- Autor: Butrym Marian
- Tytuł: Umarłym wstęp wzbroniony
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 50
- Rok wydania: 1972
- Nakład: 100275
- Recenzent: Ewa Helleńska
LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Norberta Jeziolowicza
DRACULA CZY FRANKENSTEIN?
Recenzowałam już „Pajęczynę” Mariana Butryma, wydaną w serii Ewa wzywa 07. W tej samej serii wydano też inny kryminał tego samego autora, zatytułowany „Umarłym wstęp wzbroniony”. Jest to zeszyt nr 50 cyklu, recenzuję więc oba utwory autora w odwrotnej kolejności („Pajęczyna” to zeszyt 80, jeśli się nie mylę), ale nie ma to żadnego znaczenia.
W opowiadaniu „Umarłym wstęp wzbroniony” bohaterem i narratorem zarazem jest kapitan Piotr Morski, milicjant-filozof z bożej łaski, którego znamy i z „Pajęczyny”. Tematyka obu utworów jest też podobna — w obu wypadkach kapitan tropi szajkę dokonującą przekrętów gospodarczych. W „Pajęczynie” rzecz dotyczyła nielegalnego obrotu przędzą, tu natomiast mamy do czynienia z szajką przemytniczą handlującą dolarami i dobrem wszelakim. A wszystko zaczyna się od zamordowania niejakiego Jerzego Milewskiego, którego zwłoki znaleziono w środku nocy w kabinie telefonicznej w restauracji „Piast”. Przy zmarłym nie znaleziono żadnych dokumentów, a personel lokalu łgał nieudolnie w żywe oczy: nikt człowieka nie zna i nigdy wcześniej nie widział, nikt nic nie wie. A kapitan Morski od razu wie, że to nieprawda i z narażeniem życia i zdrowia zakończy sprawę.
W utworze „Umarłym wstęp wzbroniony” nie brak oryginalnych sformułowań kapitana Morskiego. Już na pierwszej stronie znajdziemy nieco odmienną wersję znanego nam już cytatu:
„A właśnie tej nocy zadzwonił telefon.
– Halo, słucham! — wygłosiłem obrzędową formułkę głosem cierpiącego na astmę Frankensteina.”
W „Pajęczynie” Frankensteina zastąpił Dracula, ale w gruncie rzeczy to wszystko jedno. Obaj panowie to pokrewne istoty.
W monologu kapitana Morskiego znajdziemy jeszcze takie złote myśli:
„Nie lubię telefonów o trzeciej w nocy, nawet gdyby dzwoniła Brigitte Bardot z prośbą o moją rękę. Dźwięk dzwonka o tej porze przypomina mi raczej huk trąb kruszących jerychońskie mury niż wynalazek poczciwego staruszka Bella.”
„Taki jest właśnie mój szef.
Rzadko kiedy rozmawiając z nami używał stopni lub nazwisk. Przeważnie mówił „syneczku”, bez przerwy zapalając gasnącą fajkę; inna sprawa, że gdyby Neron tak długo podpalał Rzym — miasto zajęłoby się dopiero teraz.”
„Bagiński uśmiechnął się, a ja również rozjaśniałem jak choinka wigilijna, co czynię zawsze, gdy chcę udawać, że jestem sympatyczny.”
„Portier przypominał żonę Lota w chwilę po fatalnym dla niej momencie życia.”
„Za oknem panował hałas jak w ZOO przed karmieniem.”
„Sekretarka o sex appealu poniżej średniej krajowej popatrzyła na mnie niezbyt przyjaznym okiem.”
Jak widać, kapitan Morski nie traci poczucia humoru, ale Filip Marlowe z niego żaden. Nawet w socjalistycznej wersji.