasie prowadzi śledztwo dotyczące wrocławskiego wampira. Być może chodzi o dwie różne osoby noszące to samo nazwisko, ale to już słodka tajemnica autora. W „Asie trefl” pojawia się również na moment stary znajomy, mecenas Mieczysław Ruszyński (dla przyjaciół Miecio), któremu wyznaczona jest jednak tylko rola biernego słuchacza. Formuła opowiadania nie jest utrzymana w konwencji pojedynku pomiędzy przestępcami z jednej strony, a błyskotliwym stróżem prawa z drugiej strony. Sukces w schwytaniu morderców to zbiorowy wysiłek wielu ludzi czyli normalna solidna, milicyjna robota.