Bożkowski Jeremi – Piękna kobieta w obłoku spalin 24/2010

  • Autor: Bożkowski Jeremi
  • Tytuł: Piękna kobieta w obłoku spalin
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1982
  • Nakład: 180320
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Ewy Adamczewskiej

Pewny swej mocy blacharz samochodowy i dwóch patafianów z milicji

Książki Jeremiego Bożkowskiego to przede wszystkim lektura dająca wiele uśmiechu, gdy za oknem plucha lub mgła osadzająca szadź. Intryga kryminalna jest tu traktowana nieco po macoszemu, na korzyść rzadko spotykanego humoru oraz galerii soczyście skrojonych postaci, z sierżantem Fidybusem oraz porucznikiem Karbolkiem na czele. Celem autorki jest tu głównie dobra zabawa czytelnika. I za to grabula.

Dystans Bożkowskiego do własnego tekstu jest tak zauważalny, że jesteśmy pewni, iż bawiła się pisząc, nie gorzej, niż my podczas czytania. Oczywiście za Jeremim Bożkowskim stoi Krystyna Ciecierska-Więska.
Napisała trzy kryminały. Wcześniej czytałem „Zbrodnię na eksport” i porównując te książki stwierdzam jedno wyraźne podobieństwo – w obu przypadkach trupem pada kobieta. Jest też wyraźna różnica. O ile w „Zbrodni”, trupa mamy od razu w pierwszym zdaniu (śmierć zadano syfonem) to w „Pięknej kobiecie w obłoku spalin” trup pojawia się dopiero po 60 stronach i spokojnie można byłoby tę część książki wyrwać, bez straty dla całości dzieła. Tylko pozornie brzmi to obrazoburczo, ale przypomnijmy słowa Raymonda Chandlera: „Naprawdę dobry kryminał warto przeczytać nawet wiedząc, że ktoś wyrwał ostatni rozdział”. Cóż zatem dopiero pierwszy rozdział czy tez kilka pierwszych rozdziałów. Nawet zresztą nie trzeba wyrywać, gdyż czarny jamnik (w tej serii wydano powieść) rozpadł się mi się samodzielnie na cztery części. Fatalnego kleju używano u progu lat 80. Oczywiście trzy z nich bym zostawił. No ale to moje  spojrzenie. Pierwsze rozdziały poświęcone są bowiem kobiecemu szczebiotowi służącemu opisaniu relacji przyszłej ofiary, Malwiny Kaleckiej, ze znajomymi oraz  w miejscu pracy. Dopiero jednak od sekwencji śmierci w garażu powieść ta dla mnie się zaczyna. Na ten moment naszkicowane tło. Nie zmienia to faktu, że dopiero teraz na scenę wkracza galeria byłych domniemanych kochanków ofiary, którą ogłuszono a następnie zamknięto w garażu, dla doprawienia tytułowymi spalinami.
Sam bywam dosyć często w garażach, choć nie posiadam samochodu. Wszystko z racji obowiązków zawodowych, a jestem antykwariuszem książkowym. Ludzie coraz częściej trzymają książki właśnie w garażach. Kilka razy w trafiłem już na kryminały Bożkowskiego w stanie garażowym (znaczne przykurzenia grzbietu). Zawsze to lepiej niż trafić na Bożkowskiego w piwnicy.  Zawsze też pochylając się nad kolejnym kartonem z książkami przypominam sobie ”Piękną kobietę” i zastanawiam się jak mogłaby wyglądać Malwina Kalecka, gdym faktycznie spotkał ją w garażu, żywą rzecz jasna. Z tytułu wiemy, że była to piękna kobieta. W toku śledztwa natomiast i z opisu wizerunek pani Magdy rozpada się na kilka osobnych. Na pewno miała trudny charakter i to pewnie wyrwało kogoś z nerwów. Niektórym wydawała się piękna, ale z drugiej strony nie była już podlotkiem i jak każda kobieta fałszowała swój wiek. Jak się bowiem dowiadujemy „od ponad dziesięciu lat była po trzydziestce”.
Charakterystyczne jest, że największą nasza sympatię budzą milicjanci Fidybus i Karbolek, choć w żadnym razie nie są to typowi przedstawiciele prawa i autorka absolutnie nie wychwala milicji, to chyba że podprogowo – „Te dwa patafiany z milicji nic nie chciały powiedzieć (str. 84). Stanowią wręcz ich przeciwieństwo. O Fidybusie nawet mówi się, że dziwne iż go z milicji nie wyrzucono. Jest to żarłok i osobnik ogromnie leniwy. Często, zamiast zajmować się tym co trzeba, fraternizuje się z podejrzanymi, je i pije na ich koszt (egri bikawer na przemian z angielską gorzką). Z kolei Karbolek, formalista, pozostaje cały czas pod czujmy okiem mamusi.
Miejsce akcji jest Wrocław, ale książka raczej stroni od topografii i obrazu miasta, ograniczając się w tym względzie do wymienienia lokalu „Mołdawianka” oraz kilku nazw ulic, ale przypuszczam, że fałszywych, gdyż Bożkowski lub nazewniczą zabawę i psikusy z nią związane.
Na zakończenie próba rzadkiej urody stylu Bożkowskiego. Oto pewien blacharz samochodowy konstatuje: „W maju przyprowadziła pukniętego fiata do klepania. Ja tam nie lubię młodej cielęciny, a babka była na pierwszy rzut oka całkiem do rzeczy, więc zastartowałem. Jak się okazało, że rozwaliła cudzy samochód i że jej zależy na czasie, bo właściciel wraca z zagranicy, to już wiedziałem, że leżę u niej w łóżeczku bez nikakich” (str. 130). Nie tylko za takie frazy wielbię kryminały Bożkowskiego, ale za takie frazy również.