- Autor: Jonathan Trench
- Tytuł: Czeka na mnie Tina
- Wydawnictwo: KAW Łódź
- Seria: Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1982
- Recenzent: Iwona Mejza
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Przeczytałam książkę szybko ,cóż tylko sto dziewięćdziesiąt stron , nie wychodząc z nastroju smutku i gorzkawych refleksji.
Jedynym światełkiem w tunelu była tytułowa Tina , maleńka jamniczka , budząca ciepłe uczucia i zmuszająca głównego bohatera samego doktora Jonathana Trencha do skupienia się na błahych , ale jakże ważnych dla małego pieska sprawach : jedzenie , miska wody , zabawki a przede wszystkim kącik do spania , czyli zaspokojenie podstawowych potrzeb suni. A wszystko miało być tak pięknie…
Anglia , Edynburg , grono znających się od lat ludzi , członków klubu strzeleckiego . Grono nie byle jakie tylko powiedziałabym znamienite , wybitny lekarz, znany adwokat , sławny aktor i nie mniej sławny architekt , do tego jeden podróżnik i modelka oraz matka z dzieckiem . Taka właśnie grupa wsiadła na jacht Caroline należący do Patricka Sendersa i wyruszyła w piątek przed weekendem na poszukiwanie odpoczynku na wyspie nazwanej nomen omen Happy Island . Wyspa jak wyspa podobno miała być bezludna , odpoczynek też raczej w granicach standardu trochę więcej picia, jakieś przekomarzania , jakieś szamotaniny jak to po nadmiernej ilości alkoholu.
Niby spokój ale wieje grozą a napięcie jest stopniowane przez autora nader umiejętnie, nawet ja zaczynam się czuć trochę nieswojo i wolałabym , żeby cała grupa spakowała manatki i już wróciła z tej szczęśliwej wyspy . Książka przykuwa więc czytam dalej . Jak było do przewidzenia zdarza się nieszczęście ostateczne , potem następne i następne, mam skojarzenia z „Dziesięcioma murzynkami„ Agathy Christie, ale tutaj ubywa ich już grupowo nie pojedynczo, czyżby na wyspie grasował jakiś bliżej nam nie znany złoczyńca?
Książka jest w sumie smutna także dlatego , że ginie rodzina doktora Trencha , żona Elizabeth i córka Mary , bezzasadnie , bezsensownie ale jednak gdzieś tam jest logika ,mordercy, bezwzględnego , okrutnego człowieka , który nie cofnie się przed niczym byle osłonić własną skórę .
Śledztwo pokazuje nam różne tropy, poprzez wrogów , których ponoć każdy ma , cofając się do tyłu i analizując wypadek żony doktora, wypadek , który spowodował amnezję , aż po przypadek i sugestie , że grupa zaszkodziła komuś na przykład w przemycie , bo żeby było mało to pojawia się także wątek przemytu narkotyków, mafii i tym podobnych do wyboru , do koloru jak kto chce. Co jest prawdą a co fałszem? Wyjaśnienie wszystkich wątpliwości i znalezienie mordercy należy do zadań młodego mężczyzny w dżinsach i kolorowej koszuli Jamesa Tylera. Energiczny, sprawdzający nawet najbardziej nieprawdopodobne hipotezy w końcu aresztuje mordercę , człowieka po którym nie spodziewaliśmy się takiego okrucieństwa a przede wszystkim takiej desperacji bo przecież nie miał powodu…?.
To ciekawy kryminał z mniej lub bardziej nieprawdopodobnymi zbiegami okoliczności , które w nim nie rażą i nie przeszkadzają, w końcu także jak w życiu wszystko zdarzyć się może.
Pozostawił we mnie pytanie na które wolałabym nie znać odpowiedzi : czy wszyscy ci , których znamy , lubimy , szanujemy , czy są prawdziwi? Czy to tylko pozory zachowań na użytek otaczających ich ludzi? Ile razy zdarza się mówić po jakiejś tragedii : on był takim miłym człowiekiem , ukłonił się , spacerował z psem , spokojny. A potem tragedia. Nikt się nie spodziewał …
Autorami książki ukrywającymi się pod pseudonimem Jonathan Trench są : Jan Kraśko i Elżbieta Zawadowska–Kittel. Oboje znawcy literatury angielskiej, tłumacze, szersze wiadomości oczywiście w Mordopedii i tam odsyłam .